.

.

niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 36

*Tosia*

Zostałam na holu sama jak palec. Minuty mijały a obok mnie nie przeszła nawet pielęgniarka. Wdech – wydech. Czułam, że ktoś siedzi po mojej lewej stronie. Odwróciłam głowę tak, żeby nie zauważył, że również mu się przyglądam. Tak jak myślałam. Sean.
- To jego sala?- szepnął.
- Tak.
- Wszystko z nim dobrze?
- Sam go spytaj. Na pewno się ucieszy, że go odwiedzasz.
- Tosia, nie chciałem, żeby tak wyszło.
- Wiem.
- Jednocześnie mam poczucie winy. To nie powinno się wydarzyć.
- Owszem, nie powinno ale czasu nie cofniesz. Narzekanie ci w niczym nie pomoże. Dean to zrozumie. 
- Skąd wiesz? 
- Czuję to.- obdarzyłam chłopaka delikatnym uśmiechem. 
- A ty? 
- Co ja?
- Jesteś na mnie zła?
- A czy to ma jakiekolwiek znaczenie?- zapytałam, wymijając go.
- Tośka!- zawołał za mną. Robi to specjalnie. Kto jak kto, ale Sean nie powinien się dziwić, że nie chcę z nim rozmawiać. Przez ostatnie miesiące robił to samo.
- Słucham? 
- Przytul mnie.- szepnął. Aaa, tego to się nie spodziewałam. Zaczęłam mu się przyglądać z wielkim niedowierzaniem. Nie wiem, czy to miał być żart czy co. 
- Co mam ci zrobić?- zapytałam. 
- Masz mnie przytulić.- tym razem powiedział pewnie. Zawahałam się. Naprawdę. Nie mam najmniejszej ochoty tego robić. Nawet nie przypominam sobie momentu kiedy ostatni raz go dotknęłam, chociażby przypadkiem. 
- Muszę?- odparłam z grymasem. 
- Nic nie musisz.- spojrzał na mnie. 
Znowu będę tą najgorszą. Przyzwyczaiłam się. Powiem więcej, ta opcja zaczyna mi odpowiadać. Jestem takim czarnym charakterem w naszym kręgu. To zabrzmiało jakbyśmy byli w jakiejś sekcie. 
No dobra, zdecydowałam się. 
- Podejdziesz czy ja mam to zrobić?- zadałam mu pytanie.  
Czuję się bardzo nieswojo. Chłopak wstał z miejsca i nawet nie czekał aż wyciągnę do niego dłonie. Po prostu się do mnie przytulił. 
- Już dobrze?- poklepałam go po plecach.- Bądź mężczyzną. 
- Nie lubię cię.- dodał i wypuścił mnie z ramion. 
- Tym lepiej bo ja za tobą też nie przepadam.
- I świetnie, żegnam. 
- Nie dotykaj mnie więcej. 
- Uważaj żebyś się nie przewróciła jak pójdziesz.
- U ciebie nawet to by nic nie zmieniło. 
- Śmieszne. Idę do Dean'a. 
- Pozdrów go ode mnie.
- Sama go pozdrów. 
- Niech cię nie widzę. 
- Marzę o tym.- powiedział i podszedł do drzwi sali. Jeszcze ostatni raz się odwrócił, żeby na mnie spojrzeć. Czyli jest tak samo jak wcześniej. Odpowiada mi to. 

***

- O, Tośka!- usłyszałam głos Charliego z końca korytarza. 
- No cześć maleńki.- odparłam, widząc go idącego w moją stronę. Zaraz za nim pojawiła się Caroline. 
- Nie widziałaś gdzieś Niny?- zapytała.
- Skąd o niej wie?- zwróciłam się do chłopaka. Dziewczynka prawie zabiła mnie wzrokiem gdy Charlie mnie do niej przyprowadził. A on nagle szuka jej przy pomocy Caroline.- Raczej nie będzie z tego zadowolona.- dodałam. 
- To mnie najmniej interesuje. Muszę ją znaleźć. Zaczynam się martwić.- odparł przygnębiony. 
- Przecież ci pomożemy.- objęłam go ramieniem.- Kiedy widziałeś ją po raz ostatni? 
- Wczoraj. Dzisiaj nie było jej w dyskretnym miejscu. 
- Może się tam schowała? Ja też miałam problemy z orientacją w tym pokoju. Równie dobrze mogła stać za tobą.
- Nie, Tosia. Ona nigdy nie robiła czegoś takiego.
- Znajdziemy ją. Nawet gdybyśmy mieli siedzieć tutaj cały dzień i obejść każde pomieszczenie znajdujące się w szpitalu.


*Dean* 

- Coś słabo się ruszasz.- usłyszałem od Kita. No brawo. Kolejna osoba to zauważyła.
- Bo wszystko mnie boli. Jakoś wolę sobie leżeć w jednej pozycji. Po co mam się rzucać?- uśmiechnąłem się. Nadal swobodnie ruszam tylko głową. Z resztą nie idzie mi tak łatwo.
- Mówili co ci jest? 
- Mówili. Wiem z tego tyle co nic. Znasz język lekarzy? Bo ja do niego nie przywyknąłem. 
- Może czegoś potrzebujesz? Przyniosę ci coś. Jakąś książkę, gazetę, muzyczkę. Co tylko chcesz.
Pewnie. Chętnie bym coś posłuchał albo poczytał. Tylko jak ja sobie wezmę w ręce czasopismo? Nie dość, że nie dam rady go zabrać z półeczki to nie utrzymam go nad sobą dłużej niż dwie sekundy. A to jednak nie jest masa czasu.
- Tak! Chętnie czegoś posłucham. 
- To wpadnę dziś drugi raz. 
- Nie musisz tego robić. Wytrzymam do jutra.
- Proszę cię.- uśmiechnął się do mnie szeroko.- A co mam robić w mieszkaniu? 
- Lepiej jak będziesz się nudził tam, niżeli miałbyś to robić tutaj. 
- Przesadzasz. Nie jest tak źle.
- Była u ciebie Nina?- do sali wparował Charlie. 
- Nie, nie widziałem jej.
- Cześć Kit.- rzucił i zaraz zniknął za drzwiami. 
- Cześć.
- Odezwiesz się w końcu?- spojrzałem na Sean'a. 
- Nie bardzo wiem co powiedzieć.
- Opowiedz mi jak tam koncerty. Był szał?
- Szał był tylko nie na to co powinien.- skomentował.
- Dużo ludzi? 
- Tak. Muszę przyznać, że jak na zaistniałą sytuację i tak było wiele osób. Chociaż nie było tak jak zawsze. Każdy z nas się martwił, fani też. Wydaje mi się, że tak bardzo jak my. 
- Są kochani. 
- Mamy dla ciebie kilka filmików. Fanki kazały nam je przekazać. Obiecaliśmy im, że je obejrzysz.
- Oczywiście.- muszę przyznać, że się ucieszyłem. 
Sean wyjął telefon z kieszeni. Po chwili wyciągnął go w moją stronę. 
- Usiądź obok mnie i potrzymaj. Ja się dość wyleżałem, teraz ty będziesz cierpiał.- obdarzyłem go uśmiechem. Zrobił tak jak mówiłem i zajął miejsce obok mnie.
Moja mina już po dwóch sekundach uległa zmianie...
Z uśmiechem spojrzałem na telefon w oczekiwaniu na pierwszy filmik. Pierwszy obraz który dobiegł do moich oczu to twarze trzech zapłakanych dziewczyn. Miały na sobie koszulki z logiem naszego zespołu. Trzymały kartki a na nich napisy. Niektóre były po polsku, więc jedynie mogłem się domyślać o co chodzi. A to wcale nie było takie trudne. Mówiły, że tęsknią, że czekały na mnie. "Bardzo Cię kocham", powtarzały te słowa co chwilę, po kolei. Już w tym momencie miałem dość. Nie chcę oglądać niczego więcej. 
- Wszystkie filmiki są o tematyce powrotu do zdrowia?- spojrzałem na chłopaka. 
- Tak. Na inne nie miały nastroju. A ten? 
Odtworzył kolejny. Tym razem widziałem jedną dziewczynę. Trzymała w dłoni cytrynę skierowaną do kamery. W tle zauważyłem Robbiego, który zaraz zniknął. Tak.. Przewrócił się! 
- Nadal się tak przewraca?- mimowolnie się uśmiechnąłem. 
- To jego znak rozpoznawczy. 
Niziutka blondynka machała cytrynką. Było to bardziej pozytywne. "Zobacz.."- zaczęła. Kamerę skierowano w dół. Na podłodze leżała kartka. Na niej ustawione były dwie cytryny, jedna przy mikrofonie a druga przy gitarze, po prawej stronie stał KitKat. "Ten zespół bez Ciebie to nie jest ROOM 94. Żaden, nawet najlepszy perkusista, grający z największymi gwiazdami, nie jest w stanie Cię zastąpić. Spójrz... Odkładam Cię na Twoje miejsce. Tylko i wyłącznie Twoje!"- uśmiechnęła się i położyła "mnie" przy perkusji wielkości jabłka. O tak, ten widok był znacznie przyjemniejszy dla moich oczu. 
- Takie rzeczy możesz mi pokazywać, tylko błagam, niech one już nie płaczą...
- W takim razie ten będzie idealny. 
"Uśmiech dziewczyny! Pokażmy Dean'owi, że mimo przeciwności losu jesteśmy zadowoleni, że się widzimy.- Cześć, Dean"- zawołały chórkiem i zaczęły machać do telefonu Sean'a.
- Znacznie lepiej. 

*Tosia*

Szukaliśmy jej przez 2 godziny! Dwie godziny wyjęte z życia. I co? Wszystko na marne. Nadal nikt nie wie gdzie jest i co robi.
- Chodź, musisz odpocząć.- złapałam chłopaka za rękę. Muszę mieć pewność, że trafi prosto do łóżka. Widzę, że martwi się o swoją przyjaciółkę. To dobrze o nim świadczy.
- Nie, Tosia. Muszę się jeszcze raz dokładnie rozejrzeć. Daleko nie uciekła.
- Wracamy.- niemal siłą pociągnęłam chłopaka za sobą w stronę sali.
- Zaczekaj... Wypadła ci słuchawka.- powiedziała do Dean'a, wkładając mu ją w ucho.- Mam przełączyć? Zobacz co robią?- uśmiechnęła się.- Zawsze tak uderzają w wasz samochód?
Nina leżała z Dean'em. Nie wierzyłam w to co widzę! Szukamy jej tyle godzin a ta zadowolona leży sobie z moim chłopakiem i oglądają filmiki.
- Twoja zguba się znalazła.- szepnęłam do Charliego. Przestało nam się spieszyć, staliśmy wpatrzeni w obrazek przed nami.
- Fani reagują różnie. Te kobietki nie często nas widzą u siebie, więc chociaż przez tą chwilę chcą być blisko nas.
- Bardzo blisko.- zachichotała.
- A ty nikogo tak nie lubisz? Że rzuciłabyś się na jego samochód?
- Nie.- zaśmiała się.- No może... Hannah Monatana ale to było kiedyś.
- Montana? Kocham Miley Cyrus! Piąteczka!- krzyknął zadowolony Kit i wyciągnął rękę do dziewczynki.
- Nie.- pokiwała przecząco głową.- Powiedziałam wyraźnie, że lubiłam Hannah, nie Miley. Mam 7 lat... Jestem spokojnym dzieckiem. Ale ty możesz. Jesteś już stary.
- Jestem stary?
- Ile masz lat?
- 22.
- Tak, jesteś stary, możesz lubić Miley.
- Dzięki?- uniósł jedną brew ku górze.- Uwielbiam ją.
- Widzę. Za co ją tak lubisz?
- No wiesz..
- Nie kończ. Jesteś mężczyzną.
- I co?
- To wszystko wyjaśnia.
- Też jestem a nie kocham Miley Cyrus.- wtrącił Dean.
- Bo ty masz dziewczynę.
- Skąd wiesz, że ja nie mam?
- Bo kochasz Miley Cyrus.
- Możecie przestać o niej mówić?- Sean zamierzał zakończyć tę wymianę zdań.
- Już, już.
- Ale nic do niej nie masz?- mój współlokator chciał się upewnić.
- Oczywiście, że nie.
- A to kto?- wskazała na telefon.
- Robbie.
- Jest z wami w zespole?
- Nie. Robi zdjęcia. W zespole jest jeszcze Kieran, ich brat.
- Rodzinny zespół. No i Kit.
- Oj, ty chyba mnie nie lubisz.- brunet spojrzał na nią podejrzliwie.
- Nie wiem skąd ten pomysł. Polubię, jeżeli lubisz Justina Biebera!
- Lubię go!
- W takim razie od dziś się przyjaźnimy.- obdarzyła go uśmiechem.
- Marzyłem o tym, dziękuję Nina.
- Wiesz, że cię szukam?- Charlie gwałtownie wystartował z moich ramion. Już po chwili stał nad głową dziewczynki, zdenerwowany jak nigdy.
- Jestem do ciebie przywiązana? Mogę sama chodzić po szpitalu i odwiedzać osoby, które chcę.- odpowiedziała mu całkowicie spokojnie.
- I dla ciebie to jest takie normalne? Zdajesz sobie sprawę z tego jak mnie przestraszyłaś? Bardzo się o ciebie martwiłem!
- Uspokój się.- Dean, próbował jakoś wpłynąć na Charliego.
- Nie odzywaj się do mnie! Wiesz co czułem?
- Przepraszam, Charlie. Szkoda, że nie pamiętasz ile razy ja szukałam ciebie.- spojrzała w jego oczy, wyjęła słuchawkę z ucha a telefon położyła na brzuchu Deana.- Idę sobie. Następnym razem mnie nie szukaj.- po prostu... Wstała i wyszła. Jak gdyby nigdy nic. A jednak nikt jej nie zatrzymał.
Chłopak jeszcze chwilę za nią spoglądał. Chyba liczył na to, że zaraz wróci i wszystko sobie wyjaśnią. Nic z tego. Gdy Nina zniknęła za drzwiami, więcej się nie pojawiła.
- Caroline, wyjeżdżasz jutro?- mój chłopak zwrócił się do dziewczyny.
- Tak.- usiadła na brzegu jego łóżka.- Z samego rana.
Chciało mi się płakać. Osoba, która nie ma uczuć, chce płakać.
- Kit, zgadzam się.- spojrzał na chłopaka.
Ten w odpowiedzi pokiwał przecząco głową. O co chodzi? Nie mam pojęcia.
- Co, Kit? Jedziesz ze mną?- zapytała roześmiana Caroline.
- A chcesz?- poruszył zabawnie brwiami.
- Tak! Bardzo. Mam małe łóżko ale jakoś damy radę.
- Kochana... To nie jest problem.

***

- Kit!- krzyknęłam wpadając do jego pokoju.
- Tosia, co się dzieje?- zapytał zdziwiony.
- Co to ma być?- niemal rzuciłam laptopem na jego łóżko!
- Zaraz ci to wytłumaczę.- wstał z miejsca. Po to tutaj przyszłam.
Zachciało mi się sprawdzić co o Kicie piszą w internetach. Znalazłam jego twittera, instagrama i jakieś inne beznadziejne strony. Oglądałam sobie zdjęcia, wszystko fajnie. Nagle trafiłam na notkę sprzed miesiąca. Byłam na niej ja. Konkretnie zdjęcie było zrobione z ukrycia, leżałam na kanapie. Kit podpisał je "Moja nowa współlokatorka. Jest twarda ale dajcie mi dwa tygodnie :)". Poczułam się beznadziejnie.
- Tosia, to nie tak.
- A jak? To wszystko co robisz jest na pokaz, tak? Bardzo się cieszę, Kit. Tylko mogłeś mi o tym powiedzieć trochę wcześniej. Fabian chciał nam znaleźć nowe mieszkanie, mogłam się na to zgodzić!
- Nie. Po prostu, na początku się nam nie układało. Myślałem, że nigdy mnie nie polubisz.
- Dlatego pisałeś takie bzdury w internecie? Pomogło ci to?
- Zmieniłem zdanie już po kilku dniach. Wiedziałem, że jesteś inna. Wyjątkowa.
- Oczywiście, a tam pewnie nie ma czegoś takiego jak "usuń"- powiedziałam wzburzona.- Plus...- przesunęłam na kolejne zdjęcie.- Tydzień później, siedzę uśmiechnięta, podpis "Brawa dla Kita". Jesteś skończonym kretynem. Nie chcę z tobą rozmawiać, rozumiesz?
- Tosia!- złapał mnie za rękę.- Nie robię niczego na siłę. Ja naprawdę cię uwielbiam a to co wtedy pisałem to... to żarty.
- Nie jest tak, że żart powinien bawić obie strony? Widzisz jak się uśmiałam? Nie? Ja też nie. Zejdź mi z oczu... Wiesz co jest najgorsze? Nie spodziewałam się tego po tobie. Serio, po każdym innym ale nie po tobie. Dla ciebie byłam buntowniczką, którą trzeba było ujarzmić. Mam nadzieję, że jesteś usatysfakcjonowany tym co zrobiłeś. Jest tam więcej takich zdjęć ale o tym pewnie wiesz. Spodziewałabym się tego po Seanie, Kieranie... Ale nie po tobie! Zawiodłam się. I to bardzo.- dodałam opuszczając jego pokój.
- Tośka... Nie wychodź, zostań.- wszelkimi możliwymi sposobami próbował mnie zatrzymać.
- Nie odzywaj się do mnie.- szepnęłam i zamknęłam się w pokoju.
- Wpuścisz mnie?- Caroline zaczęła się dobijać do drzwi.
- Nie. Nikogo nie wpuszczę.
- A mnie?- usłyszałam głos Danielle.
Muszę przyznać, że brakowało mi tej małej. Otworzyłam jej.
- Dlaczego do mnie nie przychodziłaś?- zapytałam, gładząc jej włosy.
- Mam szkołę, Tosia. Jutro jest sobota więc dopiero dzisiaj mogę z tobą posiedzieć... Poleżeć. Pokłóciłaś się z kimś?
- Trochę posprzeczałam się z Kitem.
- O co?
- Nie musisz wszystkiego wiedzieć, Dani. To są prawy między mną a nim.
- A co u Dean'a?
- Lepiej.
- A było źle?
- Dean jest w szpitalu.
- Co się stało?- aż podniosła się na łokciach. Przyglądała mi się w nadziei, że w końcu coś powiem.
- Miał wypadek ale nie bój się, wyjdzie z tego.
- To dobrze.- przytuliła się do mnie.- Dean ma szczęście, że znalazł taką dziewczynę.
- Myślałam, że to ja mam szczęście, że znalazłam takiego chłopaka.
- Też. Ale tak naprawdę to on jest szczęściarzem.
No nie wiem. Zwracając uwagę na swoje zachowanie, musiałabym się nad tym zastanowić. Jednak jest to bardzo wątpliwe. Głos Danielle wyrwał mnie z rozmyśleń.
- Uderzyła mnie.
- Słucham?- myślałam, że się przesłyszałam. Ewentualnie, że źle zrozumiałam.
- Katy mnie uderzyła.
- Jak to.. uderzyła?
- Po prostu. Wzięła i uderzyła. Jak mam ci to wytłumaczyć?
__________________________________________________

Wróciłam, jestem cała i zdrowa! :) 
Widzę, że jest Was mniej :( 
Oki, to chyba wrócimy do poprzedniej taktyki, co Wy na to? Zobaczymy jak to będzie. 

12 komentarzy = KOLEJNY ROZDZIAŁ 

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 35


*Tosia*

Nie mam pojęcia o co mu chodzi!
- Tęsknisz za Kit'em?
- Tęsknię, chociaż nie bardzo mam na to czas.
- Dlaczego on jest dla ciebie taki ważny?
- Jak to dlaczego? Owszem, Kit jest dla mnie bardzo ważny. Urywałam to kiedyś przed toba?
- Nie, pytam dlaczego odgrywa w twoim życiu tak znaczącą rolę.
- Pomagał mi, gdy nikt inny niczego nie zauważał.
- Zawsze będę stał za nim. Jestem na drugim planie.
- O co ci chodzi, Dean? Wiesz, że wcale tak nie jest.
- Jest dokładnie tak.
- Mam dość tych twoich podchodów. Kit jest moim przyjacielem i na pewno nie będę tego zmieniać, tylko dlatego, że ci to nie odpowiada.
- Drażni mnie wasza zażyłość.
- Tak? Zachowujemy się normalnie. Nie powinieneś być o niego zazdrosny.
- Ale jestem. Jestem o ciebie cholernie zazdrosny.
- Nie chcę się z tobą kłócić. Może lepiej będzie jak sobie pójdę. Przyjdę do ciebie jutro.- powiedziałam, wstając z miejsca.
- I będziesz tak uciekać? W końcu powiesz mi prawdę.
- Jeżeli się nie mylę to chłopaki wracają pojutrze. Sam możesz porozmawiać z Kitem. Może mam się wyprowadzić bo tobie przestała odpowiadać moja znajomość z współlokatorem?- spojrzalam na niego z wyrzutem.- Gdybym mieszkała z innym facetem to też byś się czepiał.
- Masz rację.
- No prosz...
- Masz rację, lepiej będzie jak pójdziesz. Zgadzam się.- odparł i odwrócił głowę w drugą stronę.
- Dean..- szepnęłam ze skruchą.
- Nie, nie chcę dalej prowadzić tej rozmowy. Idź do domu.
- Ale...
- Już, uciekaj.


***


*perspektywa Dean'a*


- Jesteś głupi.

- A ty zawsze podsłuchujesz.- powiedziałem zmęczony pytaniami Charliego.
- Ona cię kocha. Kim jest ten Kit?
- Moim przyjacielem.
- Twoim?
- Tak?
- W takim razie jesteś głupi razy 2.
- Bo?
- Bo Tośka nie wygląda na taką, która obraca się za każdym chłopakiem. Tym bardziej jeżeli jest on przyjacielem jej ukochanego. Puknij się, Dean.
- Nie wymądrzaj się.
- Mogę siedzieć cicho ale co to zmieni? Nadal będziesz układał sobie w głowie scenariusze rozmów z Kitem.
- Skąd wiesz, że to robię?
- Dialogi z Tosią też są tam wplątane.
- Odwróciłbym się do ciebie plecami ale nie mogę.
- I tak byś tego nie zrobił. Lubisz mnie.
- To nie zmienia faktu... Charlie! Połóż się spać czy coś.
- Nie jestem zmęczony. Potem w nocy będę cię męczył rozmowami. Chcesz tego?- uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Jak to jest, że jesteś w wielu miejscach naraz? Wychodzisz stąd a potem okazuje się, że wszystko słyszysz? Detektyw byłby z ciebie dobry. Nawet podsłuchy nie byłby ci potrzebne.


***


*Tosia*


Co! Otworzyłam oczy. Zanim się ocknęłam siedziałam na łóżku, mój oddech był przyśpieszony a czoło całe mokre. "Tośka, to tylko sen." - powtarzałam sobie w myślach.

Dziwnie się czuję, jakoś nie mogę się otrząsnąć.
Rozejrzałam się dookoła i złapałam za telefon, leżący na półeczce obok łóżka. No ładnie, 3.35.
I co ja mam teraz zrobić?
Po dłuższym zastanowieniu, stwierdziłam, że pójdę napić się wody.
Przechodząc przez salon coś przykuło moją uwagę.
Coś... Ktoś.
Na kanapie leżał chłopak.
Mimo tego, że było ciemno a on prawie cały był zakryty kocem, zaraz go rozpoznałam.
Całkowicie zapomniałam o tym, dlaczego wyszłam z łóżka i podążyłam do kuchni.
Moje kroki skierowały się ku niemu. Ukucnęłam przed kanapą i wsłuchiwałam w spokojny oddech chłopaka. Tak dobrze się czułam z myślą, że jest obok.
- Cześć, słoneczko.- szepnęłam, całując go w czoło. Nerwowo się poruszył. Tak jakby jakiś owad dotknął jego twarzy, a ten zaraz zamierzałby go ukarać.
- Tęskniłam za tobą, wiesz?- kontynuowałam.
Czy chciałam go obudzić? Nie wiem. Może. Z jednej strony, chcę się z nim przywitać, porozmawiać chwilę. Ale z drugiej... Tak słodko śpi, domyślam się, że jest bardzo zmęczony.
- Ja też.- powiedział zaspanym głosem. Zauważyłam, że lekko podniósł kawałek kocyka. Położyłam się obok niego.
- Dobrze, że już jesteś.- mówiąc to, prawie się rozpłakałam. Poczułam jego ciepłe dłonie na swojej tali.
- Chcę spać, Tosia.
- Już siedzę cicho.
- Przytulę cię i śpij, jasne?- szepnął, oddychając głęboko.
- Yhmm.- mruknęłam.
- Dobranoc.
- Buzi.
- Spadaj, masz chłopaka.
- Kit! Tak jak zawsze.- powiedziałam nieco ciszej.
Chłopak westchnął jeszcze głośniej. Przez pierwszy moment nic się nie zmieniło. Nawet nie wykonał żadnego ruchu. Pomyślałam, że zasnął.
Zrobił to.
Pocałował mnie w czółko. Czuję się wtedy jak mała dziewczynka, gdy leży ze swoim misiem i wie, że on nigdzie sobie nie pójdzie. Że jej nie zostawi. Przecież są przyjaciółmi. Też mam takiego misia. Wiem, że jeżeli zasypiam z Kit'em, to na pewno się przy nim obudzę.
- Dziękuję.
- Tosia...
- Już, ciii. Wiem.
Chłopak mocno mnie objął. Przysunęłam się do niego jak najbliżej.
- Kit...
- Wyjdź, Tosia. Serio. Nie widzę cię tu.- powiedział głośniej, próbując zepchnąć mnie z kanapy.
- Nie, stop! Zaczekaj chwilę.- ostatkiem sił broniłam się przed upadkiem.
Odwrócił się do mnie tyłem.
- Jesteś zły?
Nic nie odpowiedział. Jestem straszna, przecież wiem, że jest zmęczony.
- Nie przeszkadza mi to.- odparłam i tym razem to ja objęłam chłopaka.- Ktoś musi cię ogrzać.- dodałam.
- Ogrzewaj ale w ciszy. Jeszcze jedno słowo i mnie zdenerwujesz.
- Dobrze.
Nie mogę spać...
- Miałam zły sen.
- Dobra, koniec.- gwałtownie się odwrócił.
- Kit, co ty robisz?- zapytałam zaniepokojona.
- Mam cię dość.
Zabrał mnie na ręce i zaczął iść w stronę mojej sypialni.
- Nie Kit. Chcę z tobą. Puść, będę cicho. Przysięgam.- zaczęłam błagać chłopaka.
- Zostajesz tutaj, Tosia. Obiecuję, że rano do ciebie przyjdę.
- Kit, potrzebuję cię.- nie pozwoliłam mu, żeby wypuścił mnie z ramion.
- Puść mnie mała przylepo.- zaczął odciągać od siebie moje ciało.
- Nie. Zostajemy razem, nieważne gdzie.
- Tosia.- westchnął i usiadł na łóżku. Nadal kurczowo się go trzymałam. Wydawało mi się, że zaczynam odczuwać strach. Tylko przed czym? Tak jakbym bała się, że mnie zostawi, że znowu sobie pójdzie i wróci za tydzień. Siedziałam na jego kolanach, dusząc go swoim uściskiem.
- Nie tak mocno.- szepnął i delikatnie odciągnął moje ręce ze swojej szyi.- Już spokojnie, nie zostawię cię.- pocałował mnie w policzek.
Chyba liczył na to, że dam mu spokój...
- Oj, Tośka. Co ja z tobą mam?- pytał, zakładając kosmyki moich włosów za ucho.
- Będę cicho, obiecuję.
- Na mały paluszek?- wyciągnął ku mnie dłoń.
- Tak.
- Teraz ci wierzę. Chodź.- odłożył mnie do łóżka.- Mam wrażenie, że jesteś moim dzieckiem a nie współlokatorką. Muszę cię zanosić do łózka.- powiedział siadając na skraju materaca.
- Jestem twoją księżniczką. Musisz to robić.
Uśmiechnął się, jestem tego pewna. Jego oddech ułożył się w melodyjny odgłos.
- Idę się czegoś napić. Nie wierzę, że mnie obudziłaś.- wstał z miejsca.
- Masz tu wrócić. Jak nie to przyjdę do ciebie ale wtedy nie przestanę mówić nawet na sekundę.- powiedziałam stanowczo.
- Jeżeli stawiasz mnie w takiej sytuacji to wrócę. Spróbuj zasnąć.
- Poczekam na ciebie.- powiedziałam, przykrywając się.


****

- Nie śpisz?- zapytał, gdy otworzyłam oczy.
- Mogłeś mnie obudzić.
- Nie jestem taki. W odróżnieniu od niektórych.- prychnął.
- Przepraszam ale tak bardzo się ucieszyłam, że nie mogłam cię zostawić. Dobrze, że już wróciłeś, bez ciebie to nie to samo. Ten dom jest zbyt pusty.
- Tośka, zrobiłam śniada... Co?- do pokoju zawitała Carolina.- Kit!- rzuciła się na łóżko. Dziewczyna zaraz znalazła się między nami, tuląc się do chłopaka.
- Cześć, malutka!- odparł uśmiechnięty, przyciągając ją do siebie.- Ciebie mógłbym adoptować, takich powitań mi brakuje.
- Przesuń się Tośka.- usłyszałam po chwili. Zauważyłam brata z talerzykiem. Stał sobie spokojnie i jadł kanapkę.
- Fabian...
Na nic nie czekając, chłopak położył się obok mnie. I takim to cudem wszyscy sobie leżeliśmy. Na moim biednym, małym materacu.
- No i fajnie.- zaśmiał się Kit.
- Jedziesz ze mną do Dean'a?- zapytałam.
- Pewnie. Tylko będę musiał się trochę ogarnąć.
- Właściwie to dlaczego przyjechaliście wcześniej?
- Jutro nie mieliśmy występu, gdyby sytuacja była inna to pewnie teraz siedzielibyśmy sobie w Polsce.
- A ty, Caroline?
- Ktoś musi odciągać od was Charliego, nie da wam żyć.
- Masz rację.
- Kogo?- chłopak zaczął się interesować.
- Charlie, nowy kolega Dean'a.- wytłumaczyła blondynka.
- O proszę. Ten to nawet w szpitalu sobie znajdzie przyjaciół.
- Nawet nie wiesz jaki on jest wspaniały.
- Byłem pierwszy.- zrobił smutną minkę, patrząc w oczy dziewczyny.
- Przestań, Kit. Na dobrą sprawę to ciebie nie było przez ostatnie dni więc ktoś musiał się nią zająć.- dodał Fabian.
- Nie chcę was martwić ale wydaje mi się, że Kieran był pierwszy.- wtrąciłam.
- Cicho siedź, siostrzyczko.- Fabian zaczął się śmiać i złożył ogrooomnego buziaka na moim policzku.
- Fuj.- wytarłam się.
- On może a ja nie?
- On nie jest moim bratem.
- No właśnie, więc nie powinien cię całować.
- Wręcz przeciwnie.


***


- Hej.- odparł. Nie wyrażał żadnych emocji, czyli nadal się gniewa.
- Mam dla ciebie niespodziankę.
- Tak? Jaką?- jakoś nie było w nim wielkiego zainteresowania.
- Przywiozłam ci kogoś.


*Dean*

Dziewczyna na chwilę zniknęła za drzwiami prowadzącymi do sali. Zza ściany wychylił się brunet. Doskonale mi znany.
- Kit!- ucieszyłem się. Zaraz zapomniałem o wszystkich kłótniach z Tosią, między innymi tych, dotyczących jego.
- Dean!- niemal się na mnie rzucił i zaczął ściskać. Oczywiście nie miałem z tym problemu. Leżę tutaj niczym skała, można mnie ściskać, kopać, drapać, szczypać a nawet rzucić o ścianę. Efekt przy każdej czynności będzie identyczny.
- Cześć, jak tam trasa? Koncerty się udały?- zapytałem.
- No proszę cię!- usiadł obok.- Bez ciebie nie miały prawa się udać.
- Przestań, nikt nie jest niezastąpiony.
- Ty jesteś. Nie ma dwóch takich perkusistów.
- Czego chcesz?- uśmiechnąłem się.
- Niczego. Chociaż w sumie...- zaczął się nerwowo oglądać.- Tośka, przyniesiesz mi kawę? Rano nie zdążyłem wypić.
- Pewnie, zaraz wrócę.
- Mam do ciebie pytanko.- spuścił głowę w dół.
- Tak?
- Mogę zabrać gdzieś Tosię?
- Proszę?- zaśmiałem się.
- Widzisz jaka jest zmęczona? 2-3 dni. Załatwię ci opiekę, chłopaki będą przy tobie cały czas. Chcę żeby oderwała się od tego wszystkiego i odpoczęła. Sama...
- Z tobą.- przerwałem mu.
- Dean... Chcę wam pomóc.
- Widzisz? Tyle chcesz, tak mało możesz. Znajdź sobie dziewczynę i na nią przelej swoją miłość.- W takich momentach żałuję, że jedynie głową mogę operować bo zamiast się odwrócić, strzeliłbym mu porządnie w twarz. Może by się ogarnął.
- Tośka nie jest dla mnie kimś takim jak dla ciebie. Nie rozumiesz? Traktuję ją jak siostrę.
- Mam nadzieję, że domyślasz się jaka będzie moja odpowiedź?
- Przecież nic jej nie zrobię. Nie ufasz mi?
Teraz to sam już nie wiem. Może chce wykorzystać sytuację i zbliżyć się do Tosi? Nawet nie będę mógł go porządnie pobić! Jestem w kropce. No świetnie! Chociaż z drugiej strony… Nie rozmawiam z nią. Między innymi z jego powodu. Może lepiej by było, gdybyśmy od siebie odpoczęli te kilka dni. Tylko dlaczego z nim? Jakby nie mogła jechać z Caroline albo w ogóle zostać w domu z Fabianem.
- Muszę to przemyśleć, Kit. Nie wiem co mam zrobić. Nie chciałbym, żeby spędzała z tobą tyle czasu sama.
- Dlaczego nie? Wiesz, że kto jak kto, ale ja nie  pozwolę jej skrzywdzić.
- Nie pozwolisz ale nie wiem czy sam tego nie zrobisz.
- Zaraz do tego wrócimy. Powiedz mi, jak się czujesz?- spojrzał na mnie z troską w oczach.
- Całkiem nieźle. Jak na wypadek.
- Chcieliśmy wrócić, naprawdę.
- Nie musisz mi się tłumaczyć. Wiem jak jest.
- Chyba nie do końca.-  odwrócił wzrok.
- Co masz na myśli?
- Sean nie chce tutaj przychodzić, nie chce rozmawiać ani z tobą, ani z Tosią. Z nami zresztą też. Czuje się beznadziejnie, próbuje to ukryć ale nie znamy się od wczoraj. Obwinia się za to, co się wydarzyło. Żadne tłumaczenia na niego nie działają.
- Chcę z nim porozmawiać. Jakoś się dogadamy. Przecież nie winię go za nic. To co się stało jest tylko i wyłącznie moją winą.
- Tak też nie możesz postąpić. To nie ma sensu. Wypadki chodzą po ludziach. Może przepychanie się przy ruchliwej ulicy nie jest szczytem inteligencji ale jednak.- delikatnie się uśmiechnął.
- Niech przyjdzie do mnie jak najszybciej.
- Przekażę mu te słowa. Mam nadzieję, że chociaż ciebie posłucha. Nie da się z nim wytrzymać. Dziwnie się czuję gdy czasami przejdzie obok nas w milczeniu. Nie zaczepia mnie, nie  drapie. Nie robi kompletnie nic.
- A co z Kieranem? Jak fani?
- Kieran trzyma się najlepiej. Dobry aktor z niego. Przynajmniej w porównaniu do nas. Fani czują się gorzej niż Sean! Bolało mnie serce, widząc te piękne, zapłakane buzie, proszące żeby przekazać ci misie i pozdrowienia. Przez nich było ciężko. W samotności przynajmniej by się tego tak nie odczuwało a gdy ktoś cię przytula i nie mówi tego co zawsze, tylko błaga o zdrowie i wsparcie dla ciebie… Ehh, to nie jest łatwe.- westchnął.

- Zawsze mówiłem, że mamy najlepszych fanów na świecie.

*Tosia*


- Chce mi się płakać.- szepnęła.
- Co się dzieje?- zapytałam zaciekawiona.
- Żal mi go. Chcę żeby żył. Nic go nie boli. Kłamie.- Nina po kolei powtarzała każde zdanie, robiąc między nimi przerwy. Tak jakby chciała podkreślić wagę,  jaką posiadają.
- Mówisz o Dean’ie?- oczywiście, że tak. Jednak wolę się upewnić.
- A jak myślisz?- spojrzała na mnie tymi niebieskimi oczkami.
- Słoneczko, miał wypadek. Ból nie znika tak szybko. Nie po czymś takim. – wytłumaczyłam. Nina była mądrym dzieckiem, ale jest młodziutka. Nie wszystko musi wiedzieć. Nie o każdym temacie musi mieć pojęcie.
- Nie widzisz tego? Ja z daleka zauważyłam niemoc w jego oczach. Bezradność, strach i chęć uchronienia cię przed bolesną prawdą.
- Zaufaj mi. Dean mówi mi o wszystkim.
- Mówi ci o tym, co chcesz usłyszeć.- wstała z miejsca i ostatni raz mi się przyjrzała. – Chcą mi zrobić jakieś badania, muszę już iść.- dodała. – Trzymaj się. Zacznij czytać między wierszami. On kłamie.- szepnęła patrząc w moje oczy.
_________________________

Dodaję dzisiaj, bo do końca tygodnia mnie nie będzie :)
Także czytamy, komentujemy, mam nadzieję, że się Wam spodoba! Obiecuję, że kolejne rozdziały będą dodawane co 2-3 tygodnie. Nie tak często :)
Kit jest tak słodki, że nie mogłam się powstrzymać!
Buziaki ;*
Lubicie mnie chociaż troszeczkę? :((

niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 34

*Tosia*

- Kto to pisał?
- Ja.- odpowiedział Charlie.
- Piękne. Smutne i przygnębiające ale piękne.
- Opisuję każdy dzień, odkąd tutaj jestem.
- Mówisz o Ninie w tym fragmencie?
- Nie, ale teraz uważam, że to Nina jest najpiękniejsza. Ta dziewczyna z pamiętnika już dla mnie nie istnieje.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nie widziałem jej od kilku miesięcy. Już nie wmawiam sobie, że mnie pokocha „za to, jaki jestem”. Ładnym ludziom jest w życiu łatwiej, wiesz? Ma chłopaka, który należy do elity, jeden z najprzystojniejszych. Więc dlaczego miałaby go wymienić na mnie? Wiem jak wyglądam. Uwierz mi, że też nie jestem z tego zadowolony. Teraz mam Ninę, będę się nią opiekował, tak długo jak będę mógł.
- Chodziłeś z tą dziewczyną do szkoły?
- Z Jesy? Tak. Odrabiałem jej wszystkie zadania domowe. Cieszyłem się, że mnie zauważa. Tak naprawdę byłem tylko popychadłem i drogą do dobrych ocen.
- A Ninę skąd znasz?
- Ze szpitala. Opowiesz Tosi?- spojrzał na dziewczynkę. Chyba zaczyna przyzwyczajać się do mojej obecności.
- Nic wyjątkowego się nie wydarzyło. Poznaliśmy się na korytarzu a od kilku miesięcy spotykamy się tutaj w samo południe, żeby poczytać. To wszystko. Charlie jest moim przyjacielem. Czuję się przy nim bezpiecznie. Tylko przy nim.
O nie… Ta dziewczynka mi kogoś przypomina. Kogo? Mnie.
Rozumie się z Charliem tak jak ja z Kit’em. Ma przyjaciela, za którym skoczyłaby w ogień, swoje oczko w głowie. Nie powinnam się z nim kłócić, zaraz jak stąd wyjdę to do niego zadzwonię.
- Ktoś wie, że się tutaj ukrywacie?
- Nie, po co mieliby wiedzieć? Mają tylu pacjentów, że dwóch uciekinierów nic nie zmieni. Ba, nawet nie zauważą.- wytłumaczyła.
- Chcesz, żeby Tosia częściej ze mną przychodziła?
- Tak, możesz ją jutro przyprowadzić.
- Sprawdzę czy nikt nie idzie.- Charlie wstał z miejsca i podszedł do drzwi.
- Przeczytasz nam jutro kolejny fragment?
- Oczywiście.
- Tosia idziemy do Dean’a. – usłyszałam głos chłopaka.
- Do zobaczenia jutro słonko, trzymaj się.- pocałowałam dziewczynkę w czoło.- Idziesz z nami?
- Zostanę jeszcze chwilę. Będę na was czekać.

***
- Polubiła cię.
- Skąd wiesz?
- Nie każdemu pozwala ze sobą siedzieć.
- Co jej…
- Ma białaczkę.
- Zawsze musisz wyprzedzać moje pytania?
- Zawsze musisz tyle pytać?- uśmiechnął się.
- Dlaczego ona nie jest tak szczęśliwa?
- A ma się z czego cieszyć?
- Ty masz?
- Owszem. Mam ciebie, Ninę i Deana.- powiedział, nie patrząc na mnie.
Objęłam chłopaka ramieniem.
- Cześć Dean.- rzucił gdy byliśmy już w sali.- Kolejna piękna kobieta przy twoim łóżku, zaczynam czuć się głupio.- dodał widząc Caroline.
- Hej.- uśmiechnęła się do niego ciepło.- Teraz Tosia zajmie moje miejsce przy Deanie, więc jestem wolna. Mogę posiedzieć z tobą. Mam na imię Caroline.- wyciągnęła rękę do chłopaka. Zawsze wiedziałam, że jest niesamowita!
- Dean, skąd ty bierzesz takie koleżanki? Cieszę się, że na ciebie trafiłem.- Charlie.

***

- Nie podrywaj jej!
- Nie bądź zazdrosny, masz Tosię.
- Caroline też jest moja.
- Nie przesadzaj, jedna ci wystarczy.
- Nie, zostaw ją.
- Kamień, papier, nożyce?
Charlie dobrze dogadywał się Dean’em. Dobrze, że mój chłopak leży na sali z kimś tak cudownym. Takim małym aniołkiem.
- Przykro mi Dean ale Charlie ma rację. Jedna dziewczyna w zupełności ci wystarczy.- wtrąciła Caroline.
- Jaka kochana. Ha! Widzisz?- chłopak przytulił się do mojej koleżanki.
- Ja mam moją księżniczkę. Chciałbym z tobą porozmawiać na osobności.
- To nie brzmi najlepiej.- na mojej twarzy pojawił się grymas.
- Chodź Charlie, zejdziemy na dół. Do zobaczenia, miśki.- złapała chłopaka za rękę i wyszli z sali.
- Dlaczego tylko ty i rodzice przychodzicie?
- Chłopaki nie mogli odwołać tylu koncertów. Wiem, że się martwią, co chwilę dzwonią. Chcieliby być teraz z tobą. Niestety, musisz pocieszyć się mną. Wracają za kilka dni, na pewno cię odwiedzą. Wtedy będziesz chciał, żeby sobie poszli.- powiedziałam. Oboje zaczęliśmy się uśmiechać.
- Powiedz mi co się stało. Miałem wypadek, tak?
- Tak, potrącił cię samochód.
- Jak to się stało? Wiem, że pozostało nam kilkanaście minut do koncertu, skąd wziąłem się na zewnątrz?
Chwilę się zastanowiłam.
- No dobrze, powiem ci wszystko. Zdarzył się mały incydent. Byłeś bardzo przygnębiony, smutny. Chłopaki mówili, że to z mojego powodu.
- Coś się stało? Pokłóciliśmy się?
- Nie. Tęskniłeś. Sean chciał ci przemówić do rozsądku. Wyszliście na zewnątrz i trochę się posprzeczaliście. Uderzyłeś go, on ci oddał i się zaczęło. Wasza przepychanka doprowadziła do tego, że wylądowałeś pod przejeżdżającym samochodem.
Chłopak zamilkł. Nie wiedziałam co czuje, co chce powiedzieć.
- Nie chcę tłumaczyć Seana, wiesz jak jest między nami ale podobno nie jest z nim najlepiej.
- Dlaczego do mnie nie zadzwonił?
- Pewnie się bał.
- Przecież to nie jego wina.
- On uważa inaczej. Twierdzi, że skoro cię popchnął to odpowiedzialność spoczywa na nim.
- To ja go uderzyłem.
- Znowu jestem przyczyną waszych kłótni. Co będzie dalej? Może się zdarzyć jeszcze coś gorszego?
- Mówisz, że niedługo wracają, tak?
- Owszem.
- Porozmawiam z nim. Jesteśmy braćmi, jakoś to sobie wytłumaczymy.
- Oby nie doszło do rękoczynów.
Chłopak zaczął się śmiać.
- Mam na chwilę obecną tylko jedno marzenie.- szepnął. 
- Chcesz wrócić do domu? 
- Chcę, ale nie o to chodzi. 
- Chcesz, żeby przestało boleć? 
- Też nie. 
- W takim razie, czego chcesz? 
- Chcę, żeby Charlie żył wiecznie. 
- Słucham?- zapytałam z niedowierzaniem. Muszę przyznać, że odjęło mi mowę. Przede mną leży Dean Lemon, ze łzami w oczach, mówiący mi o chęci dania wiecznego życia młodemu chłopcu. 
- Mogę oddać mu połowę swojego życia ale nie chcę żeby umierał. 
- Dean...- odparłam. Tak naprawdę nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.- Na każdego z nas przyjdzie pora.- to prawdopodobnie była najgorsza rzecz, którą powiedziałam na głos.
- Słucham?- tym razem on powtórzył pytanie.- Tośka, on ma 14 lat. Zachowuje się jakby miał 40 ale nadal jest dzieciakiem, któremu potrzebna jest troska i miłość. 
- Wiem. Widzisz, że też staram się poświęcać mu jak najwięcej czasu. 
- Gdybym mógł to bym go adoptował. 
- Ale nie możesz.
- Albo przynajmniej zabrał ze sobą do domu jak będę wychodził.
- Poznałam dziś jego koleżankę.
- Tak?
- Nina, niesamowite dziecko. Jest chora na białaczkę, spotykają się w dyskretnym miejscu.- powiedziałam z delikatnym uśmiechem na ustach.
- Gdzie ono jest?
- Nie mogę ci powiedzieć, jest dyskretne.- tak samo odpowiedział Charlie, gdy zadałam mu to pytanie.- Nienawidzę szpitala.- dodałam.- Jest przepełnione chorobami i śmiercią.
- Obiecuję ci, że już niedługo stąd wyjdę.
- Co z nim będzie, Dean?
- Wiem jedno, na pewno go nie zostawię.

*Caroline*

- Zjesz coś?
- Niekoniecznie.- odparł z uśmiechem.
- Widzę, że jesteś zadowolony.
- Owszem, dzisiejszy dzień zaliczam do jednych z lepszych.
- Co jest tego powodem?
- Ty, Dean, Tosia, kilka innych osób. Lubię was.
- A my lubimy ciebie.- powiedziałam i zaczęłam go łaskotać.
- Caroline! Przestań!- chłopak śmiał się wniebogłosy.- Gdybym miał wystarczającą siłę to zrobiłbym to samo. Moje łaskotanie teraz, wyglądałoby mniej więcej jak dotyk. I to bardzo delikatny, prawie nieodczuwalny dla drugiego człowieka.
- Dobrze, że Dean leży z tobą na sali. Dzięki niemu cię poznałam, bardzo się z tego cieszę. Jesteś niesamowitym chłopcem.
- Tak myślisz? - jego oczy zamieniły się w dwa małe płomyczki.
- Owszem, jestem tego pewna.
- A gdybyś zobaczyła mnie na ulicy, podeszłabyś?- zapytał. Rozmowa z nim nie należy do najłatwiejszy ale za to do najprzyjemniejszych i najciekawszych.
- Nie wiem, dlaczego pytasz?
- Bo tutaj ludzie mają mnie za kogoś wyjątkowego, "Cześć Charlie", "nasze słoneczko, promyczek", wszystko co najlepsze, ale gdyby spotkali mnie na ulicy, żaden by nie podszedł. Wiesz dlaczego? Bo jestem chory. Tutaj to normalne jednak rzeczywistość poza szpitalem wygląda nieco inaczej. Uświadomił mi to czas spędzony w szkole, gdy jeszcze miałem na to siły. Byłem lubiany, bo nauczyciele nie pozwalali na to, żebym czuł się odrzucony. Myślisz, że nie wiem co mówili o mnie, gdy nikt nie słuchał? Nikt, oprócz mnie. Wiedziałem o wszystkim, dla nich od dawna mógłbym nie żyć.
- Nie miałeś przyjaciół?
- Po chorobie? Nie. Wszyscy trzymali mnie na dystans. Nie wiem dlaczego. Nie potrafili zrozumieć, że ich niczym nie zarażę. W ławce siedziałem sam. Tak, wszędzie dookoła były wolne miejsca. Byłem wyklęty, wolę być tutaj. Czuję się lepiej w gronie osób, do których należę. Jesteśmy dla siebie jak rodzina. Razem cieszymy się w momentach narodzin i razem płaczemy w momencie śmierci. Taka jest kolej rzeczy, już nawet nie chce mi się nad sobą użalać i pytać "dlaczego to ja jestem chory a nie on? Czynię dobro, on nie."
- Wcześniej zadawałeś sobie takie pytania?
- Bardzo często. Przechodziłem załamanie. Uważałem, że życie jest niesprawiedliwe. Moi rówieśnicy bawią się, myślą o przyszłości i zabawie. A ja? Leżę w szpitalu i jedyna rzecz nad którą się zastanawiam to pytanie co dziś będzie na obiad. Chciałbym być jednym z nich, iść gdzieś, na jakiś koncert, imprezę, cokolwiek. Pobyć z ludźmi ale nie czuć się odrzuconym, rozumiesz? Teraz wiem, że nie bez przyczyny to mnie wybrano. Widocznie Ktoś potrzebuje mnie tam, u góry.

***
- Gdzie idziesz, malutka?- zapytałam widząc Ninę w drzwiach.- Charlie jest na dole. Mam go zawołać?
Dziewczynka nawet się nie wychyliła. Widzę, że nie za bardzo lubi poznawać nowych ludzi.
- Usiądź z nami, poczekamy na niego razem.- dodał mój chłopak.
- Nie chcę z wami siedzieć.
- Pójdę po Charliego.- spojrzałam na Deana i opuściłam salę.

*perspektywa Deana*

- Jesteś słaby?- usłyszałem zza ściany.
- Jestem chory.
- Nie jesteś. Nie wiesz co to choroba.
- Nieprawda. Miałem wypadek.
- I co z tego? Wypadek to nie choroba. Wyjdziesz z tego.
- Skąd wiesz?
- Widzę.
- Przecież nawet na mnie nie patrzysz.
- Skąd możesz wiedzieć jak długo tutaj stoję?
- Mogę się jedynie domyślać.
- Nawet tego nie potrafisz.
Przemilczałem to. Jakoś nie miałem ochoty na dyskusję z nią. Niech myśli co chce. Przekonywanie do siebie ludzi zaczyna być męczące.
- Boli cię coś?- zapytała po chwili.
- Owszem. W środku. A ciebie?
- Nic mnie nie boli. Nie czuję bólu.
- Każdy czuje. Dlaczego nie chcesz wejść?
- Po co? Mogę z tobą rozmawiać tak.
- Co robisz?
- Siedzę na podłodze i opieram się o ścianę.
- Usiądź tutaj. Przeziębisz się.
- Nie chcę żebyś na mnie patrzał.
Teraz nie wiem czy powinienem ją do tego namawiać.
- Masz jakiś konkretny powód?
- Nie, po prostu.
- Nie satysfakcjonuje mnie ten argument.
- Mnie nie satysfakcjonuje życie tutaj.
Czuję się beznadziejnie. Jest taka jak Charlie na początku, wydaje mi się, że z nią nie będzie tak łatwo. Nawet nie próbuje mnie zrozumieć, postawić się w mojej sytuacji. Jestem dla nich intruzem. Myślą, że nie znam życia, nie wiem jak jest. Owszem. Wiem. Ignoruję to. Próbuję się spełniać a nie zastanawiać nad problemami, które przyniesie mi jutro.
- Nie uważasz, że życie jest zbyt krótkie, żeby myśleć o zasadzkach które na nas czekają? Głowa do góry i idź przed siebie. Nie daj satysfakcji innym. Nie uszczęśliwiaj ich swoją porażką.
Ojj, Dean. Mówisz małej dziewczynce, że życie jest za krótkie. Ona pewnie ma o tym większe pojęcie niż ja i moi bracia razem wzięci.
- Życie, nie życie. Ono też w końcu minie. Gdzie jest Charlie? Zapomniał wziąć pamiętnika a musi dziś coś zanotować.
- Tosia po niego poszła, na pewno zaraz wróci.
- Skąd wiesz? Twoi ludzie ją obserwują i dają ci znaki?
Na prawdę czuję się zmęczony, te ciągłe wyrzuty. Zawsze myślałem, że to zazdrość, że ludzie, którzy czepiają się tego co osiągnąłem, są zazdrośni. Tym razem chodzi o coś innego. Jeszcze nie wiem o co.
- Nie mam ludzi, którzy mogliby chronić Tośkę. Nie stać mnie na nich. A bardzo bym chciał, żeby czuła się bezpieczna, nawet gdy mnie nie ma obok.
- Kłamiesz.
- Mówię prawdę.
- Nina, co ty tutaj robisz?- usłyszałem głos Charliego.- Chcesz się przeziębić?
Uśmiechnąłem się po nosem, wiedząc, że jeszcze chwilę temu pytałem o to samo.
- Słucham tego sławnego pana.
- Deana? Proszę cię... Stać cię na lepszych znajomych.- ujrzałem uśmiechniętą twarz chłopaka. Stał w drzwiach i mi się przyglądał, chyba czekał na jakąś reakcję. Bo jego minie domyśliłem się, że żartuje, próbując rozweselić dziewczynkę.
- Nie jest moim znajomym. Nawet się nie przedstawił.
- Mam na imię Dean!- krzyknąłem.
- Teraz siedź cicho.
- Nina, uspokój się.
- Znalazłeś sobie nowych znajomych. Dlaczego na ostatniej stronie twojego zeszytu jest wpis o nich? Nie powinno go być. Ich nie powinno być. Chcę żeby odeszli i cię zostawili. Jesteś mój, tylko mój.
- Chodź, pójdziemy na górę. Nie będziemy tutaj rozmawiać.
- Przyprowadziłeś do nas Tosię. Pokazałeś jej nasze dyskretne miejsce. Wszystko niszczysz. Ono już nie jest nasze. Jest moje, twoje i Tosi.
- Nie jestem z nimi tak blisko jak z tobą.
- Ale będziesz. Wystarczy kilka dni, tygodni. Nie będziesz chciał się z nimi rozstawać nawet na moment.
- Idziemy. Pomówimy o tym na osobności.
Usłyszałem kroki. Wszystkie głosy ucichły. Leżałem w milczeniu przez najbliższy moment, czekałem na dziewczyny.
- Jesteśmy.- w sali zawitała Tosia z przyjaciółką.
- Nareszcie, tęskniłem za wami, kobietki.
- Jasne, jasne. Nie było mnie kilka minut.- skomentowała Tosia, siadając na moim łóżku.
- Caroline nie było dłużej.- uśmiechnąłem się do blondynki.
- Weź idź.- syknęła moja dziewczyna.
- Już jestem cicho.
- Boisz się jej?
- Caroline! Czy ja wyglądam na straszną?- zapytała z oburzeniem.
- Boję.- szepnąłem.
- Tylko wróć do domu, wtedy zaczniesz się bać.
- Gdy jeszcze nie byliśmy razem tak samo groziła Kitowi. Serio, przychodził na próby z siniakami. Ukrywał to, że go bije.
- Dean!
- No co?- zaśmiałem się widząc jej minę. Wyglądała dokładnie tak samo jak kilka tygodni temu na naszej próbie. Wtedy Kit przyprowadził ją do nas pierwszy raz.
- Pewnie dlatego mnie zaprosiła. Nie miała ofiary.- dziewczyna podłapała temat.
- Jesteście okrutni.
- Przecież żartujemy, kochanie.-próbowałem pogładzić ją po policzku. Był to moment, moja rękę zaraz bezwładnie opadła na łóżko. Tośka zaraz ją złapała i przyciągnęła do siebie.
Zapanowała niezręczna cisza.
- Boli cię coś?- zapytała.
- Tak.- skłamałem. 
- A tak na poważnie? 
- Mówię, Tosia. Z dnia na dzień jest lepiej. 
- Pewnie.- szepnęła, spuszczając głowę w dół. Niespokojnie splatała nasze palce, bawiła się moją dłonią a łzy leciały jej po policzkach. Mówiąc prawdę... Nie czułem jej. Wcale. Nie czułem, że mnie dotyka. Gdybym teraz na nią nie patrzał... Nie miałbym pojęcia, że kurczowo trzyma moją rękę. Widzę, że próbuje ścisnąć ją jak najmocniej, jej dłonie robią się czerwone. Wkłada w to tyle siły a ja nadal nie mam czucia.
- Ałł, misiu. Chcesz mi zrobić krzywdę?- na mojej twarzy pojawił się grymas bólu. Bólu... Nie do końca. Grymas niczego. A bynajmniej nie czegoś, związanego z bólem. 
- Boli cię? 
- Boli mnie od środka, mówiłem już Ninie. To normalne, miałem wypadek.
- To dobrze.- powiedziała. Boi się. Boi się bardziej niż ja. To jedyna rzecz, którą czuję. Nie mogę patrzeć na nią gdy jest w takim stanie. Jest to najsmutniejszy widok dla moich oczu. 
- Dlaczego żaden z chłopaków nawet nie zadzwonił? 
- A masz przy sobie telefon? Nie. Ja też nie mogę wnosić. Jestem z nimi w stałym kontakcie. 
Broniła ich jak mogła. Wcale nie mam do nich żalu, przecież nie jestem tutaj sam a oni prawdopodobnie i tak by mi w niczym nie pomogli. 
- Zaraz wrócę, idę do toalety.- Caroline dodała i opuściła salę. Zostałem sam na sam z Tosią. Tak rzadko się to zdarza.
- Tęsknisz za nim?- zapytałem nagle. Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona.
- O kim mówisz?
- Dobrze wiesz o kim...
_______________________

No to mamy kolejne pytanie retoryczne na końcu i napewno każdy z Was wie o kogo chodzi :)
Dodaje dziś rozdział bo się nudzę XD
Odsyłam do ostatniego postu, gdzie możecie zadać mi pytania lub napisać coś o sobie! Polecam, może się dogadamy :))
Wytrzymajcie te nudy, to co mam to powstawiam. Rozdziały, które będę pisać później znowu będą pełne sarkazmu i ironii, tego co lubię :) Rozdział znowu jest nieco przygnębiający. Lubię pisać takie rzeczy, lubię samą siebie doprowadzać do łez.
A Wy co lubicie? Co sprawia, że się Wam nie nudzi?
Wiem, że ktoś chciał, żebym informowała go na mailu, ale mam problemy z internetem i nie mogę. Przepraszam słoneczko :(
Zostawiajcie komentarze, chętnie poczytam, odpiszę :)) Osobę od Oskara i pani Róży proszę o brak komentarza. Tylko mnie zdenerwujesz kolejnym porównaniem XD Buziaczki od Pati ;*

czwartek, 8 maja 2014

CZEŚĆ MIŚKI! :))

Długo nie było takie bezsensownego posta, który nie ma żadnego związku z opowiadaniem ;D
Mam nadzieję, że czasem tutaj zaglądacie, więc zostawiam Wam go, będę siedzieć tutaj caaaały wieczór, więc uda Wam się na mnie trafić.
Macie jakieś pytania? Chcecie coś o mnie wiedzieć? A może wolicie opowiedzieć mi coś o sobie? :)
Możecie napisać jak poznałyście chłopaków, na ilu koncertach byłyście, cokolwiek a ja się do Was odezwę i może uda się nam dogadać :)
Co Wy na to? :)
Czekam na wiadomości od Was, już nie mogę się ich doczekać! Zwłaszcza dlatego, że jest Was ostatnio coraz więcej co bardzo mnie cieszy :)
Dziękuję, że jesteście :) I nie bójcie się pytać, nie ma się czego wstydzić.
Nie z każdym kontaktuję się gdzieś, poza blogiem więc macie doskonałą okazję :)
W końcu jesteśmy roomies, jesteśmy rodziną <3


sobota, 3 maja 2014

Rozdział 33


*Tosia*
  • Słucham? 
  • Cześć Tosia.- usłyszałam po drugiej stronie. Wydaje mi się, że rozpoznaję ten głos, jednak nie jestem pewna. Ha, raczej nie potrafię w to uwierzyć. 
  • Po co do mnie dzwonisz?- naskoczyłam na chłopaka. Chyba wszyscy wiedzą, że oboje z Sean'em za sobą nie przepadamy. 
  • Chcę porozmawiać. 
  • Rozmawiać? Raczej kłócić ale dobrze, mów co masz do powiedzenia i żegnam.- dodałam nie kryjąc oburzenia.
  • Nie chciałem.- szepnął. 
  • Ooo, no proszę bardzo. Dzwonisz żeby mi się tłumaczyć? Osobie której nienawidzisz? 
  • Tosia, nie wiem jak to się stało.- wyczułam, że jest dość przygnębiony. 
  • Wiesz co? To chyba nie jest dobry moment. Właśnie wróciłam ze szpitala i nie mam ochoty użerać się z tobą więc z łaski swojej się rozłącz.
  • Daj mi to wszystko wytłumaczyć.
  • Nie ja powinnam tego słuchać. Wytłumaczysz się Dean'owi. 
  • Nie chcę, Tosia.- zaczął pociągać nosem. No jeszcze tego mi brakowało, żeby Sean płakał mi do telefonu. 
  • Uspokój się. Nie zamierzam być twoim pośrednikiem. Nawet nie wiem skąd pomysł, że będę cię tłumaczyć. 
  • Pomóż mi, nie mogę z tym żyć. To moja wina. 
  • Przestań. Możesz zadzwonić do mnie jak emocje opadną. Albo nie. Najlepiej będzie jak porozmawiamy na miejscu, nie przez telefon. Kiedy wracacie? 
  • W piątek. 
  • Spotkamy się w szpitalu. Co ty robisz?- nagle w telefonie usłyszałam jakieś szmery. 
  • Cześć Tosia, kochanie.- usłyszałam Kit'a. Jak ja za nim tęsknie! Potrzebuję jego wsparcia. 
  • Kit! Tak się cieszę, że cię słyszę.
  • Jak się trzymasz? 
  • Ja? To Dean leży w szpitalu. 
  • Zaczekaj chwilę. Pójdę gdzieś, gdzie będę sam.- powiedział. Nawet w tej sytuacji musi być taki opiekuńczy.
  • Czekam. 
  • Dobra, jak sobie radzisz?- westchnął. 
  • Dlaczego nie pytasz co się dzieje z Dean'em? Nie odzywasz się do mnie przez tyle dni a ja ze wszystkim jestem sama. Nawet nie wiesz jak wdzięczna jestem Caroline, że jest ze mną.
  • Tosia, nie mogę dzwonić do ciebie co 5 minut. 
  • Mógłbyś przynajmniej raz dziennie. Naprawdę nie obchodzi cię to co dzieje się z twoim przyjacielem?
  • Nie mów tak, wiesz, że to nie prawda. Chcę wiedzieć co u niego. 
  • Więc dlaczego pytasz jak ja sobie radzę? 
  • Bo musisz być silna? Dla Dean'a a mnie nie ma obok i nie mam pewności czy nie robisz sobie krzywdy.- wytłumaczył nieco wzburzony. Teraz rozumiem, mój głos momentalnie się przyciszył. 
  • Przepraszam, nie powinnam na ciebie krzyczeć. 
  • Nic się nie dzieje, odpowiedz mi. Proszę cię, to dla mnie ważne. Jeżeli coś się dzieje to jeszcze dziś wracam. I tak nikt nie ma ochoty grać, fani też nie szaleją z radości. 
  • Nie musisz wracać. Nie sięgnęłam ani razu po żyletkę jeżeli o to pytasz.
  • Dokładnie o to. Dean cię teraz potrzebuje, my jesteśmy tutaj, dbaj o niego. Rozumiesz Tosia? Powierzam go w twoje ręce. Ufam Ci, on tak samo. Nie może zostać sam, dobrze?- chłopak zaczął wyliczać a mi łzy leciały po policzkach. Zazdroszczę Dean'owi, że ma takich przyjaciół. 
  • Oczywiście, nie pozwolę żeby włos spadł mu z głowy. Ostatnio sama nie spałam więc musiałam wrócić do domu. Odpocznę i jutro do niego pojadę.
  • Nie proszę cię, żebyś przy nim siedziała. Wystarczy, że z nim będziesz.
  • Słucham? To nie jest jednoznaczne? 
  • Nie. Myśl o nim, módl się, nie wiem... Rób cokolwiek Tosia.- zachowuje się jak Sean! Oni wszyscy tak bardzo przeżywają jego pobyt w szpitalu. 
  • Będę, obiecuję ci. 
  • Jeszcze obiecaj, że będziesz silna, niezależnie od tego co się stanie. 
  • Kit, o czym ty mówisz?- zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Dziwnie to zabrzmiało. Tak jakbym... Jakbym miała się żegnać z Dean'em. 
  • Cichutko, nie płacz słoneczko. Nie to miałem na myśli. Za 3 dni wracamy, będę z wami, rozumiesz? Tylko proszę cię, wytrzymaj. Dzwoń nawet w nocy, pisz, kontaktuj się ze mną. 
  • Kit...
  • Muszę kończyć. 
  • Zaczekaj! 
  • Trzymaj się, siostro. Wierzę w ciebie.- dodał. Nie zdążyłam się odezwać, rozłączył się zaraz po ostatnim słowie. 
Najpierw muszę porozmawiać z Caroline. Dziewczyna nie odezwała się do mnie od czasu wyjścia ze szpitala. Odłożyłam pamiętnik do szufladki mojego biurka i postanowiłam, że jej poszukam. Caro siedziała w kuchni przy zgaszonym świetle. Jedynie światło padające tutaj z korytarza oświetlało jej nogi. 
- Ej, co się dzieje?- zajęłam miejsce na krześle obok dziewczyny.
- Nic.
- Może coś więcej? 
- Co mam ci powiedzieć? 
- Charlie mi powiedział, że pokłóciłaś się z Dean'em. 
- Kto? 
- Charlie ale mniejsza o to. Powiesz mi co się stało? 
- Nic takiego, zwykła wymiana zdań. 
- Słyszałam coś innego. 
- To może zapytaj o prawdę swojego informatora? 
- Nie przyszłam się z tobą kłócić. Wiesz, że Dean nie jest w najlepszym stanie. 
- Naskoczył na mnie bo nie wiedziałam co mu jest, rozumiesz? Nie dość, że wcale go nie obchodzę to nie ma do mnie za grosz szacunku a to mi się chyba należy. 
- Każdemu się należy. 
- A ja mu powiedziałam, że go nienawidzę.- dodała szeptem.- Wcale nie chciałam mu tego powiedzieć. Byłam tak wściekła, że nic mnie nie obchodziło.
- Porozmawiaj z nim jutro. 
- Boję się, że nie będzie mnie słuchał.
- Jeżeli raz powiedziałaś co o nim myślisz to drugi raz też ci na to pozwoli.
- Zraniłam go. 
- Nie chcę trzymać niczyjej strony, musisz mnie zrozumieć. Lepiej będzie jak sami to sobie wyjaśnicie. 
- Pójdę się położyć, jestem zmęczona. Już po 23. Tobie też radzę się kłaść.- powiedziała całując mnie w czoło.- Wyśpij się, jutro kolejny dzień tego teatrzyku. Tylko nie zapomnij rano wziąć uśmiechu i przykleić go sobie na buźce. Ludzie tego od nas oczekują.

***

- Tosia zjedz coś.- brat po raz kolejny podsunął mi pod nos talerzyk z kanapką.
- Nie rozumiesz, że nie mam ochoty?
- Będziesz się teraz głodzić? Wydaje mi się, że to nie jest najlepsze wyjście.
Chłopak wyglądał na zmartwionego.
- Przepraszam, że cię wczoraj uderzyłam. Należało ci się.
- Przepraszasz mnie czy informujesz, że mi się należało?
- To i to.
- Może nie powinienem tak mówić ale...
- Masz racje, powinieneś się zamknąć.
- Dobra, już siedzę cicho. 
- Jedziesz do szpitala? 
- Idę do pracy, ktoś w tym domu musi zarabiać. 
- Wychodzę.- zmierzyłam brata wzrokiem i pośpiesznie ruszyłam w stronę pokoju gdzie spała Caroline. 
- Boisz się prawdy?
- Nie chcę słuchać twojej prawdy.
Zamknęłam drzwi, żeby w końcu się od niego odciąć. 
- Cześć, Caro.- usiadłam na brzegu łóżka Kit'a. 
- Dzień dobry. Tak wcześnie na nogach? 
- Wcześnie? Jest 11. 
- Zazwyczaj wstajesz później.
- Jedziesz ze mną do szpitala? 
- Nie wiem czy powinnam.- podniosła się na łokciach i spojrzała w moje oczy.- Dean jest pewnie zły. 
- Porozmawiasz z nim. Też jest człowiekiem więc potrafi postawić się w twojej sytuacji.
- Boję się. Troszeczkę.
- To przestań. Ubieraj się i zjedz śniadanie. Poczekam na ciebie.
Musiałam wyjść z jej pokoju z uwagi na telefon który dzwonił w salonie.
  • Tak? 
  • Będę dzwonił nawet dwa razy dziennie. Tak jak chciałaś.- do moich uszu dobiegł doskonale znany mi głos Kit'a. 
  • Nareszcie. Miałeś zacząć jakieś 4 dni temu. 
  • Oj, no już. Idziesz do Dean'a? 
  • Idę.
  • Sean jest w kiepskim stanie. Nie bardzo wiem co mam mu powiedzieć. Nikt nie potrafi go pocieszyć. 
  • Domyślam się.
  • Porozmawiasz z nim? 
  • Ja? Wczoraj do mnie dzwonił. Jakoś nie mam ochoty z nim dyskutować.
  • Tosia, z nim też nie jest najlepiej. 
  • To już nie jest moja sprawa. Mam mu udzielić rozgrzeszenia?
  •  To mogło zdarzyć się każdemu. 
  • O czym Ty mówisz, Kit?- odparłam oburzona.- Dean mógł zginąć! 
  • Nie rozumiesz? Pokłócili się, Sean nie chciał, żeby tak się skończyło.
  • Skąd wiesz? Byłeś przy tym? 
  • Tośka! On jest bezradny. 
  • Nie obchodzi mnie to.
  • Popchnął go przypadkiem.
  • Przypadkiem to ja poznałam Caroline. Niech następnym razem trzyma łapy przy sobie.
  • Nie chciał, żeby Dean wpadł pod samochód. Nie rozumiesz, że te wyrzuty sumienia go zniszczą? Próbował mu pomóc. 
  • Dobra Kit, nie mam zamiaru tego słuchać. Zrób jak uważasz, ja z nim porozmawiam jak wrócicie. Cześć. 
***

- Cześć.- wchodząc do szpitala ujrzałam przygnębioną twarzyczkę. Dobrze mi znaną. No może trochę przesadziłam. Panował na niej ten sam wyraz co ostatnio. Zniechęcenie, ból i przemęczenie.
- Cześć Charlie.- usiadłam obok chłopaka.- Wracaj do łóżka. Jeszcze się przeziębisz.- siedział na korytarzu. Tutaj wcale nie jest tak gorąco.
- Jaka różnica na co umrę? Prędzej czy później i tak to nastąpi.
- Chodź ze mną do Dean'a. Nie będziesz tutaj sam siedział.- złapałam go za rękę i ruszyliśmy w stronę sali.
- On nie żyje.- powiedział nagle. Jak Boga kocham, serce prawdopodobnie mi się zatrzymało!
- Słucham?- zapytałam, nie dowierzając. Musiałam usiąść, mało co a bym zemdlała. Albo zeszła na zawał.
- Nie, Tośka. Nie Dean.- chłopak klęknął przede mną i złapał za dłonie, którymi zakryłam załzawione oczy.
- O czym ty mówisz?- złapałam go za ramiona i zaczęłam potrząsać. Przyznaje, poniosło mnie.
- Nie dotykaj mnie!- wstał rozzłoszczony.
- O kim mówisz, Charlie?
- Nie krzycz. Idę, nie będę z Tobą rozmawiał.
- Chociaż powiedz o kogo ci chodziło.
- Interesuje cię to? Nie o twoim chłopaku. Więc reszta chyba nie ma znaczenia, co?
- Usiądź.- dodałam spokojniej. Wdech - wydech. Już.
- Nie będę siadał. Idę sobie.
- Dokąd?
- Nieważne.
- Charlie!- krzyknęłam za chłopakiem ale on nawet nie odwrócił się w moją stronę.

*

Nigdzie nie mogę go znaleźć. Nigdy wcześniej nie byłam w tym szpitalu ale nie wiedziałam, że to będzie takie trudne. Jakby zapadł się pod ziemie. Po 30 minutach poszukiwań, usiadłam w poczekalni. Mam wrażenie, że sprawdziłam, każde pomieszczenie znajdujące się w tym budynku.
- Mnie szukasz?
Uniosłam głowę, przede mną siedziała zguba.
- Charlie! Martwiłam się o ciebie.- przyciągnęłam do siebie chłopaka i mocno przytuliłam.
- Już, już.- zaczął się wyrywać. Jednak wydaje mi się, że wcale nie chciał żebym go wypuściła z ramion.
- Gdzie się podziewałeś?
- Siedziałem w takim dyskretnym miejscu.
- Co to za miejsce?
- Jakbym ci powiedział to by nie było dyskretne.
- Mi nie powiesz?
- To miał być szantaż?
- Nie, chcę żebyś mi pokazał gdzie się ukrywasz przed światem.
- Wiesz gdzie?- złapał moją dłoń i położył sobie na sercu.- Tutaj się ukrywam. Siebie i swoje myśli. Marzenia, pragnienia i emocje. Wszystko tam skrywam, niestety nie masz możliwości wejścia tam albo przynajmniej zobaczenia co się dzieje.
- Żadnej? Mam nadzieję, że kiedyś się dowiem co tam masz.- objęłam chłopaka ramieniem.
- Nie sądzę. Nikt nie wie a ty nie jesteś inna. Przepraszam ale jesteś dla mnie taka sama jak 80% społeczeństwa.
- A ty jesteś szczery.
- Odnoszę wrażenie, że to nie jest moją wadą.
- I inteligentny.
- To tym bardziej.
- Powiesz mi w końcu o kogo chodzi?- nagle zmieniłam temat. To było tak samo szybkie jak zmiana miny chłopaka.
- Musisz to drążyć?
- Muszę, chcę się dowiedzieć. Wiesz jak mnie przestraszyłeś? Myślałam, że mówisz o Dean'ie.
- Byłbym ostatnią osobą, która powiedziałaby ci o jego śmierci. A poza tym, nie przejmuj się. Będzie żył dłużej niż my razem wzięci.
- Skąd ta pewność?
- Jak już mówiłem, znam się trochę na ludziach. Nie oszukujmy się. Tośka, od kilku lat leżę bez przerwy w szpitalu, czasami czuję się jak lekarz.  Chociaż mam wrażenie, że wiem więcej niż oni. 

*Dean*

- Wejdź.- powiedziałem, widząc Caroline zaglądającą przez uchylone drzwi. Nagle zniknęła, jestem pewny, że schowała się za ścianą.- Wchodź, wchodź.
Dziewczyna niepewnie przekroczyła próg sali.
- Siadaj obok.
- Cześć.- szepnęła i usiadła na krzesełku stojącym obok łóżka.
- Witam. Jak się dzisiaj czujesz?
- Ja? Ciebie powinnam o to spytać.
- Ogólnie czuję się dobrze. Nie najlepiej z tym, że ostatnio cię obraziłem.
- Uwierz mi, że ja też się z tym nie najlepiej czuję.
- Przepraszam, chociaż wiem, że powinienem to powiedzieć zanim wyszłaś.
- Ja też przepraszam.- odparła ze łzami w oczach.
- Chodź się przytul.
- Mogę?
- Czekam na to.
Chciałbym się normalnie poruszać. To leżenie w tej samej pozycji jest męczące. Caroline się do mnie przytuliła.
- Wcale nie jestem taki zły.
- Przecież wiem, za dużo wczoraj powiedziałam.

***

- Schowaj się!- chłopak popchnął mnie na ścianę. Prawie wybiłam sobie zęby ale to go raczej nie interesowało. Sam obserwował szpitalny korytarz.- Nie mogą nas zobaczyć. To bardzo dyskretne miejsce.
- Dobra, dobra. Tylko następnym razem mi powiedz, że zamierzasz targnąć się na moje życie.
- Nie przesadzaj, nic ci nie zrobiłem. A teraz cicho.
- Yhm.- mruknęłam.
Chłopak złapał mnie za rękę i powiedział: Te drzwi naprzeciwko. Tylko szybko.
Z prędkością światła ruszyliśmy przed siebie. Nawet się nie zorientowałam gdy już siedzieliśmy w środku. Pomieszczenie nie było duże. Wręcz przeciwnie, było malutko miejsca.
- Usiądź tam.- wskazał na ścianę po lewej stronie. Między lekarskimi fartuchami i innymi sprzętami, znajdowało się wolne miejsce. Na podłodze leżał koc, na nim książka i kubek. Orientacja w tym miejscu nie była łatwa. Wyglądało ono na jakąś szatnię. 
- Nina, możesz wyjść.- szepnął. 
Usłyszałam szelest ale nikt się nie pokazał. 
- Nie bój się. To Tosia, nic ci nie zrobi. Prawda?- tym razem spojrzał na mnie.
- To prawda.
Stałam w bezruchu. Nadal wydawało mi się, że w pomieszczeniu są jedynie dwie osoby, bynajmniej nie ma między nami Niny, kimkolwiek jest.
- Boję się.- do naszych uszu dotarł głos. Dziecka, tak. Tym razem trafiłam na młodsze dziecko niż Charlie.
- Niepotrzebnie. Wyjdź do nas, mam lizaka.
Tym razem szelest zrobił się głośniejszy. Kilka fartuchów lekarskich wiszących naprzeciwko, zaczęło się poruszać.
- Lizaka?- zapytała jakby chciała się upewnić.
- Tak, przyniosłem go dla ciebie.
- Skąd wiedziałeś, że tutaj będę?
- Jest południe, o tej godzinie zawsze tutaj siedzisz.
- Dlaczego ją przyprowadziłeś? Kim dla ciebie jest?- to pytanie prawdopodobnie dotyczyło mnie.
- Leże z jej chłopakiem na sali. Wiem, to prawie niemożliwe ale tak właśnie jest. Ma na imię Dean.
- Jest chory?
- Jest słaby.
Dostrzegłam małe stópki, wystające spod koca.
- Możemy do ciebie podejść?
- Ona nie.
- Zaczekaj chwilę.- spojrzał na mnie i ruszył w stronę dziewczynki. Szczerze? Teraz wiem, że nie powinnam tu przychodzić. Nie spodziewałam się tego, że spotkam tutaj kolejną, chorą osóbkę.
- Tośka? Chodź.- powiedział po chwili.
Niepewnie podeszłam do wiszących ubrań i odchylając je, ujrzałam Ninę wtuloną w Charliego. Wizualnie byli podobni, co oznaczało jedno. Dziewczynka również była chora.
- Usiądź.- przesunęli się nieco, pozwalając mi zająć miejsce na kocu obok siebie.
Zapadła niezręczna cisza. Nie wiedziałam kto pierwszy powinien się odezwać. Może ja? Nie, to głupie. Chcę stąd uciec.
- Poczytasz nam?- zapytała dziewczynka. 
- Ciemno tutaj, nic nie zobaczę.
- Proszę.- Charlie wręczył mi jakiś przedmiot, podejrzewam, że to latarka. Po jakimś czasie ogarnęłam, gdzie się ją włącza. Oświetliła twarz dziewczynki, ja pewnie odwróciłabym wzrok, a ona nie. Siedziała wpatrzona w moje oczy. Widząc ją, wtuloną w chłopaka, zdałam sobie sprawę z tego, że jest to najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek dano mi oglądać. Trzymała go za rękę, on całował ją w czubek głowy. Mówił, że z nim jest bezpieczna. Ile może mieć lat? Nie mam pojęcia. Nie jest starsza od Danielle, na pewno. Może 6 albo 7.
- Co to jest?- zapytałam odbierając od dziewczyny książkę. „Książkę”, był to zeszyt pełen notatek.
- Czytaj.- odparła bez żadnych wyjaśnień.

„Dzień 276, początek końca…”- zaczęłam. Niepewnie przyjrzałam się dzieciom, siedziały we mnie wpatrzone. Czekały aż zacznę kontynuować.

„Umieram. Z dnia na dzień . Umieram.”

- Mogę spytać…
- Cichutko, czytaj.- odpowiedziała.

„Jesteś moim światełkiem w tunelu. Ostoją, gdzie ukrywam się przed światem. Marzeniem, które trzyma mnie przy życiu. Wiarą, która każe mi iść. Miłością idealną. Idealną dla mnie, przeklętą dla innych. Umieram, ale czego innego mogłem oczekiwać? Jestem nikim. Ty, jesteś kimś. Kimś ważnym. Dla mnie.
Nie jesteś jedną z miliarda osób. Wyróżniasz się, jesteś wyjątkowa. Inni mają cię za brzydką. Absurd! Jesteś najpiękniejszą kobietą pod słońcem."

______________________________________________

Dodaje rozdział, może zła passa się w końcu zakończy. 
Nie będę się rozpisywać, nie mam na to ochoty. Za wszystkie miłe komentarze, serdecznie dziękuję. Za te mniej, również dziękuję. Postaram się o jakąkolwiek poprawę. 
Może widziałyście, że myślałam nad zawieszeniem tego bloga. Nie podjęłam jeszcze decyzji, ale chciałbym napisać jeszcze kilka rozdziałów. 
http://ask.fm/roomies1 , piszcie na asku co tylko chcecie
Miłego czytania, kocham Was <3