*Tosia*
Przed wyjściem wpadł do nas Kieran. Wpadł to idealne określenie. Był kompletnie pijany! Dał mi swój autograf po czym położył się spać do MOJEGO ŁÓŻKA.
- O której Katy będzie w domu?- zapytałam, ukradkiem
spoglądając na Davida.
- Za jakąś godzinę. Może dwie. Coś się stało?- odparł
zdziwiony. No tak, sąsiedzi z którymi nie spędza czasu, nagle przychodzą w
odwiedziny, to takie normalne.
- Tosia, może zabierz Danielle do pokoju, a ja wszystko
opowiem Davidowi.- głos zabrał Kit. Miał rację, nie powinna przy tym być.
- Dani, zabierzesz mnie do siebie?- złapałam dziewczynkę
za rękę. Dokładnie wie o co chodzi.
- Tata będzie na mnie krzyczał?- zapytała po kilku
minutach ciszy.
- Dlaczego miałby to zrobić? To ty jesteś tutaj ofiarą.
- A co jeżeli zdenerwuje się na Kita?
- Na pewno doceni to, że chcemy ci pomóc.
- Albo pomyśli, że wszyscy mamy nierówno pod sufitem.
Obdarzyłam dziewczynkę uśmiechem. Przyglądałam się temu, jak czesze swoje lalki
a z kuchni słyszałam odgłos rozmowy chłopaków. Raczej ich kłótni.
- Zaczekaj tutaj chwilę, dobrze?- zamknęłam za sobą drzwi
i ruszyłam w stronę dźwięku.
- Możecie ciszej?- szepnęłam. Oboje spojrzeli na mnie
zdziwieni. Tak jakby się mnie nie spodziewali.
- Jakim prawem?- krzykną Dave, potrząsając moimi
ramionami.
- David, to boli!
- Jakim prawem wtrącasz się w moje życie? To, że nie masz
się kim opiekować, nie sprawi, że przeciągniesz Danielle na swoją stronę! Nikogo
nie obchodzisz!
- Puść ją!- Kit rzucił mi się na ratunek. Złapał
mężczyznę za bluzę i odciągnął ode mnie. Teraz mogło być tylko gorzej… - Nigdy
więcej tak do niej nie mów!- brunet zaczął okładać Davida.
- Jesteś jej ochroniarzem?- teraz strony się odwróciły,
David z wielką siłą pchnął Kit’a na stół, ten będąc małym kawałkiem drewna,
połamał się pod ciężarem jego ciała. Usłyszałam jedynie syk bólu, zobaczyłam
przerażenie na jego twarzy.
- Nie, Kit!- rzuciłam się na kolana i złapałam Davida od
tyłu.- Zostaw go!- z całych sił próbowałam go ściągnąć z mojego współlokatora.
- Tośka, wstawaj!- do kuchni wpadł Fabian.- Wyjdź.-
krzyknął.
- Nie…
- Wyjdź stąd, powiedziałem!- potrząsnął mną a jego wzrok
utkwił w Danielle.
Z płaczem wybiegłam z kuchni, zabierając dziewczynkę na
ręce. Zamknęłam się z nią w pokoju. Po kilku minutach dźwięki ustały.
Siedziałam z Danielle bardzo długo, nie wiedziałam co mam zrobić. Nie chciałam
jej zostawić, ale z drugiej strony chciałam się dowiedzieć co dzieje się za
ścianą. Trzask zamykanych drzwi. Pomyślałam, że Katy wróciła trochę wcześniej.
„Gdzie leży”?- zapytał nieznajomy mi głos. Potem same szelesty, dźwięki,
których nie umiałam niczemu przyporządkować.
- Musiałam po niego iść.- szepnęła zrozpaczona
dziewczynka.
- Po kogo?
- Po Fabiana. On musiał pomóc tacie.- dodała, wtulając
się we mnie.
Nic nie odpowiedziałam. Nie miałam pojęcia co jej
powiedzieć. Była świadkiem czegoś, czego nigdy nie powinna widzieć.
***
- Idź.- Fabian wszedł do pokoju. Zabrał Danielle na ręce
i mocno do siebie przytulił.- Zejdź mi z oczu, Tośka.- krzyknął.- Idź do niego.
- Fabian…
- Nic nie mów.
- Ale braciszku…
- Zostanę z nią i poczekam na Katy, ty wyjdź.
Jest na mnie zły. Widzę po jego oczach, że jest
zawiedziony.
W mieszkaniu nikogo nie było. Kuchnia była doszczętnie
zniszczona. Wyszłam na zewnątrz, Kit siedział
przy drzwiach i opierał się o ścianę. Jego twarz cała zakryta była przez ręce.
- Przejdziemy się, wrócę jak Fabian będzie spał.- zerwał
się z miejsca. Przecież nie mogłam go zostawić samego! Siedzieliśmy na jakiejś
ławce, godziny mijały… Kit palił jednego papierosa za drugim.
- Możemy wracać? Robi się chłodno.- szepnęłam, próbując w
jakiś sposób ogrzać swoje ręce, masując je dłońmi.
- Jest po 23. Myślisz, że już śpi?
- Na pewno. Katy wróciła jakieś 3 godziny temu.
Nie wyglądał najlepiej, był cały zakrwawiony, utykał na
jedną nogę. Chyba bolą go plecy.
- Co z nim?
- Nie wiem, Fabian zadzwonił po pogotowie. Coś z nim
zrobili.
***
- Siadaj, pomogę ci.- powiedziałam, zdejmując poduszki z
kanapy. Starałam się być jak najciszej, Fabian spał. Jestem tego pewna. Buty w
których był u sąsiadów są na swoim miejscu.
- Nie musisz, pójdę się umyć.
Kit zniknął na dobrą chwilę. Byłam już bardzo zmęczona,
muszę przyznać.
- Chodź.
Chłopak usiadł na kanapie, ja usiadłam na jego kolanach,
przodem do niego. W dzielnicy, w której mieszkałam w Polsce, takie bójki były
codziennością, nieraz pomagałam potem Fabianowi. Dokładnie wiedziałam co robić.
Delikatnie przyklejałam opatrunki na jego twarzy.
- Przepraszam.- szepnął.
- Za co?
- Mogliśmy tego uniknąć.
- Widocznie nie było innego wyjścia.
- Nie pozwoliłbym na to, żeby cię uderzył. Gdy zobaczyłem
jak tobą postrząsa… To coś we mnie pękło.- powiedział zaciskając zęby.- Nikt
nie będzie cię krzywdził.- dodał, kładąc ręce na moich plecach.
- Boli?
- Jak cholera, mogłem go bardziej obić. Miałby za swoje.
- Nie myśl już o tym. Nie wiem co mam zrobić z tym…-
powiedziałam, dotykając rozcięcia na jego wardze. Nic nie odpowiedział,
wpatrywał się we mnie. Wyglądał tak, jakby cieszył się moim dotykiem, każdym
najmniejszym ruchem.
- Jesteś wariatem.- skomentowałam, opierając się czołem o
jego czoło. Z tej odległości jego oczy wyglądają jeszcze lepiej.
- A ty Tosią.- zaczął się niebezpiecznie zbliżać.
Dzieliły nas jakieś milimetry. Nic, NIC nie kazało mi się odsunąć.- Tosią, dla której pobiłbym samego Justina Biebera.-
delikatnie musnął moje usta. Zamknęłam oczy, nie do końca wiedziałam co mam
zrobić. Przylgnęłam do chłopaka, objęłam dłońmi jego rozpalone policzki i
pozwoliłam się całować. Co jest najgorsze? Nawet nie pomyślałam o Deanie.
- Kit…- na chwilę się od niego oderwałam, spojrzałam w
jego niebieskie tęczówki. Jeszcze raz złożyłam pocałunek na jego ustach.-
Kocham cię bardziej niż ty mnie.- szepnęłam i po raz kolejny pozwoliłam, żeby
nasze usta splotły się w delikatnym tańcu. Przeklętym tańcu.
***
- Nie kochasz mnie bardziej.- szepnął do mojego ucha, przygryzając jego płatek.- Nie możesz.
- Dlaczego?- odparłam. Leżeliśmy wtuleni, przynajmniej teraz było mi ciepło. Czuję się całkiem nieźle, a nie powinnam.
- Bo ja cię kocham najbardziej. Bardziej się nie da. Jesteś cudowna.- dodał jeszcze ciszej. Żadna z was nie potrafi sobie wyobrazić tego, jak nieziemsko pachnie. Prawdopodobnie jestem jedyną kobietą, która jest aż tak blisko niego.
Znowu to zrobił. A ja? Byłam coraz śmielsza. Całowanie chłopaka, którego jakiś czas temu nienawidziłam, przynosiło mi wiele przyjemności i nieuzasadnionej satysfakcji.
- Jak mi jest słabo…- usłyszałam.- O kurwa.
Nim podniosłam głowę, zauważyłam nad sobą Kierana.
- Nie wierze. Jaką mam fazę po tym alkoholu. Więcej nie piję!
Momentalnie odsunęłam się od Kita, o kilka sekund za późno.
- Ja pierdole, Kit. – ręce założył za głowę i się odwrócił.- Nie wierze w to co zrobiłeś. Nie wierzę. Jesteś skończonym kretynem.
Mój współlokator spojrzał najpierw na mnie, potem na swojego przyjaciela. Westchnął, podniósł się z kanapy i stanął obok chłopaka.
- Wszystko ci…
- Zamknij się! Nic nie będziesz mi tłumaczył. Ufałem ci, myślałem, że Tosia jest z tobą bezpieczna gdy Deana nie ma obok. Nie myślałem, że aż tak! Mówiłeś, że nic was nie łączy, upierałeś się przy tym.
- Bo…
- Nie kłam! Wychodzę.- powiedział rozwścieczony. – Nie chcę was więcej widzieć. Żadnego z was.- krzyknął, Kit poszedł za nim, ja usłyszałam jedynie trzask zamykanych drzwi.
Po chwili zauważyłam postać chłopaka. Oparł się o ścianę. Oświetlała go jedynie mała lampka, stojąca w korytarzyku.
- Chodź tu, malutka.- wyciągnął do mnie ręce. Pośpiesznie się w niego wtuliłam.- Musisz mu powiedzieć, rozumiesz? Zdecyduj, Tośka. Jestem zmęczony.- przetarł oczy.- Pójdę się położyć, za dużo wrażeń. W zespole jestem już skończony.
- Przepraszam.- szepnęłam prawie niesłyszalnie.
- To nie twoja wina, po prostu obiektem moich uczuć jest nieodpowiednia kobieta.
- To wszystko przeze mnie.
- Nie, skarbie. To co się dzieje przez ciebie, to same dobre rzeczy.- ujął mój podbródek w swoją obszerną dłoń.- Idź spać.
- Kit…
- Tak, możesz.
- Skąd wiesz o co chciałam spytać?
- Domyśliłem się.
Już po chwili zasypiałam
W jego ramionach
***
Robię źle, doskonale o tym wiem. Jednak z dnia na dzień uświadamiam sobie, że nie darzę Dean'a żadnym wielkim uczuciem. Jedynym mężczyzną, spoza rodziny, który jest dla mnie ważny, jest Kit. Dlaczego mam udawać?
Tak spokojnie śpi, jest cały pozaklejany. Oddycha przez buzie, prawie chrapie. Nic dziwnego, jego nos dzisiaj ucierpiał. Właściwie wczoraj. Jest 4.12. Żałuję tego, że Kieran nas nakrył. To wszystko mogłoby wyglądać inaczej. Na pewno byłoby spokojniej.
Chłopak zaczął się niespokojnie poruszać, przewrócił się na plecy. Złapał mnie za rękę, jakoś ją odnalazł.
- Jesteś przy mnie.- szepnął.
- Jestem i zawsze będę.- położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Ucałował moją dłoń, po czym nasze splecione ręce położył na swoim brzuchu.
- Bawisz się moimi uczuciami?
- Skąd ten pomysł?
- Powiedziałaś, że mnie kochasz. Jeszcze wczoraj mówiłaś coś innego.
- Jeszcze wczoraj wmawiałam sobie coś innego. Kit..- położyłam się na brzuchu, żeby dobrze widzieć chłopaka.- My i tak nie będziemy razem. Chcę zostać sama. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich, za dużo już namieszałam.
Brunet westchnął i założył ręce za głowę.
- Może masz racje.
Rzuciłam się na niego. Inaczej nie umiem tego nazwać. Usiadłam na jego brzuchu i zaczęłam łapczywie całować.
- Tośka…- przerwał, wplatając swoje dłonie w moje włosy.
- Nie potrafię przestać.- szepnęłam… - Pragnę cię.
*Dean*
Nie mogę spać. Mam wrażenie, że dzieje się coś złego, jestem bardzo niespokojny.
- Dean, coś się stało?- usłyszałem głos Charliego.
- Nie, śpij spokojnie.
- Nie mogę, dopóki czuję, że ty nie śpisz.
- Już zasypiam, obudziłeś mnie.
- Nie kłam. Nie spałeś.
- Dzień dobry, Antonino. Co myślisz o moim dzisiejszym stroju?-
zapytał Fabian. Podniosłam głowę i nie wierzyłam w to co widzę. Serio, spuściłam
wzrok, zamrugałam kilka razy i jeszcze raz na niego spojrzałam. On naprawdę
stał przede mną ze spodenkami podciągniętymi prawie pod szyję.
- Co…. Co? Jesteś chory psychicznie, zdejmuj to.
- Nie, nie! Zaczekaj aż opuszczę to pomieszczenie!- krzyknął
Kit, zakrywając sobie oczy. Odwrócił się tyłem, zaczął dziwnie kołysać i
powtarzać: Nie chciałem tego widzieć, teraz chcę stracić wzrok.
Oni są chorzy.
- O co ci chodzi? Pożyczyłem te spodenki od Kit’a.
- Słucham? Nie noszę czegoś takiego!
- A jednak.- Fabian poruszał zabawnie brwiami.- Jedziesz
dziś do ukochanego?
- Kogo?- spojrzałam na niego.
- Deana.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo nie.
- Kobiety.. Nigdy was nie zrozumiem. Idę na zewnątrz,
może jakąś poderwę na mój styl.
- Wieśniak Style, na pewno ktoś to doceni. Uważaj, żeby
bezdomni nie wzięli cię za swojego.
- Bardzo śmieszne, Kit. Zazdrościsz mi wyczucia i gustu.
Proste.
- Raczej współczuję jego braku.
- Wychodzę. A poza tym, jestem na was zły.- pogroził mi
palcem.
- O co?
- Zwłaszcza na Tośkę. Jak mogłaś wczoraj pójść do Davida?
Na dodatek zabierając ze sobą to coś co jest nieprzystosowane do życia w
społeczeństwie.- zmierzył Kita wzrokiem.- Wiesz co mogłoby się wydarzyć gdybym
nie przyszedł?
Spuściłam wzrok, ma rację.
- Byłem z nią.
- I spójrz na siebie. Oberwałeś, wybawiciel się znalazł.
- Idź podrywaj te dziewczyny.- oczy chłopaka utkwiły w
gazecie.- Mówca się znalazł.
- Mam większą szansę na podryw w tym stroju, niż ty
miałeś na trafienie Davida w nos.
- A to jednak do niego przyjechało pogotowie a nie do
mnie.
- Masz się czym chwalić.- mój brat pokiwał przecząco
głową.
- Nie chwalę się. Po prostu cię informuję.
- Już widzę jakie fanki będą z ciebie dumne jak się
pokażesz taki obity. Ohh, Kit jest taki męski! Załatwił jakiegoś brutala.- wywracał
oczami i zaczął przedrzeźniać dziewczyny. Zauważyłam, że Kitowi się to nie
spodobało. Spoglądał na niego rozzłoszczony.
- Do mnie przynajmniej ma kto tak mówić. Bo ty nie masz
nikogo oprócz Tośki.
Tym razem oboje z bratem spojrzeliśmy na Kita zdziwieni.
Powiem szczerze, że się tego nie spodziewałam. Fabiana to dotknęło. Widzę po
jego oczach. Zawsze starał się dać mi wszystko, niczego mi nie brakowało, tym
bardziej jego miłości.
- Nie będę tego słuchać.- szepnęłam i postanowiłam , że
opuszczę pomieszczenie.
- To nie tak miało zabrzmieć, Fabian…- chłopak wstał z
miejsca, zaczynając się tłumaczyć.
- Chodź braciszku.- wyminęłam chłopaka w drzwiach i
zabierając telefon z szafki, zmierzałam ku drzwiom.
- Przepraszam, Fabian.
Faceci są straszni. Chyba zmienię orientację.
Wyszliśmy na zewnątrz. Spojrzałam w niebo, wystawiając
twarz do słońca. Była piękna pogoda, a to wcale nie jest takie oczywiste.
Przecież jesteśmy w Londynie.
- Nadal uważam, że mogłeś zmienić przynajmniej te
spodenki.- skomentowałam, nawet na niego nie patrząc.
- Masz rację, powinienem. Coś się dzieje?
- Co ma się dziać?
- Dlaczego nie idziesz do Deana? Zawsze tak bardzo się
przy tym upierałaś, nie można było cię od niego odciągnąć.
- Nie idę, nie zamierzam ci się tłumaczyć. Trochę się
pozmieniało. Nie jesteśmy razem.
- Szybko poszło. Nie pasowaliście do siebie. Mówiłem, ale
nie słuchałaś.
- Nie pouczaj mnie, Fabian. Nie chcę o tym rozmawiać.
- Ahh.. Czyli Dean jeszcze nie wie, że już nie jesteście
razem?
- A Ty czytasz w myślach?- skierowałam na niego wzrok.
- Znam cię Tosia. Na pewno lepiej niż on i Kit razem wzięci.
- Jesteś moim bratem, powinieneś znać mnie lepiej.
- Wiesz co…- usiadł na jedną ze schód.- Siadaj obok.
Zrobiłam tak jak powiedział.
- Czasami zastanawiam się nad tym gdzie miałabyś lepiej.
- O czym mówisz?
- Myślę nad tym jak wyglądałoby nasze życie z rodzicami,
co bym teraz robił, jaka ty byś była.
Oparłam głowę na jego ramieniu.
- Pewnie siedziałbym w jakimś miasteczku i pracował w
warsztacie. Może nawet miałbym rodzinę. Żonę i dzieci. Mam już prawie 28 lat.
- Na wszystko przyjdzie pora. W końcu kogoś sobie
znajdziesz. Nie bierz do siebie tego, co powiedział ci Kit, wiesz jako on jest.
- Miał rację. Nie mam nikogo oprócz ciebie.
Kit to dupek. Jak można powiedzieć coś takiego mężczyźnie,
któremu bądź co bądź zawdzięczam życie.
- Albo co by było, gdybyśmy wcześniej zostali sami.
Pewnie widziałbym cię tylko na święta. Jak dobrze.
- Dlaczego o tym myślisz? Przecież jest dobrze tak jak
jest. Niczego nam nie brakuje.
- W każdej chwili może zacząć.
- Fabian, dajesz mi wszystko czego potrzebuję. Mam z tobą
lepiej niż wszyscy inni. Mogą mi zazdrościć takiego brata. Kiedyś będziesz
najlepszym ojcem na świecie.- przytuliłam go mocno.
- Tak myślisz?- delikatnie się uśmiechnął.
- Jestem tego pewna.- tak, co jak co, ale to wiem na
pewno. Odnajdzie się w tej roli. Widzę, że już chciałby to robić.
- Nie wyobrażam sobie tego, że mogłoby cię nie być ze
mną.- objął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy. Nie wiem co się z nim
dzieje. Ostatnio chodzi taki nieobecny. Częściej wspomina, zaczyna się martwić
o przyszłość.
- Jakoś wiążemy koniec z końcem, może być tylko lepiej.
Jestem z tobą bo mnie uratowałeś.
Zapadła niezręczna cisza.
- Masz do nich żal?
- Do kogo?
- Do naszych rodziców.
- Do twojej mamy i taty?
Nic mi nie odpowiedział.Jego wzrok od jakiegoś czasu tkwi w ziemi.
-Żal? Ja ich nienawidzę.
- Nie mów tak, Tosia.- pogładził mnie po ramieniu.
- Zapytałeś, a taka jest prawda. Nienawidzę tych
nieznanych mi ludzi, którzy dali mi życie. Prawdopodobnie przez przypadek. Bo
jak inaczej to nazwać? Gdyby mnie chcieli i kochali to nie uciekliby. Słyszysz
jak to absurdalnie brzmi? Oni nas nie zostawili bo nie mieli pieniędzy na
utrzymanie, domu czy pracy. Zostawili nas bo ograniczalibyśmy ich wolność, a
wycieczki okazały się ważniejsze.
Widzę, że Fabian jest nieco zaskoczony tym co
powiedziałam. W sumie siebie też potrafię wprawić w osłupienie.
- Wybrali wolność, nie mam za co ich kochać. Tym bardziej
nie mam za co mieć żalu, bo to, że zostałam z tobą to prawdopodobnie najlepsze
wyjście z tej sytuacji. Z nimi miałabym gorzej.
- Skąd wiesz? Prawie ich nie znałaś.
- A co pamiętam z dzieciństwa? Jedynie kłótnie i
bijatyki, które urządzał ojciec gdy wracał do domu. Wielki adwokat, poważany
mężczyzna z klasą. Gówno prawda. W domu był chamem i tyranem, wyżywającym się
na dzieciach i żonie. Myślisz, że nie widziałam jak płaczesz?
O mało co nie doprowadzam go do tego stanu po raz
kolejny.
- Może dlatego taka jestem? Wdałam się w rodziców. Nie
chcę zakładać rodziny. Nie chcę męża, dzieci, pieska, pięknego domu z ogrodem i
rodzinnego samochodu. Nie chce tego wszystkiego.
- O czym ty mówisz? Za kilka lat zmienisz zdanie.
- Wolę nie mieć nikogo, niż później go zostawić samego.
___________________________________________
Jakieś kontrowersje muszą być! Byłoby nudno. Bez morderstw ale tak, zrobiłam to :))
Dziękuję za prawie 36600 wyświetleń! Jesteście kochani <3
15 KOMENTARZY = KOLEJNY ROZDZIAŁ!