.

.

środa, 19 czerwca 2013

Rozdział 3


*perspektywa Tosi*

- Fabian będzie się cieszył, że przyniesiemy mu obiad do domu.
- Jest do tego przyzwyczajony. Szybko musiałam dorosnąć więc nauczyłam się gotować.
- Widzę, że zacznę robić zakupy.
- A ja nauczę cię gotować?
- Nie. Ty będziesz gotować dla mnie.- zaśmiał się.
- Chciałbyś.- prychnęłam.
- Oczywiście, że bym chciał.
- Chyba nie wiesz co to sarkazm.
- Stwierdziłem, że przy tobie nauczę się wielu rzeczy.
- Odkąd idziemy ani razu nie podbiegły do ciebie fanki. No raz te dwie dziewczyny w sklepie.
- Nie uważamy się za takie gwiazdy. Dlatego fanki się na nas nie rzucają. Po prostu rozmawiamy i to jest fajne.
- Nie jest to często spotykane.
- Też się już na kogoś rzuciłaś?- zaczął się śmiać.
- Nie ale jeżeli będę szukać ofiary to będziesz pierwszy.
- Nie strasz mnie.
- To było dopiero ostrzeżenie.
- A ty nie masz jakiegoś swojego idola?
- Nie. Słucham tego co mi się podoba. Staram się nie ograniczać.
- To, że masz ulubionego wokalistę czy zespół nie oznacza, że się ograniczasz. Możesz słuchać też czegoś innego.
- Psycholog Chris Tanton się odezwał czy co?- spojrzałam na chłopaka.
- Aż tak to zabrzmiało?- zapytał i wyjął paczkę papierosów.
- Musisz to robić?
- Muszę.
Kątem oka zauważyłam, że Kit mi się przygląda.
- Dlaczego się tak na mnie patrzysz?
- Wydaje mi się, że jesteś dobrze wychowana.
- A dlaczego ma być inaczej? Wolałbyś żebym była chamska?
- Czasami jesteś.- zaśmiał się pod nosem.
- Jeżeli ktoś na to zasługuje to taka jestem.
- Dla innych nie?
- Nie.
- Ja zasługuję?
- Jak zadajesz takie głupie pytania to owszem.
- Mam się zamknąć?
- Nie. Masz ograniczyć swoją ciekawość. Może lepiej opowiedz mi coś o sobie zanim znowu będę musiała potraktować cię ripostą.
- I tak prędzej czy później to zrobisz.
- Mniej nadzieję, że nastąpi to później.
- Mam. A więc co byś chciała o mnie wiedzieć?
- Dlaczego nie mieszkasz z chłopakami z zespołu?
- Wiesz co by się tam działo?- zaśmiał się.- Z braćmi Lemon nie jest tak łatwo. W czasie trasy przebywamy ze sobą tak często, że mieszkać możemy osobno. Nie chcę żebyś pomyślała, że się nie lubimy czy coś. Wręcz przeciwnie. Coraz bardziej się do nich przyzwyczajam. Mógłbym mieć takie rodzeństwo.
- Wolisz mieszkać sam?
- Właśnie dlatego szukałem lokatorów. Gdybym lubił samotność to dziś nie wprowadzałabyś się do mojego mieszkania.
- Właśnie... Muszę się jeszcze rozpakować.
- Zaraz będziemy w domu.
- Nie wiem jak jutro przeżyję w szkole.
- To ciebie tak martwi?
- Trochę się stresuję.
- Jak coś będzie się działo to dzwoń po wujka Kit'a. Zbiorę załogę i po ciebie przyjedziemy.
- Masz szczęście, że nie musisz chodzić do szkoły.
- Przyzwyczaisz się. Wyglądasz na taką co lubi się uczyć.
- Dziękuję? Teraz to powiedziałeś.
- A nie lubisz?
- No tak. Jak się nudzę to bardzo lubię dla rozrywki pouczyć się z biologii i matematyki.- powiedziałam sarkastycznie.
- Jeżeli cię to uraziło to przepraszam.
- Wybaczam.
Nie minęło kilka minut a my już byliśmy w mieszkaniu.
- To ja idę się rozpakować.
- Pomóc ci.
- Nie. Dziękuję.
Trochę mi to zajęło. Wieczorem zapukałam do pokoju brata.
- Proszę.- usłyszałam jego zmęczony głos.
- Mogę wejść?- wychyliłam się zza drzwi.
- Oczywiście.- uśmiechnął się i poklepał miejsce obok siebie.
- I jak było?- zajęłam wskazane przez niego miejsce.
- Dopiero od jutra zaczynam. Dziś jakieś formalności i te sprawy. Dla ciebie też jutro wielki dzień.
- Nie przypominaj mi. Nie idziesz nic zjeść?
- Nie jestem głodny.
- Zawsze będziesz taki zmęczony po pracy?
- Mam nadzieję, że nie.- zaśmiał się.
- To połóż się spać. Ja już pójdę.- zamierzałam opuścić jego pokój.
- Dobranoc. Porozmawiamy jutro.
- Dobranoc.- zamknęłam za sobą drzwi. W salonie Kit leżał na kanapie. Wydawało mi się, że śpi. Po cichutku przemknęłam się do łazienki, wykąpałam się i położyłam spać.

*ranek*

Obudził mnie dźwięk budzika. Świetnie!- pomyślałam. Była godzina 6.30. Byłam zmęczona jeszcze bardziej niż wczoraj wieczorem. Przebrałam się i poszłam zjeść śniadanie. Do szkoły nie miałam daleko. Zaledwie 15 minut drogi. Zapukałam do drzwi łazienki.
- Co?- odezwał się Kit.
- Możesz wyjść?
- Nie mogę.
- Ale Kit... Spieszę się.
- Ja też. Mogłaś przyjść prędzej.
- Kolejka?- z tyłu mnie stanął Fabian.
- Już nie. A ty mi za to zapłacisz.- lekko kopnęłam w drzwi.
- Jasne...

Czułam na sobie wzrok uczniów gdy przechadzałam się po dziedzińcu. Próbowałam ich ignorować ale wiadomo... Czasem po prostu się nie da. Spojrzałam na kartkę gdzie miałam swój plan. I weź się domyśl gdzie znajduje się ta sala.
- Nowa?- usłyszałam pytanie z tyłu. Gwałtownie się odwróciłam.
- No nowa.- szepnęłam.
- Jestem Natalie.- uśmiechnęła się dziewczyna.
- Tosia.
- Pokaż ten plan.- zabrała kartkę, którą trzymałam w dłoniach.- Tak myślałam. Będziemy razem w klasie. Nie przejmuj się. Pomogę ci.
- Dziękuję.
- To chodź bo zaraz się spóźnimy.- zaśmiała się. Dzięki niej jakoś przeżyłam ten dzień. Już przybrałam w oczach innych uczniów postawę "kujona". Nie ma to jak odpowiedzieć na kilka pytań i przypiąć sobie taką plakietkę.

*perspektywa Kit'a*

- Ciekawe jak Tośka sobie radzi.- powiedział chłopak, opierając łokcie o stół. Ugryzłem kawałek kanapki i wzruszyłem ramionami.
- Jakoś na pewno. Po co się tak o nią martwisz? Myślisz, że nie wróci?- zapytałem obojętnie. Za bardzo się nią opiekował.
- Lepiej, żeby wróciła. W ogóle nie liczyłem się z jej zdaniem.
- Trzeba było myśleć o ty wcześniej.- skomentowałem i wstałem od stołu. Nie to, że nie lubiłem tego chłopaka. Rozmawiałem z nim już wcześniej ale chyba to ja będę musiał wziąć się za wychowanie Tosi. On jej niczego ciekawego nie nauczy.
- Coś ci nie odpowiada?- oburzył się. Cicho się zaśmiałem.
- Nie. Dlaczego?
- Tak jakoś mi się nasunęło.- powiedział obojętnie i spoglądając na mnie z wyrzutem, wyszedł z pokoju. Moja wina? Niczego mu nie powiedziałem. Zadzwonił telefon. Był to Dean.

  • Czego? 
  • Mi również jest miło, że znowu cię słyszę. Wpadniesz do nas wieczorem? 
  • Nie wiem. Może. 
  • Słownictwo ci się rozwinęło. Nowa koleżanka cię uczy? 
  • Możesz się nie czepiać? 
  • Lepiej będzie jak to my przyjdziemy do ciebie. 
  • Nie, nie, nie Dean. Nie mam zbyt rozrywkowych współlokatorów. 
  • Nie pytałem cię czy możemy przyjść. Uprzedziłem cię, że wieczorem będziemy. To do zobaczenia. 
  • Dean! 
Chłopak rozłączył się. Świetnie! Będę miał przechlapane. Nie zamierzałem dla nich rezygnować ze spotkań z przyjaciółmi ale obawiam się, że wszyscy razem możemy wylecieć z mieszkania. W końcu teraz nie jestem tu sam. Usiadłem przed telewizorem w salonie. 
- A ty gdzieś pracujesz czy cały dzień siedzisz na tej kanapie?- zapytał Fabian, zawiązując krawat. 
- Wolę siedzieć na kanapie niż biegać w garniturze do biura.- uśmiechnąłem się.
- Tak myślałem.- westchnął.- Przydaj się do czegoś i posprzątaj. Zrobienie zakupów również byłoby wskazane. 
- No właśnie! Znowu nie będzie nic do jedzenia? 
- Chris nie jesteś dzieckiem! Zajmij się sobą.- powiedział i wyszedł trzaskając drzwiami. 
- Nie jesteś dzieckiem!- zacząłem go przedrzeźniać. 
- Mówisz sam do siebie? To takie normalne.- usłyszałem. Gwałtownie wychyliłem głowę. W drzwiach stała Tosia. Swoją torbę rzuciła na podłogę i bezwładnie opadła na kanapę, zajmując miejsce obok mnie. 
- A z kim mam rozmawiać? 
- Wyjdź gdzieś albo zadzwoń do kogoś ale nie mów sam do siebie. 
- Widzisz co ta samotność robi z człowiekiem? 
- Jesteś samotny z własnej woli. 
- Nieprawda! Jestem sam bo czekałem na ciebie żebyś ty potem nie była samotna. Teraz powiedz jakim jestem dobrym człowiekiem. 
- Nie jesteś. 
- Nudzisz się? To idź mi przynieś piwo bo się skończyło.- rzuciłem w stronę brunetki pustą puszkę. Po chwili poczułem ból w okolicach brzucha. Aż zwinąłem się w kłębek. 
- Nigdy więcej się tak nie zachowuj.- dziewczyna wysyczała przez zęby. 
- Błagam... Zejdź.- szepnąłem z wielkim trudem z zrzuciłem dziewczynę z siebie. 
- Może odechce ci się pić.- wykonała moje polecenie i znowu zajęła miejsce obok mnie. Chwilę zajęło mi zanim doszedłem do siebie. 
- Nigdy więcej. Skąd w tobie dziewczyno tyle siły?- spojrzałem w jej stronę. Tośka delikatnie się uśmiechnęła i odwróciła w moją stronę. 
- Jeszcze wiele o mnie nie wiesz. Właściwie nic.- spuściła wzrok. 
- Jak w końcu przestanie mnie wszystko boleć to się dowiem. Mama cię nie uczyła, że nie wolno atakować ludzi?- zaśmiałem się. Jednak dziewczyna tego nie zrobiła. W odpowiedzi szybkim krokiem wyszła z pokoju i zamknęła się w sypialni. 
Nie mam pojęcia co zrobić. Usiadłem prosto i przeczesałem włosy. Powolnym krokiem ruszyłem w stronę pokoju dziewczyny. Przez chwilę nie robiłem nic. Oparłem się o ścianę i czekałem. Sam nie wiem na co. Raczej nie oczekiwałem od niej, że nagle wyjdzie.
- Tosia...- szepnąłem i cicho zapukałem do jej drzwi.
Odpowiedziała mi cisza.
- Tośka! Porozmawiaj ze mną.
Dalej nic.
- Co mam zrobić żebyś mnie wpuściła?
Zero reakcji.
Westchnąłem i usiadłem przy ścianie naprzeciwko drzwi. Pewnie znowu stwierdziłaby, że jestem nienormalny.
- Jak będziesz chciała to otworzysz.- powiedziałem. Siedziałem tam ponad pół godziny. Straciłem nadzieję na to, że w końcu opuści pomieszczenie. Wtedy otworzyła. Nie wykonałem żadnego ruchu. Tośka usiadła na podłodze obok mnie.

________________

Macie ode mnie 3 rozdział za 1000 wyświetleń <3
U was też tak gorąco?? Ale się dziś opaliłam ;) A właściwie spaliłam ;p
Szału nie ma ;p




środa, 12 czerwca 2013

Rozdział 2


*perspektywa Tosi*

- Na twoim miejscu zacząłbym się martwić jeżeli miałbym te klucze.- chłopak był tak samo zaskoczony jak ja. - Ty tu mieszkasz?
- No mieszkam.- odparłam.- A ty do kogo?
- Byłem tu wczoraj wieczorem i mógłbym przysiądź, że mieszkał tu Kit.
- Bo Kit też tu mieszka.
Teraz chłopak zmieszał się jeszcze bardziej.
- Przyjaźnisz się z kimś a nawet nie wiesz, że ma dziewczynę.
- Nie ma. Znaczy się nie wiem czy ma ale napewno nie mnie. Wejdź do środka i poczekaj na niego.- wpuściłam go do mieszkania.
- Nie boisz się zapraszać nieznajomych?
- Jestem Tosia a ty?- podałam mu rękę.
- Jaki ja nie wychowany. Zapomniałem się przedstawić. Kieran.- uścisnął moją dłoń i zasiadł na kanapie.
- Już się znamy więc mogę cię wpuścić. Zaproponowałabym ci coś do picia ale tego nie zrobię.
- Dlaczego?- zaśmiał się.
- Bo nie mam pojęcia gdzie znajduje się cokolwiek w tym mieszkaniu.
- A więc czego się napijesz?- wstał z miejsca i ruszył w stronę kuchni.
- Podejrzewam, że i tak niczego tu nie ma.- skomentowałam idąc za Kieran'em.
- Cały Kit! Zawsze pusto w lodówce. Pewnie jest tam jedynie mleko.- uśmiechnął się.- Tak myślałem.- dodał gdy zajrzał do środka. Po chwili zamknął lodówkę.- Nie ma na co patrzeć.
- Pomogę ci szukać.- zaczęłam sprawdzać każdą szafkę. Jedną po drugiej.
- Ciepło.
- Słucham?- odwróciłam się do chłopaka, który oparł się o stolik naprzeciwko.
- Wiem gdzie jest kawa ale dobrze ci idzie więc szukaj dalej. Nie będę przeszkadzał.
- Nie musisz przeszkadzać. Możesz pomóc.- zaśmiałam się.
- Szukaj, szukaj. Dlaczego tutaj jesteś?- zapytał.
- Bo chciałeś zrobić coś do picia. Takie rzeczy tylko w kuchni.- odpowiedziałam, dokładnie wiedząc, że nie o to mu chodziło.
- Wiesz o co pytam. Chyba stąd nie pochodzisz?
- Jestem z Polski.
- Byliśmy kilka razy w Polsce.- uśmiechnął się.
- Tak. A po co?
- Mieliśmy tam koncert.- trochę się zdziwił. Próbowałam uniknąć jego wzroku i przypomnieć sobie czy gdzieś ich nie widziałam.
- Widocznie byłam zajęta i nie mogłam przyjść. Mam!- krzyknęłam wyciągając pudełko z napisem "Coffee". Mój uśmiech po chwili zniknął.- Mogłam się spodziewać, że nic tu nie ma.- dodałam spoglądając na samo dno.
- Pewnie się skończyła.
- Zapewne.- powiedziałam i usiadłam na krześle obok chłopaka.
- Dlaczego się tu przeprowadziłaś?
- Nie zadajesz za dużo pytań?
- Wystarczająco.
- Mój brat znalazł tutaj lepszą pracę a ja nie mogłam mu się sprzeciwić. Zadowolony?
- Nie do końca. Nie mogłaś powiedzieć, że nie chcesz jechać?
- Nie róbmy z tego takich problemów. Przeprowadziłam się i koniec! Czasu nie cofnę a życie leci dalej.
Usłyszeliśmy dźwięk przekręcanych kluczy.
- Jestem!- krzyknął Kit.
- Siedzę w kuchni.- odparłam.
- Widzę, że masz gościa. Cześć, Kieran.- przywitał się z chłopakiem.
- Cześć. Miłą masz nową koleżankę.- uśmiechnął się.
- Chyba wcześniej nas nie znała.
- Najwyższy czas, żeby to zmienić!
- Widocznie nie słucham takiej muzyki.- zaczęłam przeglądać zakupy przyniesione przez Kit'a.
- Uwierz mi, że zaczniesz.
- Przyszedłem tu żeby z tobą porozmawiać.- Kieran zmienił temat.
- To ja was zostawię.- uśmiechnęłam się.- Miło mi, że cię poznałam. Do zobaczenia.
- Mi również. Cześć.
Ruszyłam w stronę pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na łóżku. Wyjęłam książkę i zabrałam się do czytania. Większość powiedziałaby, że to dziwne. W tych czasach lepiej włączyć komputer. U mnie jest wręcz przeciwnie. Po jakieś godzinie mi się znudziło. Zastanawiałam się czy Kieran już poszedł. Gdybym miała jakiekolwiek pojęcie o ich zespole nie byłoby mi tak wstyd. Zadzwoniłam do Fabiana.

  • Nie bardzo mogę rozmawiać. 
  • Zajmę ci tylko chwilę. Nie wiesz jak na nazwisko ma ten cały Chris? 
  • Czekaj... Tanton? Jakoś tak. 
  • Dzięki. O której będziesz? 
  • Jeszcze nie wiem. Może koło 14. 
  • No dobra. To pa. 

Rozłączyłam się i włączyłam laptopa. Faktycznie. Było o nich dość dużo informacji. Prawie niemożliwe jest to, że wcześniej ich nie poznałam. 
- Teraz zabłysnę.- szepnęłam i zaczęłam się śmiać. 
- Wszystko z tobą okej?- do pokoju wszedł Kit. 
- A dlaczego nie? 
- Śmiejesz się sama do siebie. To już jest powód żeby udać się na leczenie. 
- Oczywiście. Jeżeli pójdziesz ze mną.- powiedziałam obojętnie. 
- A jednak coś się dzieje.- przysiadł się do mnie.- Mów co ci na serduszku leży. 
Spojrzałam na chłopaka. 
- Nic. 
- To też źle.- westchnął.- Może opowiedzieć ci jakiś żart? Rozweseli cię to? 
- Nie jestem smutna. Raczej niezadowolona. 
- Jest jakaś różnica między tymi dwoma pojęciami?
- Jak kto woli.
- Czyli nie?
- Czyli jak kto woli.
- Przecież jak byłaś ze mną i Kieran'em to wszystko było dobrze.
- Teraz też jest. Po prostu jestem trochę zmęczona. Podróż i w ogóle.
- Rozumiem. Wiem co czujesz.
- Powinieneś z zespołem też podróżujecie.
- I to często ale ja w odróżnieniu od ciebie to uwielbiam.
- Skąd wiesz, że ja nie lubię?
- Nie wyglądasz na zadowoloną.
- Bo muszę się przyzwyczaić do nowej sytuacji.
- Twoi rodzice zostali w Polsce?- spodziewałam się, że kiedyś to pytanie padnie.
- Nie.
- Mieszkają w Londynie?
- Nie.
- To gdzie?
- Nie wiem Kit.- wzruszyłam ramionami.
- Widzę, że nie chcesz o tym mówić.
- Nie chcę.
- Ale jak będziesz chciała to wiesz gdzie mnie szukać.
- W kuchni czy na kanapie?- uśmiechnęłam się.
- Zależy czy jestem głodny czy nie.
- Bardziej odpowiada ci kanapa?
- W tym przypadku tak.- zaśmiał się. - Zabieram cię na wycieczkę.- pośpiesznie złapał mnie za dłoń i wyprowadził z pokoju.
- Tak nagle?- zdziwiłam się.
- Świetne pomysły zawsze przychodzą spontanicznie.
- No nie wiem...
- Cicho.
- Nie chcę nigdzie iść.- marudziłam. 
- Zakładaj buciki. 
- Kit... 
- Tylko to masz zrobić. No szybko. Ja za ciebie ich nie założę. 
- A może spróbujesz? 
- Nie... Masz 3 sekundy. 
- Jesteś straszny. 
- Już długo nie słyszałem takiego komplementu. 
- To teraz słyszysz. Gdzie idziemy? 
- Zobaczysz. 
- Gdzie? 
- Jeszcze nie wiem. Przed siebie.- zaśmiał się. 
- I kto z nas powinien udać się na leczenie? 
- Liczysz na to, że powiem: ja? Nie powiem. 
- Powiem to za ciebie. Ty!
- Nie rozśmieszaj mnie. Chodź szybciej. 
Przez kolejną godzinę bez celu włóczyliśmy się po Londynie. Mimo to jestem wdzięczna chłopakowi, że nie musiałam dalej siedzieć w domu. 
- Twój brat już będzie? 
- A która jest godzina? 
- 14. 
- Niedługo powinien być. Jestem głodna.- powiedziałam a na mojej twarzy pojawił się grymas. 
- Zaproponowałbym, że przygotuję jakiś obiad w domu ale tego nie zrobię bo z naszych zakupów nic ciekawego nie przyrządzę. Dlatego zapraszam cię na obiad. 
- Ty płacisz? 
- Ja zapraszam ty płacisz.- zaśmiał się. 
- Czyli będziemy jedli w domu niedobre rzeczy. 
- Żartowałem. Idziemy do jakieś wykwintnej restauracji? Proponuję McDonalds. 
- Restauracja? 
- Na nic innego nas nie stać. 
- Świetny wybór! Prowadź.- klasnęłam w dłonie i poszłam za chłopakiem.  

__________________________________________

Hej ;*
I co tam u Was? ;) Jaką mamy ładną pogodę *.*


Jakie urocze *.* 


Kieran mnie rozbraja na tym zdjęciu swoją miną ;)) 




czwartek, 6 czerwca 2013

Rozdział 1


- Tośka! Odezwij się w końcu.- z rozmyśleń wyrwał mnie głos Fabiana. Właśnie jedziemy na lotnisko. Przeniosłam swój wzrok na chłopaka.
- Co chcesz usłyszeć?- zapytałam retorycznie. 
- Cokolwiek. Byle nie ciszę. Słyszę ją od kilkunastu minut. 
- Pada.- powiedziałam spoglądając na krople deszczu błądzące po szybie. 
- Będziemy rozmawiać o pogodzie? 
- Pogoda jest do kitu. Tak jak cały ten wyjazd. 
- Tosia...- westchnął.- Wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej. Dla mnie to wszystko będzie tak samo nowe jak dla ciebie. O co się martwisz?- zapytał. 
- O wszystko, Fabian. O wszystko...
- Niepotrzebnie. Mieliśmy w życiu większe zmartwienia niż przeprowadzka. Sama dobrze o tym wiesz. 
- Mimo to wolę zostać tutaj. Mam tu... A nie. W sumie niczego tutaj nie mam. Ani rodziny ani przyjaciół.- moje oczy się zaszkliły.
- Czas to zmienić.- uśmiechnął się.
- W Polsce nie znalazłam znajomych a w Londynie mi się uda?- prychnęłam.
- A dlaczego nie? Miejsce jak każde inne. Jesteśmy.- dodał.
Wyszliśmy z taksówki i skierowaliśmy się wprost na lotnisko. Podróż minęła w miarę spokojnie. Po kilku godzinach byliśmy przed drzwiami naszego nowego mieszkania. Szału to one nie robiło. Fabian chyba liczył na jakąś reakcję z mojej strony. Złapałam torbę i spojrzałam na niego.
- Ładne.- wymusiłam uśmiech.
- Kłamiesz.- zaraz rozpoznał.
- Trochę.- powiedziałam. Nigdy nie byłam przyzwyczajona do luksusu ale nie podobało mi się tutaj.- Jak zamknę za sobą drzwi to nie wypadną?- zaśmiałam się.
- Nie wiem ale lepiej nie trzaskaj bo to okno wyżej nie wygląda najlepiej.
Spojrzałam w tym kierunku.
- Będziemy tak stali? Wolę już wiedzieć czy śpię na podłodze czy będzie tak jakiś materac.
- Tosia!- zatrzymał mnie głos chłopaka gdy przekraczałam próg.
- Tak?
- Obiecuję, że jak już zarobię wystarczające pieniądze to kupię taki dom do którego nie będziesz bała się wchodzić.- cofnęłam się i mocno przytuliłam brata.
- Przecież nie jest aż tak źle.- zaśmiałam się.
Dom był duży. Widać, że jest w nim dużo mieszkań. Trochę przesadziłam... Niczego tutaj nie brakuje.
- Które jest nasze?- odwróciłam się do chłopaka.
- Numer 4.- dokładnie przyglądał się każdym drzwiom obok których przechodziliśmy.
- To chyba tutaj.- zatrzymałam się.
- Pewnie tak. Gotowa?- blado się uśmiechnął.
- A jak powiem, że nie to wrócimy do Warszawy?
- Nie.
- No to gotowa.- chłopak jeszcze przez chwile stał w miejscu. Potem zapukał.- Fabian co ty robisz?- zaczęłam się śmiać.- Pukasz do swojego mieszkania?
'W tym momencie drzwi się otworzyły a naszym oczom ukazał się wysoki brunet z papierosem w dłoni.
- Pomyłki się zdarzają.- skomentowałam i ruszyłam dalej.
- Tosia to nie pomyłka.
- Nawet tak sobie nie żartuj.
- I gdybyś mogła to zacznij mówić po angielsku bo Chris nic nie rozumie.
- Proszę bardzo.- to były moje ostatnie słowa wypowiedziane po polsku.- Nie obchodzi mnie kim jest Chris i co robi w mieszkaniu, które miało należeć do nas ale jesteś mężczyzną więc weź go wyrzuć!- krzyknęłam.
- Też się cieszę, że cię poznałem.- powiedział spokojnie chłopak.
- Pytał cię ktoś o zdanie?- zwróciłam się do niego.
- Wejdźcie do środka bo nie chcę mieć przez was problemów.- złapał mnie za nadgarstek i wprowadził do mieszkania.- Zgaduję, że to wy jesteście ci nowi.- dodał i usiadł na kanapie z której najpierw musiał zrzucić puste butelki po piwie.
- Nie najlepsze pierwsze wrażenie.- podsumował Fabian.
- Czemu tu tak brudno?- zapytałam odpychając od siebie pudła po pizzy.
- Nie zdążyłem posprzątać.
- Robisz imprezy w środku tygodnia?- zdziwiłam się.
- Każdy dzień jest dobry.- uśmiechnął się.
- Widzę, że miło się zapowiada.- szepnęłam i ruszyłam w poszukiwaniu swojego pokoju. Gdy po jakimś czasie go znalazłam, zmęczona usiadłam na łóżku. Będę miała siedzieć z tym chłopakiem jak Fabian będzie wychodził do pracy? Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Idź sobie.- nie chciałam rozmawiać z moim bratem. Nie teraz. Schowałam twarz w dłonie. Nie posłuchał. Wszedł do pokoju, zajął miejsce obok mnie i oparł się o ścianę.
- Z tymi imprezami wcale tak nie jest.- był to Chris.
- A jak jest?
- Przecież jeżeli nie będziesz chciała to jakoś się obejdzie bez nich ale wtedy to ja będę musiał częściej wychodzić.
- To, że cię nie będzie wcale mi nie przeszkadza.- odsunęłam się od chłopaka.
- Co się tak odsuwasz?
- Nie lubię zapachu papierosów a ty nie pachniesz niczym innym.
- Nie przesadzaj.- powąchał swoją koszulkę.- Dlaczego jesteś tak do mnie nastawiona?- zapytał.
- Nie wyobrażam sobie wspólnego mieszkania z tobą.
- Może wcale nie będzie tak jak ci się wydaje.
- No lepiej, żeby tak nie było.
- Nie wiedziałem, że trafię na taką wybuchową współlokatorkę.- uśmiechnął się.
- Nie jestem taka ale dziś mnie wszystko przerosło. Wiesz gdzie jest Fabian?- dopiero teraz odważyłam się na niego spojrzeć.
- U siebie. Zaraz ma gdzieś wyjść czy coś.
- Pięknie! Już mnie zostawia.
- Kit cię obroni.
- Co proszę?- parsknęłam śmiechem. Chłopak siedział niewzruszony.
- Mówią na mnie Kit.
- Kit?- powtórzyłam próbując powstrzymać śmiech.
- Co w tym dziwnego?- pokiwał przecząco głową.
- Niby nic.
- A ty jak masz na imię?
- Antonina.
Teraz to on się zdziwił.
- Jak?
- Antonina. Tosia jak wolisz.
- Myślałem, że Fabian to trudne imię ale przebiłaś go.
Przed kolejne 10 minut próbował wypowiedzieć moje imię. Jakoś mu to wyszło.
- Nie jesteś głodna?
- Jestem.
- To chodź do kuchni. Zrobimy coś do jedzenia.- powiedział i wstał z łóżka.
- Fabiana chyba już nie ma.- stwierdziłam gdy opuściliśmy mój pokój.
- Pewnie już musiał iść. Jakoś sobie poradzimy. To co my tu mamy...- otworzył lodówkę. Oprócz mleka, soku i pomidora nie było nic innego.
- Zdrowo się odżywiasz.
- Mam dietę.- zaśmiał się.- To skoczę po jakieś zakupy. Za dwie minuty jestem z powrotem.
- Poczekam na ciebie.
- Nie chcesz wiedzieć gdzie jest sklep?
- Wydaje ci się, że bez tej informacji moje życie nie będzie miało sensu?
- Jeżeli chcesz żyć na takiej diecie jak ja to możesz sobie zaczekać.
- Pójdę następnym razem.
- Skąd wiesz czy następnym razem będę chciał cię zabrać?
- Sama za tobą pójdę. Problem?
- Nie.- pokiwał głową.- Masz pożyczyć kasę?
- Nie. Nie masz?
- No wiesz... Teraz nie mieszkam tu sam.- wzruszył ramionami. Poszłam do pokoju i dałam mu jakieś pieniądze.
- Nie poszaleję za taką sumę.
- Idź i niech cię nie widzę.
Posiedziałam przez kilka minut. Zdążyłam trochę ogarnąć mieszkanie bo jak to Kit mówi "Teraz nie mieszka tutaj sam". Niech nie myśli, że będę jego sprzątaczką. Ktoś zadzwonił do drzwi.
- Kolejny, który dzwoni do własnego mieszkania?- szepnęłam. Powolnym krokiem wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę wejścia.
- Kluczy nie masz?- wypaliłam. Zamknęłam się gdy zobaczyłam, że za drzwiami nie ma Kit'a. Stała tam zupełnie obca mi osoba.

_________________________________________

Wstawiam 1 rozdział :) Też macie tyle nauki? -.-
Ja już powoli nie wyrabiam. Jedzie ktoś z was na któryś z koncertów chłopaków? :))