.

.

środa, 22 stycznia 2014

Rozdział 25


* perspektywa Tosi*

Nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałam go tak szczęśliwego! Muszę przyznać, że zrobiło mi się głupio, przecież tak długo czekał na jakikolwiek ruch z mojej strony a ja trzymałam go na dystans. 
- Uspokój się Dean bo jeszcze coś ci się stanie.- zaśmiałam się. 
- To jest nieważne.- usiadł na łóżku i poklepał miejsce obok siebie. Przytuliłam się do niego, zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo brakowało mi czułości zanim poznałam jego i Kit'a. 
- Ważne, jesteśmy ze sobą od 3 minut. Najpiękniejsze 3 minuty w moim życiu. 
- W moim też. Już myślałam, że nigdy mnie nie zapytasz.
- Nie chciałem cię do niczego zmuszać. 
- A jeżeli powiedziałabym "nie", jakbyś się poczuł? 
- Obawiam się, że mógłbym przestać czuć cokolwiek. 
- To znaczy? 
- Nie byłoby to dla mnie łatwe. Rozmawiałem dziś z Kieran'em i to on mi zaproponował żebym w końcu się odważył. 
- To dobrze, że macie ze sobą tak dobry kontakt.
- Tylko szkoda, że mój drugi brat nie potrafi cieszyć się moim szczęściem.- odwrócił głowę w drugą stronę. To co robi Sean nie rani tylko mnie a myślałam, że na tym mu zależy. Chyba nie przewidział, że skrzywdzi Dean'a.
- Widocznie coś robię nie tak, pewnie dlatego mnie nie lubi. 
- Jak można cie nie lubić?
- Uwierz mi, że można.
- Jesteś najsłodszą i najpiękniejszą istotką jaką kiedykolwiek poznałem.- powiedział. Uśmiechnęłam się do niego. Ja tak nie myślę ale być może któregoś dnia, przez Dean'a zacznę w to wierzyć. Oby. 
- Dziękuję. 
- Może zejdziemy na chwilę na dół czegoś się napić? Wiesz, że są tam osoby, które stanął za tobą więc Sean zapewne się nie odezwie.- chwilę się zastanowiłam.
- No dobrze, możemy iść.
- To daj łapkę ty moja dziewczyno.- zaśmiał się i złapał moją dłoń.- W końcu nie będę musiał się tłumaczyć dlaczego cały czas przytulam i całuje dziewczynę z którą nie jestem. Mama się ucieszy. 
- Twoja mama jest wspaniała. 
- Oczywiście, że jest. 
- Też bym taką chciała. 
- Teraz będziesz ją miała prawie na własność. Podzielę się z tobą.- zaśmiał się. 
- Możemy już iść? 
- Pewnie.- wyszliśmy z pokoju chłopaka. 
Zeszliśmy ze schodów. W salonie było głośno, chociaż liczba osób nie była taka duża. Na kanapie siedział Kit, Kieran i mama chłopaków, fotel zajmował jakiś mężczyzna, podejrzewam, że ich ojciec, na przeciwko niego siedział Sean. 
- Witam szanowną młodzież. Imprezka z rodzicami, dołączycie się?- czyli tata, jednak się nie myliłam. 
- Bardzo chętnie.- odpowiedziałam.
- Chyba pierwszy raz widzę panienkę w naszym domu, Dean, może mnie przedstawisz?- zapytał mężczyzna.
- Mój tata, Mark a to Tosia.- spojrzał na mnie uśmiechnięty.- Moja dziewczyna.- dodał.
Reakcje były różne. Pan Mark podszedł do mnie i serdecznie się przywitał. Mama Dean'a, rozradowana klasnęła w dłonie.
- Przecież mówiłam ale ty zawsze musisz wszystko trzymać w tajemnicy. Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
- No to się porobiło.- skomentował Kit.- Ja bym się czegoś napił na tą cześć.
Sean nie był taki zadowolony jak reszta, jakoś się nie spodziewałam, że będzie inaczej.
- No, no. Gratuluję.- dodał Kieran.
Dziwnie się czułam stojąc na środku i przyglądając się tym wszystkim ludziom. Zawsze w takich momentach byłam spięta. Kurczowo trzymałam dłoń blondyna ale miałam wrażenie, że mój uścisk zaraz się zwolni. Chłopak zauważył, że trochę się denerwuję. Zajęliśmy miejsce na drugiej kanapie. Tuż obok Sean'a. Czyli uczucie "dziwności" nadal będzie mi towarzyszyć. Powiem więcej właśnie mam odczucie "inności". Brunet cały czas mi się przyglądał. Bałam się spojrzeć w jego stronę. Głupie, prawda? Jestem z jego bratem a nie mam odwagi spojrzeć mu w oczy. Szkoda, że ma już wyrobione opinię na mój temat.
- Możesz na chwilę ze mną wyjść?- wypaliłam. O nie... Wcale tego nie planowałam. Zdezorientowany chłopak znowu mi się przyjrzał.
- Do mnie mówisz?- odparł. No tak, chyba do niego.
- Owszem.
- Jest to konieczne?
- Bardzo.
Westchnął i odłożył butelkę na stół.
- Więc chodźmy.- rzucił, wstając z miejsca. Zrobiłam to samo. Po chwili znaleźliśmy się na tyłach ich domu. Usiedliśmy na huśtawce. Przez pierwszy moment siedzieliśmy cicho. Nie wiedziałam od czego zacząć, w sumie nie wiem dlaczego tutaj jesteśmy. Nawet nie przygotowałam się do tej rozmowy.
- Chciałaś ze mną pomilczeć?- zaczął. Był spokojny, to dość dziwne bo zawsze gdy na niego trafiam to jest arogancki i niemiły.
- Chociażby.
Znowu zapadła przerażająca cisza. Z kimś innym byłoby to coś fajnego bo lubię pomilczeć ale czuć obecność drugiej osoby. Nie z nim. Byłam prawie sparaliżowana.
- Ranisz go.- powiedziałam po dłuższym zastanowieniu. Nie wiem czy te słowa idealnie oddawały to, co chciałam mu przekazać.
- Ja? Oboje go ranimy.
- Przecież nic takiego nie robię. Widziałeś jaki jest szczęśliwy?
- Widziałem i cieszę się jego szczęściem.
- Więc dlaczego mu tego nie pokażesz?- spojrzałam na niego. Zauważyłam, że twarze w półmroku wyglądają zjawiskowo. Może zacznę interesować się sztuką, jednak nie czas teraz na takie rozmyślenia. A więc jego "profil" wyrażał zakłopotanie, chociaż mam wrażenie, że odczuwa chęć powiedzenia mi czegoś co zaboli. Nie przewidział, że nie trafił na łatwego przeciwnika, nie dam się.
- A co mam mu powiedzieć?- tym razem to on spojrzał na mnie. Zapewne gdyby nie ciemność panująca w ogrodzie to patrzelibyśmy sobie w oczy. Może wtedy byłoby łatwiej odczytać jego uczucia.
- Prawdę.
- Nie ma żadnej prawdy.- wyprostował się.- Przynajmniej ja jej nie widzę.
- To naucz się ją dostrzegać bo Dean za to obrywa. Rozumiem, że mnie nie lubisz. Okej, twoja sprawa ale nie mieszaj w to twojego brata. On potrzebuje wsparcia, wiesz o tym?
- Zamierzasz mnie pouczać? To bez sensu, jestem od ciebie starszy.
- Jak widać nie idzie to w parze z twoją inteligencją.- palnęłam.
- Na siłę chcesz mnie do siebie przekonać?
- Nie. Właśnie o to chodzi, że jak chcesz to możesz mnie nie lubić ale przynajmniej uspokój się jak rozmawiasz z Dean'em. Udawaj. Wydaje mi się, że doskonale to potrafisz.
- Masz coś konkretnego na myśli?- zapytał zaciekawiony.
- Nie znam cię.
- Więc nie oceniaj.
Zaśmiałam się pod nosem.
- I kto to mówi.- wstałam z miejsca. On wiedział jak mnie rozśmieszyć! Nagle nerwowo się odwrócił, w drzwiach ujrzeliśmy Dean'a. Stał kilka metrów od nas ale nie trudno się domyślić, że to on. Nikt z domowników nie ma takiej postawy.
- Tośka...- szepnął.
- Co?- chłopak zeskoczył z huśtawki i stanął obok mnie. Jeszcze raz zmierzył brata wzrokiem.
- Wiesz, że Dean jest dla mnie bardzo ważny więc zgadzam się.
- Nie postawiłam ci żadnego warunku.
- Będę udawał.
- Czyli nie zamierzasz się do mnie przekonać?
- Jeszcze zobaczymy. Udawaj, że go nie widzisz.
- Proszę?
- Masz rację Tosia, to nie ma sensu. Wygłupiałem się, tak na prawdę uważam, że jesteś bardzo miłą i wartościową osobą.- powiedział bardzo głośno. No to odstawił przedstawienie. Zaraz potem mnie przytulił.- Taki żarcik, kochanie. On nie musi wiedzieć co o tobie myślę.- szepnął mi do ucha. Objął mnie ramieniem i razem podeszliśmy do Dean'a. Blondyn stał uśmiechnięty w progu.
- Fajną masz tą dziewczynę. Wrócimy do salonu? Nie chcę, żeby twoja piękność zmarzła.
- Idź, idź. Zaraz do was dołączymy.- zostałam z Dean'em sam na sam. Zdjął swoją czerwoną bluzę i pozwolił, żebym ją założyła.
- Twoje perfumy ładnie pachną.- powiedziałam, śmiejąc się.
- Podpucha, tak?
- Słucham?
- Nie pogodziliście się?
- Skąd ten pomysł?
- Nie możemy się okłamywać.
- Dlatego powiem, że jestem z Sean'em na dobrej drodze.
- A tak naprawdę?
- Przecież ci mówię. Wracamy do domu?
Chłopak bez słowa wrócił do mieszkania i znowu zasiedliśmy z jego rodziną w salonie.

***

- I wtedy ta dziewczyna zadała mi pytanie: po kim pana syn jest taki przystojny? Chyba nie po ojcu.- wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Nie dziwię się, że chłopaki mają takie poczucie humoru. U nich chyba nie można być poważnym!
- I co pan jej odpowiedział?
- Że Kit nie jest moim synem.
Cała ich rodzina jest niesamowita. Wydaje mi się, że będę lubiła spędzać z nimi czas.
- Pójdę przygotować kolację. Tosia, pomożesz mi?- zapytała mnie mama chłopaków.
- Z miłą chęcią.- ruszyłyśmy do kuchni, domyślam się, że nie będziemy rozmawiać o soczkach i chlebie.
- Gdzie poznałaś Dean'a?- liczę na to, że nie będzie trudniejszych pytań.
- Mój brat dostał w Londynie lepszą pracę dlatego wyjechaliśmy z Polski. Wprowadziliśmy się do mieszkania Kit'a i właśnie tam poznałam Dean'a.
- Kit to dobry chłopak. No mój synek też jest teraz szczęśliwcem.- uśmiechnęła się.- Przepraszam, że tak wypytuję, po prostu chcę wiedzieć.- spuściła wzrok. Wydaje mi się, że poczuła wstyd. Zupełnie niepotrzebnie!
- Rozumiem, wie pani ile bym dała, żeby moja mama się tak martwiła?
- Na pewno to robi. Nie lubimy się do tego przyznawać.- delikatnie się zaśmiała.
- Raczej nie.- wolałam jej nie mówić o mojej sytuacji. Dlaczego nie mogę mieć takich rodziców jak on? Czy jestem taka beznadziejna, że to jest moja kara? Wstydzę się tego, że nie mogę pochwalić się cudownym życiem. Natalie ma rację. Jestem sierotą ale boję się tego słowa.
- Coś się dzieje?
- Nie, wszystko jest w porządku.- wymusiłam uśmiech na swojej twarzy.

***

- Kit, wracamy do domu?- zapytałam chłopaka.
- Już po 23? Najwyższy czas.- powiedział patrząc na zegarek.- Będziemy się zbierać.- wstał z miejsca. Ja zrobiłam to samo. Pożegnaliśmy się ze zgromadzonymi i wyszliśmy na zewnątrz.
- Oddam ci bluzę.- odwróciłam się do Dean'a.
- Możesz ją wziąć.
- Uwierz mi, że ta rodzina, ma takich pod dostatkiem.- zaśmiał się mój współlokator.
- Skąd?
- Ona na prawdę nic o nas nie wie.- dodał.
- Śmieszne, Kit. Wolałbyś mieszkać ze swoją fanką?
- Mogłoby być całkiem ciekawie.- poruszał brwiami.
- Przestać.- syknął na niego Dean.
- Dobra, dobra. Żartować nawet nie mogę?
- Nie w ten sposób.
- Już się nie odzywam a teraz zabieram Tosię i wracamy do domku.
- Cześć Dean.- przytuliłam chłopaka.
- Jeszcze jedno pytanko.- spojrzał na mnie.- W jakich godzinach jesteś w szkole? Bo zawsze gdy piszesz jesteś w domu. Tak rzadko tam bywasz?- zaśmiał się. Poczułam się zakłopotana.
- W ogóle tam nie bywam.
- No...- usłyszałam z tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Sean'a.- No przecież nic nie powiedziałem!- zaczął się bronić.
- Słucham?
- Normalnie, pogadamy o tym później. Musimy już iść, chodź Kit.
W pośpiechu opuściliśmy ich mieszkanie, jedynie co to zdążyłam się pożegnać z jego rodzicami.
- Tośka, Tośka.- zaczął Kit gdy byliśmy kilka metrów od domu chłopaków.
- No co? Przynajmniej powiedziałam prawdę. Doceń to, często tego nie robię.
- To może zacznij jeżeli już zgodziłaś się z nim być?
- Oczywiście, że zamierzam mówić mu jedynie prawdę.- oburzyłam się. Chyba już każdy wie jaka jestem. Zakłamana? Widocznie za taką mnie mają.
- Weź wróć do szkoły.- nagle się zatrzymał.
- Ty mi to mówisz? Przypomnę ci, że sam...
- Ale ja to jestem ja. Twoja sytuacja jest trochę inna.
- Jaka?
- Jestem w zespole, jak na razie sobie radzę i nic nie zapowiada tego, żeby miało być inaczej.
- Czyli jeżeli nie wrócę do szkoły to nie poradzę sobie w życiu i umrę z głodu?
- Tego nie powiedziałem.- odwrócił głowę w drugą stronę.
- Teraz na mnie spójrz.- złapałam jego podbródek i zmusiłam do kontaktu wzrokowego.
- Tośka! Co ty dziewczyno robisz ze swoim życiem? W końcu nie dasz sobie rady!- zaczął iść przed siebie. Ja zostałam w tym samym miejscu, zastanawiając się nad ostatnimi słowami, które wypowiedział. Zaczął padać deszcz. Ładnie, wcale mnie to nie dziwi. W sumie jesteśmy w Londynie.
- Kit!- krzyknęłam za nim.
- Słucham? Nie widzisz co się z tobą dzieje? Nadejdzie dzień w którym się poddasz. Jestem tego pewny a nie chcę cię stracić. Rozumiesz?- zawołał. Po chwili zaczął iść dalej. Zaczęłam biec, biegłam przez moment bo chłopak nie był daleko ode mnie.
- Przytul mnie Kit. Najmocniej jak potrafisz.- powiedziałam przez łzy. Mówiąc krótko, mam wrażenie, że w końcu się zaprzyjaźnimy. Odwrócił się i zaczął iść w moją stronę. Przez chwilę mi się przyglądał, żeby potem mocno mnie przytulić.
- Nie zamierzam cię tracić, zrozumiesz to w końcu?
- Wiem, Kit.- szepnęłam. I znowu nie opuszcza mnie to głupie wrażenie... Że tylko w nim mam prawdziwe oparcie i osobę przy której jestem w pełni bezpieczna.
- Jesteś dla mnie bardzo ważna. Nie mam tutaj drugiej takiej osoby i nie chcę tego zmieniać. No już... Cichutko.- kciukami, otarł moje łzy.- Wracamy do domu.- objął mnie ramieniem.

*perspektywa Sean'a*

Nie ma to jak wyjść sobie na świeże powietrze i zobaczyć jak cudowna i idealna Tośka obściskuje się z Kit'em. I to ja jestem tym złym i niewdzięcznym. Nie rozumiem, że Dean się zakochał. Owszem rozumiem ale ta jego dziewczyna ewidentnie leci na dwa fronty. Szkoda, że mój przyjaciel w tym uczestniczy. Ona nawet się nie ukrywa. Stoją sobie kilkanaście metrów od naszego domu. To już nie jest śmieszne, to się robi smutne.
- Cześć bracie.- gwałtownie się odwróciłem i zobaczyłem Dean'a. Jestem wredny w stosunku do Tosi ale w jednym się zgadzamy. Chłopak jest przy niej szczęśliwy.
- Cześć, cześć.- podszedłem do niego, chcąc uniknąć dramatu, który wydarzył by się, gdyby chłopak zobaczył swoją idealną Tosię w objęciach naszego przyjaciela. "Idealna Tosia", chyba tak zacznę na nią mówić.
- Dlaczego tutaj siedzisz?
- Szczerze? Chciałem uniknąć sprzątania.- zacząłem się śmiać. Nie chcę, żeby nasza kolejna rozmowa przeszła na temat jego dziewczyny. Znowu skończy się kłótnią.
- To za chwilę będziesz mógł wracać. Ja też od tego uciekam.
- Dziękuję kochani!- zawołał Kieran.- Wcale się nie dziwię, że to mnie mama kocha najbardziej. Tylko ja jej pomagam.
- Wcale nie kocham cię najbardziej.
- Dzięki mamo. To idę do nich.
- Dobra kocham ale mi pomóż.
- Słyszeliście?
- Tak, tak.- odpowiedziałem.
- Fajny wieczór, nie?- spojrzał w niebo.
- No ładny, nie ukrywam.
- Cieszę się, że już nie naskakujesz tak na Tosię.
Musiał! Musiał...
- No.- nie zamierzałem długo wypowiadać się na ten temat.
- Jak ją poznasz to zobaczysz jaka jest.
Bingo! Przed chwilą widziałem jaka jest. Bezbronna Tosia, szukająca pocieszenia. Nie wiem co sprawiło, że wyszła od nas taka nieszczęśliwa.
- Na pewno.
- Nie chcesz o tym mówić?- spojrzał na mnie. Widzę, że nie na darmo znamy się tyle lat. Jednak coś tam potrafi dostrzec.
- Wolę nie. Słuchaj Dean...- położyłem rękę na jego ramieniu.- Jeżeli chcesz to bądź z nią. Każdy ma prawo do miłości i nie będę ci niczego zabraniał. Nie chcę żebyś się sparzył.
- Raczej bałbym się o to, że to ja ją zranię.
Nie rozumiem tego chłopaka. On jest jakiś ślepy.
- Co mógłbyś takiego zrobić?
- No wiesz, Tosia jest zazdrosna a my mamy fanki...
Aż się wzdrygnąłem na te słowa. Nie zauważyłem, żeby kiedykolwiek była zazdrosna. Jak siedziała Kieranowi na kolanach? Czy jak przytulała Kit'a? Ona w końcu wszystkich owinie sobie wokół palca. Będą chodzić jak w zegarku. Ja nie.
- Jeżeli ktoś z was jest zazdrosny to raczej ty. Nie martw się tak.
- Gdybyś miał taką dziewczynę to też byś się martwił.
- Ja nie będę miał takiej dziewczyny.- wyminąłem go w drzwiach i ruszyłem w stronę kuchni. Owszem, jestem bezczelny. Tylko i wyłącznie w tej sprawie.

*perspektywa Tosi*

Leżałam już przykryta warstwą nakryć w łóżku. Chciałam się w nim schować przed światem. Jednak wiem, że przed rzeczywistością nie ucieknę. Usłyszałam pukanie do drzwi. Odwróciłam się w drugą stronę.
- Proszę.- powiedziałam.
- Jestem.- do pokoju wszedł Kit.- Przyniosłem ci herbatkę.- położył kubek na szafce, znajdującej się tuż obok mojego łóżka.
- Dziękuję, nie musiałeś.
- Chciałem.- usiadł przy mnie. Dotknął dłonią mojego czoła i dziwnie zmarszczył brwi.
- Co się stało?
- Wydaje mi się, że spacer w deszczu nie wyjdzie ci na dobre.- dodał.-Wypij herbatę to będzie ci cieplej.
- Kochany jesteś.
- Gdyby Dean to usłyszał to mogłabyś powiedzieć: martwy jesteś.- zaśmiał się.
- Dean wie jak jest. Od początku mu mówiłam, że dla mnie pierwszą osobą która mnie zrozumiała jesteś ty.- skomentowałam. Chłopakowi chyba zrobiło się miło bo uśmiechnął się pod nosem.
- Nie dziwie się, że jest o ciebie taki zazdrosny. Też bym był.
- Czy ty mnie podrywasz?- poruszałam brwiami. Po chwili zaczęłam kaszleć. Chyba ma rację. Niech to przeziębienie sobie idzie!
- Mówiłem. Prześpij się, może rano będzie lepiej. Dobranoc, kochana.- pocałował mnie w czoło i ruszył w stronę drzwi. W ostatnim momencie go zatrzymałam.
- Kit!
Brunet odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Tak?
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Nie podrywam. Nawet jeśli, to teraz jest już na to za późno.- powiedział i wyszedł z pokoju.
________________________________

Cześć kochani ;)
Macie ferie? Bo ja mam <3 Kolejny rozdział pewnie pojawi się po ich zakończeniu. Ale dacie radę :))
Chciałabym bardzo podziękować za liczbę wyświetleń i wszystkie komentarze, które od Was otrzymuję. Dajecie mi siłę i za to Was kocham <3 Dziękuję !
Mam nadzieję, że będziecie już zawsze.
Tak bardzo się cieszę kiedy się udzielacie i piszecie mi te wszystkie rzeczy. Jest to dla mnie ogromną motywacją.
Macie mojego aska, gdzieś tam niżej jest mój e-mail więc jeżeli tylko chcecie to możecie do mnie napisać. Każda wiadomość od Was jest dla mnie ważna.
Dziękuję <33
Życzę miłego wieczoru i przyjemnego czytania, ja mykam na zumbe ;)
Buziaczki
Dziś nie napiszę ile chciałabym tutaj widzieć komentarzy. Jeżeli ktoś poczuje taką chęć, żeby skomentować to skomentuje :)

Dziękuję, że jesteście <3 

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Rozdział 24


*perspektywa Tosi*

- Natalie u nas była.- powiedział Kit gdy koło południa wróciłam do domu. Jakoś mnie to nie zdziwiło z uwagi na to, że dziewczyna lubi tutaj wpadać bez zapowiedzi.
- Czego chciała?
- Tego co ostatnio.- skomentował krótko. Nie wiedziałam o co go spytać. Widząc moje zakłopotanie, dodał.- Poszła na ugodę.
- To znaczy?
- Jeżeli okaże się, że dziecko jest moje to wezmę za nie pełną odpowiedzialność.
- Jak chcesz to sprawdzić?
- Poczekam sobie kilka miesięcy, potem zrobimy badania i się dowiemy.
- To jest chyba najlepsze wyjście. Czyli nie jesteś pewny?
- Czego?- spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Że nie jest z tobą w ciąży.
- Niby jestem ale sama wiesz, to nie jest takie proste.
- Moim zdaniem to jest proste albo wiesz co robisz albo nie.
- Byłem pijany.
- To się kontroluj.
- Ty mi to mówisz?- zaśmiał się.- Mam ci przypomnieć co zrobiłaś na imprezie?- odparł urażony.- Teraz jesteście z Dean'em tacy szczęśliwi a mógłby się do ciebie nie odzywać. Tak samo do mnie.
- Ale Dean nie jest ze mną w ciąży. Znaczy się... Ja z nim.
- Zobaczymy na jak długo.- prychnął.
- Możesz się nas nie czepiać? Jak na razie nie mamy takich problemów.
- W końcu będziecie mieli.
- Chciałam z tobą porozmawiać ale ty znowu zaczynasz.
- Co zaczynam?
- Kłócisz się ze mną.
- Nie, wcale nie. Mówię jak jest. Daj mi spokój Tośka.
- Bardzo chętnie.- wstałam z miejsca i ruszyłam do swojego pokoju. To chyba był najlepszy sposób, inaczej byśmy się pozabijali. Usiadłam na łóżku i wyciągnęłam książkę. Mogę się odstresować.

*perspektywa Dean'a*

- I tak jej nie lubię.- rzucił Sean.
- Nie ty masz ją lubić.- skomentowałem.
- Możecie się uspokoić?- do pokoju wszedł Kieran.
- Po prostu wyrażam swoje zdanie.- dodał mój najstarszy brat.
- To nie wyrażaj.
- Na prawdę? Musicie?- westchnął brunet.
- Sean zaczyna!
- Przestań Dean!- krzyknął na mnie.- Musicie cały czas rozmawiać o Tosi? "Rozmawiać"... Zaraz idę spać, chciałem chwilę pooglądać telewizję ale nie... Bo moi bracia muszą "wyrażać swoje zdanie". Zakończyliśmy koncert, jestem zmęczony więc zamknijcie się chociaż na chwilę!
Siedzieliśmy wpatrzeni w chłopaka.
- Dobra, Kieran. Bez przesady. I tak miałem iść. Dobranoc.- Sean wstał z miejsca i poszedł do pokoju. U nas zapanowała cisza.
- Chcę żebyś wiedział, że nie mam nic przeciwko waszemu związkowi czy w czym wy tam jesteście.- spojrzał na mnie.
- W niczym nie jesteśmy.- szepnąłem.
- Nie?- odparł zdziwiony.
- Tak jakby jesteśmy.
- Nie można byś z kimś "tak jakby".
- A my umiemy.- uśmiechnąłem się.
- Spytaj jej wprost, najwyżej ci odmówi.
- Obiecałem, że nie będę naciskał więc tego nie zrobię.
- Tylko spytaj.
- Pytaj, pytaj.- usłyszałem śmiech Sean'a.
- Mam wrażenie, że ona mnie nie widzi.- dodałem ciszej.
- A może po prostu nie widzisz jak patrzy?- szeroko się uśmiechnął. Ja po chwili zrobiłem to samo.
- No właśnie, właśnie. Ja bym się bał.- dodał najstarszy.
- Nieważne.- wstałem z miejsca.
- Przestań się tak zachowywać, Dean.
- Nie widzisz, że on mnie denerwuje?- oburzyłem się.
- Sean jest twoim bratem. Bądź mądrzejszy i ignoruj to co do ciebie mówi. W końcu przestanie i zrozumie jaka jest Tośka.
- Albo nie zrozumie.- poszedłem do swojego pokoju. Nie zamierzam z niej rezygnować. Nigdy!

*perspektywa Tosi*

Jest 02.33 a ja nie mogę zasnąć. Co się dzieje? Odwróciłam się w drugą stronę. Nie lubię takich momentów bo wtedy zaczynam myśleć, co w moim przypadku nie jest fajne.
- Nudy, nudy, nudy, nudy...- zaczęłam mówić sama do siebie. Owszem, jestem dziwna. I nagle wpadł mi do głowy świetny pomysł. Zaśmiałam się pod nosem i zadzwoniłam do Kit'a.
- Tosia?- usłyszałam w słuchawce jego zaspany głos.
- Chodź Kit.- powiedziałam szeptem. Rozłączyłam się, zapaliłam światło i biegiem wróciłam do łóżka.
Chłopak wparował do pokoju.
- Jestem przy tobie, Tosia.- wgramolił się do mnie pod kołdrę po czym mnie przytulił.
- Nie dotykaj mnie!- odsunęłam go od siebie. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Słucham?
- Dzwoniłam, żebyś zgasił mi światło.- zepchnęłam go z łóżka. Jego mina była bezcenna. Wychyliłam się i leżąc na brzuchu, spojrzałam na niego. Wyglądał komicznie!
- Jesteś straszna.
- Ty zacząłeś.- zaśmiałam się.- Głupi jesteś, wiesz?- dodałam.
- Wiem. Ty też.
- Dziękuję a teraz wyjdź i zgaś światło.
- Bezczelna.- powiedział, podnosząc się z podłogi.
- Masz nauczkę.
- Zapłacisz mi za to.- pogroził mi palcem.
- Właśnie to co zrobiłam to była zapłata za to co ty mi zrobiłeś.
- Co?
- Nic.- odparłam.- Dobranoc.
- Nie rób tego więcej.- zaśmiał się.- Dobranoc, śpij dobrze.- pocałował mnie w czoło. Robił to dość często. Odpowiedziałam mu uśmiechem.

***

- Ty nie w pracy?- zapytałam Fabiana, wchodząc do kuchni. Dziwne, że widzę go jedzącego śniadanie z Kit'em.
- Myślałem, że mówisz do mnie.- zaśmiał się nasz współlokator.
- Oby kiedyś miała powód, żeby tak do Ciebie mówić.
- Przecież mam pieniądze, nie czepiaj się.- wywrócił oczami.
- Odpowiesz na moje pytanie?- wtrąciłam.
- Owszem, nie jestem w pracy.
- Dlaczego?
- Bo mam wolne?- zaśmiał się.
- Dlaczego?
- Bo nawet mi czasami należy się dzień wolny od pracy?
- Rozumiem. Który z moich cudownych mężczyzn przygotuje mi kanapeczkę?- ucałowałam każdego w policzek i usiadłam z nimi przy małym stoliku stojącym w kuchni. Żaden z nich się nie odezwał, patrzeli na mnie dość zdziwieni. No tak... Przecież Tosia nie może być miła.
- Twój brat.- rzucił Kit. No to się zacznie przekrzykiwanie.
- Dlaczego? Niech twój pan przystojny ci zrobi.
- Dean'a tu nie ma.- odezwał się Kit.
- Mówiłem o tobie.
- Sama sobie zrobię!- zaśmiałam się.
- Na to czekałem.
- Widzisz się dziś z twoim przystojniakiem?- zapytał Fabian.
- Przecież Kit jest obok.- odpowiedziałam sarkastycznie.
Oboje się uśmiechnęli.
- Mówiłem o blondynie.
- Owszem, widzę się z nim.
- Co będziecie robić?
- To czego nie robię z tobą.- wytknęłam język do współlokatora.
- Tośka!- krzyknął mój brat.
- No co? Pytał to mu odpowiedziałam.
- Co masz na myśli?
- Nic takiego.- zaśmiałam się i z kanapką w dłoni, opuściłam kuchnię.
- Wracaj Tosia. Nie pozwalam ci wychodzić.
- Fabian, przecież żartowałam, nie wiem co masz na myśli. Chodziło mi o to, że będziemy grali w grę.- skomentowałam.
- Grali w grę?!
- Ciekawe jaką.- usłyszałam głos Kit'a.- Oby nie w Życie, co nie Fabian?
Zapanowała cisza.
- Nie nakręcaj go.
- Zostajesz w domu.- dodał.
- I tak pójdę.
- Muszę porozmawiać z tym Dean'em.
- Zobacz jaki jest fajny.
- No, spoko jest.- poparł mnie Kit.
- Dobra, dobra ale na noc jesteś w domu.
- Nawet nie zamierzałam zostawać u niego na noc. Bez przesady.- zdziwiłam się.- Zadzwonię do niego i się umówimy.
- Czyli nigdzie nie wychodzisz?
- Zaraz będę.
- Może on nie ma czasu?
- Nie przejmuj się Fabian. Wtedy zajmę się czymś innym.
- Na przykład mną.- skomentował Kit.
- Na przykład nim.- wzruszyłam ramionami.
- Serio?- spojrzał na mnie uśmiechnięty.
- Nie.

*kilka godzin później*

- Jestem.- przywitał mnie swoim przepięknym uśmiechem.
- Cześć.- mocno go przytuliłam.
- Nie pozwolę, żebyś wieczorem szła do mnie sama.- pogroził mi palcem.- Drugi raz mi tego nie proponuj.- zaśmiał się.
- I zawsze będziesz po mnie przychodził?
- Dokładnie. Muszę pilnować, żeby nic ci się nie stało. Nie chcę żeby porwano mi Tosię.- zrobił smutną minkę.
- Potrzebuję dziewczyny, potrzebuję dziewczyny, chcę mieć dziewczynę.- usłyszeliśmy błagalny głos Kit'a.
- Jak wrócę to zrobię ci kanapkę!- krzyknęłam z korytarza.
- Dobre i to, chociaż do kanapki się nie przytulę.
- Ma rację.- szepnął do mnie Dean.- Chodź na chwilkę.- złapał mnie za rękę i zaprowadził do salonu.- Idziemy z Tosią do nas, chcesz posiedzieć z chłopakami? Z tego co wiem też się nudzą.- zaproponował.
- Nie.
- No chodź z nami.- poparłam go.
- Będę tutaj usychał z braku miłości, bawcie się dobrze.- rozłożył się na kanapie.
- Może sobie poszukaj tej miłości?
- Nie.
- Nie ma gadania. Idziesz z nami.- złapałam go za dłoń i pociągnęłam w stronę korytarza.
- Nie chcę mi się.- marudził, jednak nawet nie starał się bronić.- Trzymaj mnie tak Tośka. Jesteś jedyną kobietą która mnie dotyka. Lubię to.
- Bo zaraz ze mną pójdziesz za rączkę.- obok nas zjawił się Dean.
- Jeju, jakiego masz zazdrosnego chłopaka. Czyli nie mogę iść z nią za rękę?- brunet dalej dociekał.
- Nie możesz, przyjacielu.
- Ale Tośka ma dwie dłonie. Nie mogę złapać za jedną a ty za drugą?
- Nie bo Tośka trzyma tylko mnie.
- No już chłopaki bo nigdy nie wyjdziemy!- klasnęłam w dłonie.- Nikogo nie będę trzymać za łapki.
- Tosia!- powiedzieli oboje.
- No co? Będzie sprawiedliwie.
- Gdzie widzisz sprawiedliwość? Bo nie wiem.- zaśmiał się Dean.
- Wychodzimy.
Szliśmy przez kilka minut w ciszy.
- Po co właściwie idziesz do niego tak późno?- zapytał mój współlokator.
- Po co właściwie chcesz to wiedzieć?
- Trochę się tobą interesuję.
- Wiem, wiem.- uśmiechnęłam się do niego.
- Nic nie mówię!- skomentował blondyn.
- Jeju...- pocałowałam go w policzek.
- Życie jest tak bardzo niesprawiedliwe!- oburzył się Kit.
- Bo zaraz wrócę do domu.
Po kilkunastu minutach byliśmy pod domem chłopaków. Nie obyło się bez wygłupów i bezsensownych pytań. Gdy Kit poszedł do reszty, ja zatrzymałam się z Dean'em w korytarzu. Właściwie to ja go zatrzymałam. Sam by tego nie zrobił.
- Nie chcę tam iść.- szepnęłam, patrząc w jego oczy.
- Dlaczego?- zdziwił się.
- Wolę uniknąć spotkania z Sean'em.
- Rozumiem, nie ma problemu. Pójdziemy do mnie.- uśmiechnął się.

 ***

- Tylko pozwól mi wygrać.- zaczął się śmiać. 
- O nie! Zobaczysz kto jest mistrzem.- pocałowałam go w czubek nosa. 
- Czwarty raz z rzędu?! Zaczynam czuć się beznadziejnie, dziewczyna ze mną wygrywa. 
- Ucz się ode mnie to następnym razem zwycięstwo masz w kieszeni. 
- Jakieś osobiste korepetycje? 
- Możesz prowadzić obserwacje i sporządzać notatki jeżeli chcesz. 
- Chcę. Ehhh, Tosia...- westchnął. Poczułam, że opiera swoją głowę na moim ramieniu. 
- Słucham cię.
- Smutno mi.- powiedział. Zdziwiłam się bo cały czas był zadowolony. 
- Ale Dean...- usiadłam do niego przodem.- Dlaczego? 
- W sensie nie teraz. Smutno mi gdy cię nie ma obok. Czy to jest normalne? 
Siedziałam wpatrzona w jego oczy i miałam wrażenie, że nie znam odpowiedzi na to pytanie. 
- Nie możesz być smutny gdy mnie nie ma.
- Czy tak tęskni kolega za koleżanką? 
- Nie.- odpowiedziałam pewnie. Wiem do czego znowu dąży. 
- A ty za mną tęsknisz? Mało, troszeczkę, bardzo a może tak jak ja? 
- Jak wygląda twoja tęsknota? 
- Jest bezgraniczna...
Serce mi się krajało jak na niego patrzałam. Mówi prawdę, widzę to i staram się ufać. Ba! Ja mu na prawdę wierzę. 
- Dean, ja też za tobą tęsknię ale nie możesz być smutny.- ujęłam jego rozpaloną twarz w dłonie na których zaraz znalazły się jego ręce. 
- To coś złego? 
- Tęsknota sama w sobie nie jest niczym złym ale jak mam się czuć wiedząc, że siedzisz przygnębiony? 
- Być ze mną?
- Zawsze? Nie dam rady. 
- W takim razie możesz mi inaczej pomóc. 
- Jak? 
- Chcę wiedzieć, że nie jestem dla ciebie zwykłym kolegą. Jak Kit czy Kieran. 
- Dobrze wiesz, że nie jesteś.- mimowolnie się uśmiechnęłam. Kurcze! Nie chciałam tego robić. Jego twarzyczka też się rozpromieniła. 
- To znaczy? 
- Ja mam cię spytać?  
Przez pierwszy moment chyba mnie nie zrozumiał. 
- Tosia... Zostaniesz moją dziewczyną? 
- Oczywiście.- tym razem moje usta ułożyły się w szerokim i szczerym uśmiechu. Chłopak nie zmienił wyrazu twarzy. Trzymał moje ręce a jego oczy wyrażały zdziwienie. Tak, zdziwienie to idealne określenie. 
- Ale tak serio?- upewnił się. 
- Serio, serio. 
Teraz dziwnie się poruszył, ukrył twarz w dłonie a zaraz po tym znowu mi się przyjrzał. Nagle zaczął się śmiać. 
- Na prawdę?- teraz chyba do niego doszło... Bo rzucił się na mnie i zaczął mocno przytulać. 
- Chcesz mnie udusić?- zaśmiałam się. 
- Teraz jestem najszczęśliwszy na świecie. Mam dziewczynę! - rozpromienił się i złożył delikatny pocałunek na moich ustach. 
________________

Dzień dobry :)
Powracam ze zdwojoną siłą! (przynajmniej się staram)
Wmawiam sobie, że za mną tęskniłyście te kilka dni xd :(
Jeżeli macie jakieś pytanko to śmiało piszcie a odpowiem na Wasz komentarz :)


10 komentarzy - następny rozdział

Do dzieła załogo! :))
Buziaczki ;* 

piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 23


*perspektywa Tosi*

- Po pierwsze, uspokój się.- powiedziałam.
- Jak mam być spokojny? Przestajesz chodzić do szkoły po kilku tygodniach? Wszyscy się o ciebie martwią.
- Martwią? Dzwonili bo domyślili się, że nic nie wiesz.
- Magia? Święty Mikołaj im doniósł?
- Siadaj Fabian i przestań krzyczeć. Kit śpi.
Chłopak usiadł ale wydaje mi się, że nie zamierza zmieniać tonu.
- Dlaczego nie chodzisz do szkoły?
- Bo nie chcę tam chodzić? Trudne?
- Owszem, trudne. W twoim wieku nauka powinna być najważniejsza.
- To, że ty czujesz się spełniony nie oznacza, że ja mam takie same pragnienia. Jesteś naczelnym w jakiejś tam gazecie i fajnie. Ja nie chcę.
- Wolisz pracować w Mc’Donaldzie?
- Chociażby. Do szkoły napewno nie wrócę.
Chłopak przyglądał mi się zmieszany. Oboje nie byliśmy łatwymi przeciwnikami. Fabian wie, że ze mną ciężko wygrać. Natomiast ja wiem, że jeżeli mu zależy to też nie odpuści.
- I będziesz tak siedziała przez całe dnie jak Kit?
- Przestań się go czepiać. Przecież wiesz, że gra w zespole.
- I co z tego? Też zamierzasz założyć zespół? 
- Ja się do tego nie nadaje. 
- Więc wracaj do szkoły! 
- Nie! 
Tak jak się domyślałam. Żadne z nas nie zamierzało ustąpić. 
- Nie rozumiem po co ona do ciebie dzwoniła. 
- Bo ostatnio cię nie widuje?- prychnął. 
- Wiesz ile osób nie chodzi? Może jestem chora a ona się wtrąca! 
- Oczywiście. Powiedziałem jej, że właśnie tak jest. 
- Po co? Mogłeś powiedzieć, że więcej tam nie pójdę. 
- Tośka...- westchnął. Na chwilę zapanowała cisza.- Teraz nie chce ci się chodzić do szkoły ale później będziesz tego żałowała. 
- To będzie później. Teraz jest teraz. 
- Nie chcę, żebyś kiedyś chociaż przez chwilę pomyślała, że twoje życie jest nieudane. 
- To nic nie da. Już teraz tak uważam.- szepnęłam. 
- Zauważyłaś, że chcę dla ciebie jak najlepiej? 
- Wiem to, Fabian! Jeżeli chcesz, żebym była szczęśliwa to dlaczego każesz mi robić coś czego nie chcę?  
- Musisz chodzić do szkoły. 
- Jedyna rzecz którą muszę to umrzeć. To mnie nie ominie. Resztę to ja ewentualnie mogę. 
- Obojgu nam jest ciężko ale nic na to nie poradzimy. 
- Tobie jest ciężko? Przynajmniej wychowałeś się z rodzicami. 
- Za to nie możesz mnie obwiniać. 
- Nie obwiniam cię. 
- Również nie chciałem takiej sytuacji jaką teraz mamy. 
- Domyślam się. Nikt nie jest zadowolony. 
- A mimo to starałem się, zabrałem ciebie tutaj, żeby dostać lepszą pracę. Mogę spytać dlaczego tego nie doceniasz? 
Przyjrzałam się chłopakowi. 
- To nie tak. Doceniam.- przytuliłam się do niego. Chłopak pogładził mnie po plecach. 
- Kocham cię Tosia ale całe życie nie będę na ciebie zarabiał. 
- Rozumiem, pójdę do pracy. Obiecuję.- spojrzałam na niego. 
- Jakoś tego nie widzę. Przemyśl to sobie. Chcę, żebyś wiedziała, że ja tego nie popieram i nie zaakceptuję.- wstał z miejsca.- I tak zrobisz co będziesz chciała. Za bardzo wdałaś się w mamę.- dodał. 
- Dlaczego tak mówisz? 
- Ona też zawsze była uparta. Jeżeli o 22 miałem wrócić to musiałem być dokładnie o tej godzinie. Ani minuty spóźnienia. Nawet ojca próbowała sobie podporządkować. Jesteś identyczna. Zawsze musi być tak jak ty chcesz. 
- W takim razie ty do kogo jesteś podobny? 
Chłopak odwrócił się do mnie tyłem i uśmiechnął pod nosem. 
- Ja? Do nikogo.- dodał i ruszył w stronę swojego pokoju.

*dwie godziny później.* 
  • Cześć Dean.- zadzwoniłam do chłopaka. 
  • No cześć, Tosia. Coś się stało? 
  • Jeżeli chcę z tobą porozmawiać to znaczy, że coś się dzieje?
  • Dzwoniłaś do mnie raz i wtedy coś się działo, więc teraz też tak może być.- usłyszałam jego śmiech.
  • Nie, dzwonię z innego powodu. 
  • Jakiego?
  • Tęsknie za tobą.- powiedziałam, wpatrzona w szybę. 
  • Na prawdę?- zapytał podejrzliwie. 
  • Bardzo.- szepnęłam. 
  • Jeju, Tosia. I co mam ci powiedzieć? Też za tobą tęsknię. Pewnie nawet bardziej niż ty. 
  • Nie. Źle mi tutaj Dean.- powiedziałam. 
  • Która jest godzina? 19.15. Chodź do mnie jak chcesz. 
  • Nie chodzi mi o to. 
  • A o co? 
  • Trochę mi źle na tym świecie. 
  • Nie mów tak, kochanie. 
  • Ale tak jest. Chyba muszę się do tego przyzwyczaić.
  • Mówiłem, że coś się dzieje.
  • Nic mi nie jest. Dzwonię, żeby cię usłyszeć.- uśmiechnęłam się sama do siebie.
  • Jesteś pewna? Mogę być u ciebie za 20 minut. 
  • To nie będzie konieczne. Jest w miarę dobrze. Wystarczy, że cię słyszę. 
  • Co robisz? 
  • Co ja mogę robić? To co całe życie, czyli nic. Siedzę i myślę. 
  • Musisz być taką pesymistką?
  • Jestem realistką. Jedyna dobra rzecz, która mnie spotkała to ty. Chociaż wolałabym nie nazywać cię rzeczą.  
  • Tosia, teraz szczerze. Potrzebujesz mnie w tej chwili obok siebie?- zapytał. Zachichotałam pod nosem. 
  • Zawsze cię potrzebuję. 
  • To zaraz będę. 
  • Nie, Dean. Nie musisz. 
  • A jak powiem, że chcę? 
  • To nic nie zmieni. I tak zamierzałam się położyć. 
  • Jesteś pewna? 
  • Zazwyczaj niczego nie jestem pewna ale tego akurat tak.- uśmiechnęłam się.
  • Żałuje, że jutro się nie zobaczymy.
  • Ja też. Idę spać. Dobranoc, Dean.- powiedziałam nagle. 
  • No dobrze. Dobranoc. 
Rozłączyłam się i położyłam do łóżka. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam. 

*kolejny dzień* 

- Co tu były wczoraj za wrzaski?- zapytał Kit gdy siedzieliśmy przed domem na schodach. Znowu palił. Nie lubię tego ale widocznie zaczynam się przyzwyczajać.
- Nauczycielka zadzwoniła do Fabiana i powiedziała, że nie chodzę do szkoły.
- Zobacz jak się o ciebie troszczą.
- Bardzo, niestety nie przewidzieli tego, że ja będę miała to gdzieś.
- Jest coś co w ogóle cię interesuje?
- No proszę... Kogo ja widzę.- stanęła przed nami sąsiadka z drugiego piętra.
- Dzień dobry.- mruknęłam.
- Dobry? No chyba nie dla panienki.
- Proszę?- odparłam zdziwiona.
- Upijasz się, Tanton musi cię wnosić do domu, a potem ciekawe co się dzieje. Trafił swój na swego.
- Nie zna pani prawdy, więc proszę się nie udzielać.- skomentował, całkiem spokojny Kit.
Powiem szczerze, że nie za bardzo kojarzyłam ten moment. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tak tragicznie wyglądałam.
- I nie rozumiem o co chodzi z tym "potem ciekawe co się dzieje". Kto jak kto ale pani mi do łóżka nie będzie zaglądała.- przyłożył papierosa do ust.
- Może grzeczniej?
- Może się pani nie wtrącać?
- Ty się nigdy nie zmienisz! Całe życie pozostaniesz aroganckim Tanton'em!- wyminęła nas i weszła do kamienicy.
- Chyba zbyt surowo ją potraktowałeś.- spojrzałam na chłopaka.
- Nie pozwolę na to, żeby cię obrażała.
- Powiedziała samą prawdę.
- Byłaś pijana?
- Trochę wypiłam ale tak bym tego nie nazwała. Cały czas czułam na sobie wzrok Dean'a a tak bardzo nie chciałam go denerwować.
- Nie wracajmy do tego.- spuścił głowę.
- Ciebie skrzywdziłam.
- Mówiłem ci Tosia, że to nie ma znaczenia.
- Ma i to duże.
- Nie, wcale nie. Jakoś sobie z tym poradziłem.
- Przecież nie będziesz mnie pilnował całe życie. Nie będziesz za mną chodził, sprawdzał co się dzieje. Nie będziesz w stanie tego zrobić.
- Tosia...- przysunął się do mnie i objął ramieniem.- Rozmawialiśmy o tym. Dla ciebie jestem w stanie zrobić znacznie więcej.- delikatnie się uśmiechnął. Pocałowałam chłopaka w policzek.
- Dziękuję.- szepnęłam.
- Cześć.- obok nas zjawił się Dean.
- Hej.- uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Widzę, że miło spędzasz czas.
- Nie zaczynaj.- skomentował Kit.
- Nie, to nie miało tak zabrzmieć.- zaśmiał się.- Raz na jakiś czas możesz ją przytulić. Wolałbym, żeby teraz na mnie się rzuciła.
Nie czekając ani chwili dłużej, właśnie tak zrobiłam. Zawiesiłam się chłopakowi na szyi.
- To daj buzi.- szepnęłam mu na ucho.
- Nie.
- Buzi.
- Nie.
- Buzi.
- Dobra, namówiłaś mnie.- powiedział ze śmiechem i złożył pocałunek na moich ustach.
- Fuuuuj!- krzyknął Kit.- Łeee, ty go całujesz.- pokręcił przecząco głową.
- I co z tego?
- To jest ohydne.- zakrył oczy.
Odkleiłam się o blondyna i usiedliśmy obok chłopaka. Natomiast on zaraz się odsunął.
- Co ty robisz?- zaśmiałam się.
- Nie udziela mi się wasz nastrój. Muszę znaleźć sobie dziewczynę.- westchnął.
- Jeszcze raz cię spotkam na tych schodach, Tanton...- obok nas pojawiła się sąsiadka. Znowu...
- Myślicie, że to przeznaczenie?- zwrócił się do nas Kit.
- Pewnie! - zaśmiałam się jeszcze głośniej.
- Pani Hall, może wyjdziemy gdzieś wieczorem?- uśmiechnął się do starszej kobiety.
- Nikt w twoim wieku nie chce się z tobą przyjaźnić?
- Uuu. Faktycznie będziecie do siebie pasować.- zaśmiał się Dean.
- Wolę osoby w pani wieku.
- Z tobą, Tanton, od zawsze są same problemy.- westchnęła.- Zwijaj się z tych schodów.- chłopak wstał z miejsca. My zrobiliśmy to samo.
- Czyli z randki nici?
- Z jakiej randki, Christopher?- wróciła do mieszkania.
- Nieważne. Nie było tematu.- uśmiechnął się.
- Poza tym mam męża od 25 lat.
- Pozostaje mi jedynie życzyć szczęścia.
- Chodźcie chłopaki...- złapałam Dean'a ze rękę.- Idziemy gdzieś?- wlepiłam oczy w chłopaka.
- Z tobą wszędzie.- pocałował mnie w czoło.
- To ja sobie wrócę do domu.- skomentował Kit, przyglądając się nam.
- Przestań, pójdziemy do kina czy coś.
- Nie chce mi się.
- A może tam czeka dziewczyna twojego życia?
- Tak, tak. Oczywiście.- prychnął.- Idźcie sobie gołąbeczki.
- Jesteś pewny?
- Jestem. Tylko pamiętaj, Dean, że wieczorem mamy koncert.
- Wiem. Nie zapomniałbym.- odparł.
- To my idziemy. Cześć.- uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Hej, hej.
Odeszliśmy kawałek i ruszyliśmy w stronę kina.
- Nie miałeś dziś przychodzić.- spojrzałam na chłopaka, on zrobił to samo. Nagle się zatrzymał i puścił moją rękę. Przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi.
- Mam sobie pójść?- zaśmiał się.
- Nie, nie, nie!- przytuliłam go. Chłopak pogładził moje włosy.
- Co ja z tobą mam, Tośka.- westchnął.
- Co?
- Zoo.
- Dean!
- Giń?
- Ej...- zaśmiałam się.- Odpowiedz na moje pytanie.
- Jak brzmiało?
- Co takiego ze mną masz?
- Nie przypominam sobie, żebyś zadawała mi takie pytanie. A poza tym, nic ze sobą nie mamy. Jeszcze...- zaśmiał się.
- Wiem, że nie jest ze mną łatwo.
- I co z tego? Mi to nie przeszkadza. Zobaczysz jaki ja jestem. Kochana!- krzyknął.- Jestem jeszcze gorszy.
- Na to bym nie liczyła.
Chłopak złapał mnie za rękę.
- Kino czy spacer?
- A co proponujesz?- uśmiechnęłam się.
- Nieważne co, tylko w jakim towarzystwie.
- Masz słabe towarzystwo więc polecam jakiś słaby film.
- Bardzo śmieszne.- pokręcił przecząco głową.- Może najpierw spacer a potem kino?
- Może być. Prowadź.
- Idziemy.- pociągnął mnie za sobą.

*perspektywa Kit'a*

- Kit, dlaczego nie otwierasz drzwi jak ktoś dzwoni?- zapytał Fabian, chłopak wyszedł z salonu i podążając korytarzem, poszedł przywitać gościa.
- Jest Kit?- ten dźwięk dotarł do mnie po sekundzie. Rozpoznając głos, nie byłem już taki zadowolony.
- Cześć Natalie. Siedzi w salonie.
Szczerze mówiąc zastanawiałem się czy nie uciec. No oczywiście, wiem, że nie jestem niczemu winny i że Natalie nie może być w ciąży ale chciałem się ukryć. Ledwo wstałem z fotela a już ujrzałem jej twarz. Zawsze był na niej ten sam grymas, wyższości i niezadowolenia.
- Witaj Kit.- powiedziała. Jej usta ułożyły się w delikatny uśmiech, nawet ja, osoba kompletnie ślepa pod tym względem, potrafię rozpoznać, że jest on nieszczery.
- Cześć. Przyszłaś powiedzieć mi prawdę? Jeżeli nie to już możesz wyjść bo nie zamierzam wysłuchiwać kolejnych bzdur.
- To ja was zostawię samych.- brat Tosi wyszedł z salonu. Znowu zacznie się wypytywanie o wszystko.
- Jakie bzdury? Nie możesz się z tym pogodzić? Jesteś dorosły, kochanie.- położyła dłoń na moim policzku. Zaraz ją ściągnąłem.
- Owszem, dlatego wiem, że to co mówisz nie jest prawdą.
- Bo Tosia ci tak powiedziała? Przestań jej tak ufać. Zgubi cię tak samo jak mnie.- usiadła na fotelu.
- To ty ją wykorzystałaś i wystawiłaś. Przyjaźń na pokaz, ty dobrze wiesz co to znaczy.- prychnąłem.
- Nie popadajmy w skrajności. Chcesz potwierdzenia? Proszę.- podała mi malutkie pudełeczko.
- Nie znam się na tym, weź to sobie.- oddałem je dziewczynie.
- Widzisz te kreski?
- Widzę.
- No to wszystko jasne.- uśmiechnęła się.
- Nic nie jest jasne. To nie musi być twój test.
- Myślisz, że cię oszukuję?
- Robisz tak z każdym więc nie wiem dlaczego ze mną ma być inaczej.- spojrzałem na nią.
- Nikogo nie okłamałam.
- Mówiąc to, dalej się pogrążasz i opowiadasz kolejne kłamstwa. A teraz tak szczerze, czego dokładnie ode mnie oczekujesz?
Dziewczyna przez chwilę nic nie powiedziała. Po prostu mi się przyglądała.
- Na prawdę jesteś taki głupi?- uniosła brwi ku górze.
- Nie obrażaj mnie. Zadałem ci pytanie więc na nie odpowiedz.
- Chcę żebyś wychował ze mną to dziecko.
Mimo woli zacząłem się śmiać.
- Jesteś zabawna Natalie- dodałem.
- Co w tym jest śmiesznego?
- To, że nie ma nas, nie ma ciąży, nie ma dziecka, nie ma miłości, nie ma wspólnej przyszłości, nie ma...
- Przestań!- krzyknęła. Zaraz potem spuściła głowę.
- Mogę wymieniać dłużej to czego między nami nie ma. Więc po dłuższym przemyśleniu, doszedłem do wniosku, że nic nas nie łączy. Znajdź sobie palanta, który w to uwierzy.
- Ty w to wierzysz.- uśmiechnęła się zadziornie.- Myślisz, że nie widzę jak trzęsą ci się rączki?
- To zdenerwowanie.- odpowiedziałem wymijająco.
- Doskonale wiesz, że to może być prawda.- dodała.
Przez nią nie wiem co myśleć. Niby jestem pewny ale jednak jest ta nutka niepewności.
- Wiem, że to nie może być prawda. A teraz wstań i wyjdź. Nie mam ochoty na dalszą rozmowę.
- To nie koniec.
- Domyślam się. Jeżeli urodzisz to dziecko to wtedy pogadamy, jasne? Dokładniej jak zrobimy badania i dowiemy się czy jestem ojcem. Oczywiście, wezmę odpowiedzialność za dziecko jeżeli będzie ono moje, w innym wypadku zapomnij. Dajesz mi spokój i znikasz z mojego życia, tak?- spojrzałem na nią.
Nic nie odpowiedziała. Ona musi coś kręcić!
- No...- odwróciła wzrok.- No dobra. Niech tak będzie.- zgodziła się. Bez słowa zamknąłem za nią drzwi. Prędzej czy później wszystko wyjdzie na jaw. Czy to się skończy dobrze dla mnie? Nie wiem, tego nikt nie może być pewny. Chociaż ja powinienem.
________________________

Dzień dobry! :)
Co tam u Was? Jak święta i Sylwester? ;)
Rozdział taki sobie ale obiecuję poprawę!



Buziaczki, Patty <33