*perspektywa Tosi*
- Po pierwsze, uspokój się.- powiedziałam.
- Jak mam być spokojny? Przestajesz chodzić do szkoły po kilku tygodniach? Wszyscy się o ciebie martwią.
- Martwią? Dzwonili bo domyślili się, że nic nie wiesz.
- Magia? Święty Mikołaj im doniósł?
- Siadaj Fabian i przestań krzyczeć. Kit śpi.
Chłopak usiadł ale wydaje mi się, że nie zamierza zmieniać tonu.
- Dlaczego nie chodzisz do szkoły?
- Bo nie chcę tam chodzić? Trudne?
- Owszem, trudne. W twoim wieku nauka powinna być najważniejsza.
- To, że ty czujesz się spełniony nie oznacza, że ja mam takie same pragnienia. Jesteś naczelnym w jakiejś tam gazecie i fajnie. Ja nie chcę.
- Wolisz pracować w Mc’Donaldzie?
- Chociażby. Do szkoły napewno nie wrócę.
Chłopak przyglądał mi się zmieszany. Oboje nie byliśmy
łatwymi przeciwnikami. Fabian wie, że ze mną ciężko wygrać. Natomiast ja wiem,
że jeżeli mu zależy to też nie odpuści.
- I będziesz tak siedziała przez całe dnie jak Kit?
- Przestań się go czepiać. Przecież wiesz, że gra w zespole.
- I co z tego? Też zamierzasz założyć zespół?
- Ja się do tego nie nadaje.
- Więc wracaj do szkoły!
- Nie!
Tak jak się domyślałam. Żadne z nas nie zamierzało ustąpić.
- Nie rozumiem po co ona do ciebie dzwoniła.
- Bo ostatnio cię nie widuje?- prychnął.
- Wiesz ile osób nie chodzi? Może jestem chora a ona się wtrąca!
- Oczywiście. Powiedziałem jej, że właśnie tak jest.
- Po co? Mogłeś powiedzieć, że więcej tam nie pójdę.
- Tośka...- westchnął. Na chwilę zapanowała cisza.- Teraz nie chce ci się chodzić do szkoły ale później będziesz tego żałowała.
- To będzie później. Teraz jest teraz.
- Nie chcę, żebyś kiedyś chociaż przez chwilę pomyślała, że twoje życie jest nieudane.
- To nic nie da. Już teraz tak uważam.- szepnęłam.
- Zauważyłaś, że chcę dla ciebie jak najlepiej?
- Wiem to, Fabian! Jeżeli chcesz, żebym była szczęśliwa to dlaczego każesz mi robić coś czego nie chcę?
- Musisz chodzić do szkoły.
- Jedyna rzecz którą muszę to umrzeć. To mnie nie ominie. Resztę to ja ewentualnie mogę.
- Obojgu nam jest ciężko ale nic na to nie poradzimy.
- Tobie jest ciężko? Przynajmniej wychowałeś się z rodzicami.
- Za to nie możesz mnie obwiniać.
- Nie obwiniam cię.
- Również nie chciałem takiej sytuacji jaką teraz mamy.
- Domyślam się. Nikt nie jest zadowolony.
- A mimo to starałem się, zabrałem ciebie tutaj, żeby dostać lepszą pracę. Mogę spytać dlaczego tego nie doceniasz?
Przyjrzałam się chłopakowi.
- To nie tak. Doceniam.- przytuliłam się do niego. Chłopak pogładził mnie po plecach.
- Kocham cię Tosia ale całe życie nie będę na ciebie zarabiał.
- Rozumiem, pójdę do pracy. Obiecuję.- spojrzałam na niego.
- Jakoś tego nie widzę. Przemyśl to sobie. Chcę, żebyś wiedziała, że ja tego nie popieram i nie zaakceptuję.- wstał z miejsca.- I tak zrobisz co będziesz chciała. Za bardzo wdałaś się w mamę.- dodał.
- Dlaczego tak mówisz?
- Ona też zawsze była uparta. Jeżeli o 22 miałem wrócić to musiałem być dokładnie o tej godzinie. Ani minuty spóźnienia. Nawet ojca próbowała sobie podporządkować. Jesteś identyczna. Zawsze musi być tak jak ty chcesz.
- W takim razie ty do kogo jesteś podobny?
Chłopak odwrócił się do mnie tyłem i uśmiechnął pod nosem.
- Ja? Do nikogo.- dodał i ruszył w stronę swojego pokoju.
*dwie godziny później.*
- Cześć Dean.- zadzwoniłam do chłopaka.
- No cześć, Tosia. Coś się stało?
- Jeżeli chcę z tobą porozmawiać to znaczy, że coś się dzieje?
- Dzwoniłaś do mnie raz i wtedy coś się działo, więc teraz też tak może być.- usłyszałam jego śmiech.
- Nie, dzwonię z innego powodu.
- Jakiego?
- Tęsknie za tobą.- powiedziałam, wpatrzona w szybę.
- Na prawdę?- zapytał podejrzliwie.
- Bardzo.- szepnęłam.
- Jeju, Tosia. I co mam ci powiedzieć? Też za tobą tęsknię. Pewnie nawet bardziej niż ty.
- Nie. Źle mi tutaj Dean.- powiedziałam.
- Która jest godzina? 19.15. Chodź do mnie jak chcesz.
- Nie chodzi mi o to.
- A o co?
- Trochę mi źle na tym świecie.
- Nie mów tak, kochanie.
- Ale tak jest. Chyba muszę się do tego przyzwyczaić.
- Mówiłem, że coś się dzieje.
- Nic mi nie jest. Dzwonię, żeby cię usłyszeć.- uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Jesteś pewna? Mogę być u ciebie za 20 minut.
- To nie będzie konieczne. Jest w miarę dobrze. Wystarczy, że cię słyszę.
- Co robisz?
- Co ja mogę robić? To co całe życie, czyli nic. Siedzę i myślę.
- Musisz być taką pesymistką?
- Jestem realistką. Jedyna dobra rzecz, która mnie spotkała to ty. Chociaż wolałabym nie nazywać cię rzeczą.
- Tosia, teraz szczerze. Potrzebujesz mnie w tej chwili obok siebie?- zapytał. Zachichotałam pod nosem.
- Zawsze cię potrzebuję.
- To zaraz będę.
- Nie, Dean. Nie musisz.
- A jak powiem, że chcę?
- To nic nie zmieni. I tak zamierzałam się położyć.
- Jesteś pewna?
- Zazwyczaj niczego nie jestem pewna ale tego akurat tak.- uśmiechnęłam się.
- Żałuje, że jutro się nie zobaczymy.
- Ja też. Idę spać. Dobranoc, Dean.- powiedziałam nagle.
- No dobrze. Dobranoc.
Rozłączyłam się i położyłam do łóżka. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam.
*kolejny dzień*
- Co tu były wczoraj za wrzaski?- zapytał Kit gdy siedzieliśmy przed domem na schodach. Znowu palił. Nie lubię tego ale widocznie zaczynam się przyzwyczajać.
- Nauczycielka zadzwoniła do Fabiana i powiedziała, że nie chodzę do szkoły.
- Zobacz jak się o ciebie troszczą.
- Bardzo, niestety nie przewidzieli tego, że ja będę miała to gdzieś.
- Jest coś co w ogóle cię interesuje?
- No proszę... Kogo ja widzę.- stanęła przed nami sąsiadka z drugiego piętra.
- Dzień dobry.- mruknęłam.
- Dobry? No chyba nie dla panienki.
- Proszę?- odparłam zdziwiona.
- Upijasz się, Tanton musi cię wnosić do domu, a potem ciekawe co się dzieje. Trafił swój na swego.
- Nie zna pani prawdy, więc proszę się nie udzielać.- skomentował, całkiem spokojny Kit.
Powiem szczerze, że nie za bardzo kojarzyłam ten moment. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tak tragicznie wyglądałam.
- I nie rozumiem o co chodzi z tym "potem ciekawe co się dzieje". Kto jak kto ale pani mi do łóżka nie będzie zaglądała.- przyłożył papierosa do ust.
- Może grzeczniej?
- Może się pani nie wtrącać?
- Ty się nigdy nie zmienisz! Całe życie pozostaniesz aroganckim Tanton'em!- wyminęła nas i weszła do kamienicy.
- Chyba zbyt surowo ją potraktowałeś.- spojrzałam na chłopaka.
- Nie pozwolę na to, żeby cię obrażała.
- Powiedziała samą prawdę.
- Byłaś pijana?
- Trochę wypiłam ale tak bym tego nie nazwała. Cały czas czułam na sobie wzrok Dean'a a tak bardzo nie chciałam go denerwować.
- Nie wracajmy do tego.- spuścił głowę.
- Ciebie skrzywdziłam.
- Mówiłem ci Tosia, że to nie ma znaczenia.
- Ma i to duże.
- Nie, wcale nie. Jakoś sobie z tym poradziłem.
- Przecież nie będziesz mnie pilnował całe życie. Nie będziesz za mną chodził, sprawdzał co się dzieje. Nie będziesz w stanie tego zrobić.
- Tosia...- przysunął się do mnie i objął ramieniem.- Rozmawialiśmy o tym. Dla ciebie jestem w stanie zrobić znacznie więcej.- delikatnie się uśmiechnął. Pocałowałam chłopaka w policzek.
- Dziękuję.- szepnęłam.
- Cześć.- obok nas zjawił się Dean.
- Hej.- uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Widzę, że miło spędzasz czas.
- Nie zaczynaj.- skomentował Kit.
- Nie, to nie miało tak zabrzmieć.- zaśmiał się.- Raz na jakiś czas możesz ją przytulić. Wolałbym, żeby teraz na mnie się rzuciła.
Nie czekając ani chwili dłużej, właśnie tak zrobiłam. Zawiesiłam się chłopakowi na szyi.
- To daj buzi.- szepnęłam mu na ucho.
- Nie.
- Buzi.
- Nie.
- Buzi.
- Dobra, namówiłaś mnie.- powiedział ze śmiechem i złożył pocałunek na moich ustach.
- Fuuuuj!- krzyknął Kit.- Łeee, ty go całujesz.- pokręcił przecząco głową.
- I co z tego?
- To jest ohydne.- zakrył oczy.
Odkleiłam się o blondyna i usiedliśmy obok chłopaka. Natomiast on zaraz się odsunął.
- Co ty robisz?- zaśmiałam się.
- Nie udziela mi się wasz nastrój. Muszę znaleźć sobie dziewczynę.- westchnął.
- Jeszcze raz cię spotkam na tych schodach, Tanton...- obok nas pojawiła się sąsiadka. Znowu...
- Myślicie, że to przeznaczenie?- zwrócił się do nas Kit.
- Pewnie! - zaśmiałam się jeszcze głośniej.
- Pani Hall, może wyjdziemy gdzieś wieczorem?- uśmiechnął się do starszej kobiety.
- Nikt w twoim wieku nie chce się z tobą przyjaźnić?
- Uuu. Faktycznie będziecie do siebie pasować.- zaśmiał się Dean.
- Wolę osoby w pani wieku.
- Z tobą, Tanton, od zawsze są same problemy.- westchnęła.- Zwijaj się z tych schodów.- chłopak wstał z miejsca. My zrobiliśmy to samo.
- Czyli z randki nici?
- Z jakiej randki, Christopher?- wróciła do mieszkania.
- Nieważne. Nie było tematu.- uśmiechnął się.
- Poza tym mam męża od 25 lat.
- Pozostaje mi jedynie życzyć szczęścia.
- Chodźcie chłopaki...- złapałam Dean'a ze rękę.- Idziemy gdzieś?- wlepiłam oczy w chłopaka.
- Z tobą wszędzie.- pocałował mnie w czoło.
- To ja sobie wrócę do domu.- skomentował Kit, przyglądając się nam.
- Przestań, pójdziemy do kina czy coś.
- Nie chce mi się.
- A może tam czeka dziewczyna twojego życia?
- Tak, tak. Oczywiście.- prychnął.- Idźcie sobie gołąbeczki.
- Jesteś pewny?
- Jestem. Tylko pamiętaj, Dean, że wieczorem mamy koncert.
- Wiem. Nie zapomniałbym.- odparł.
- To my idziemy. Cześć.- uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Hej, hej.
Odeszliśmy kawałek i ruszyliśmy w stronę kina.
- Nie miałeś dziś przychodzić.- spojrzałam na chłopaka, on zrobił to samo. Nagle się zatrzymał i puścił moją rękę. Przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi.
- Mam sobie pójść?- zaśmiał się.
- Nie, nie, nie!- przytuliłam go. Chłopak pogładził moje włosy.
- Co ja z tobą mam, Tośka.- westchnął.
- Co?
- Zoo.
- Dean!
- Giń?
- Ej...- zaśmiałam się.- Odpowiedz na moje pytanie.
- Jak brzmiało?
- Co takiego ze mną masz?
- Nie przypominam sobie, żebyś zadawała mi takie pytanie. A poza tym, nic ze sobą nie mamy. Jeszcze...- zaśmiał się.
- Wiem, że nie jest ze mną łatwo.
- I co z tego? Mi to nie przeszkadza. Zobaczysz jaki ja jestem. Kochana!- krzyknął.- Jestem jeszcze gorszy.
- Na to bym nie liczyła.
Chłopak złapał mnie za rękę.
- Kino czy spacer?
- A co proponujesz?- uśmiechnęłam się.
- Nieważne co, tylko w jakim towarzystwie.
- Masz słabe towarzystwo więc polecam jakiś słaby film.
- Bardzo śmieszne.- pokręcił przecząco głową.- Może najpierw spacer a potem kino?
- Może być. Prowadź.
- Idziemy.- pociągnął mnie za sobą.
*perspektywa Kit'a*
- Kit, dlaczego nie otwierasz drzwi jak ktoś dzwoni?- zapytał Fabian, chłopak wyszedł z salonu i podążając korytarzem, poszedł przywitać gościa.
- Jest Kit?- ten dźwięk dotarł do mnie po sekundzie. Rozpoznając głos, nie byłem już taki zadowolony.
- Cześć Natalie. Siedzi w salonie.
Szczerze mówiąc zastanawiałem się czy nie uciec. No oczywiście, wiem, że nie jestem niczemu winny i że Natalie nie może być w ciąży ale chciałem się ukryć. Ledwo wstałem z fotela a już ujrzałem jej twarz. Zawsze był na niej ten sam grymas, wyższości i niezadowolenia.
- Witaj Kit.- powiedziała. Jej usta ułożyły się w delikatny uśmiech, nawet ja, osoba kompletnie ślepa pod tym względem, potrafię rozpoznać, że jest on nieszczery.
- Cześć. Przyszłaś powiedzieć mi prawdę? Jeżeli nie to już możesz wyjść bo nie zamierzam wysłuchiwać kolejnych bzdur.
- To ja was zostawię samych.- brat Tosi wyszedł z salonu. Znowu zacznie się wypytywanie o wszystko.
- Jakie bzdury? Nie możesz się z tym pogodzić? Jesteś dorosły, kochanie.- położyła dłoń na moim policzku. Zaraz ją ściągnąłem.
- Owszem, dlatego wiem, że to co mówisz nie jest prawdą.
- Bo Tosia ci tak powiedziała? Przestań jej tak ufać. Zgubi cię tak samo jak mnie.- usiadła na fotelu.
- To ty ją wykorzystałaś i wystawiłaś. Przyjaźń na pokaz, ty dobrze wiesz co to znaczy.- prychnąłem.
- Nie popadajmy w skrajności. Chcesz potwierdzenia? Proszę.- podała mi malutkie pudełeczko.
- Nie znam się na tym, weź to sobie.- oddałem je dziewczynie.
- Widzisz te kreski?
- Widzę.
- No to wszystko jasne.- uśmiechnęła się.
- Nic nie jest jasne. To nie musi być twój test.
- Myślisz, że cię oszukuję?
- Robisz tak z każdym więc nie wiem dlaczego ze mną ma być inaczej.- spojrzałem na nią.
- Nikogo nie okłamałam.
- Mówiąc to, dalej się pogrążasz i opowiadasz kolejne kłamstwa. A teraz tak szczerze, czego dokładnie ode mnie oczekujesz?
Dziewczyna przez chwilę nic nie powiedziała. Po prostu mi się przyglądała.
- Na prawdę jesteś taki głupi?- uniosła brwi ku górze.
- Nie obrażaj mnie. Zadałem ci pytanie więc na nie odpowiedz.
- Chcę żebyś wychował ze mną to dziecko.
Mimo woli zacząłem się śmiać.
- Jesteś zabawna Natalie- dodałem.
- Co w tym jest śmiesznego?
- To, że nie ma nas, nie ma ciąży, nie ma dziecka, nie ma miłości, nie ma wspólnej przyszłości, nie ma...
- Przestań!- krzyknęła. Zaraz potem spuściła głowę.
- Mogę wymieniać dłużej to czego między nami nie ma. Więc po dłuższym przemyśleniu, doszedłem do wniosku, że nic nas nie łączy. Znajdź sobie palanta, który w to uwierzy.
- Ty w to wierzysz.- uśmiechnęła się zadziornie.- Myślisz, że nie widzę jak trzęsą ci się rączki?
- To zdenerwowanie.- odpowiedziałem wymijająco.
- Doskonale wiesz, że to może być prawda.- dodała.
Przez nią nie wiem co myśleć. Niby jestem pewny ale jednak jest ta nutka niepewności.
- Wiem, że to nie może być prawda. A teraz wstań i wyjdź. Nie mam ochoty na dalszą rozmowę.
- To nie koniec.
- Domyślam się. Jeżeli urodzisz to dziecko to wtedy pogadamy, jasne? Dokładniej jak zrobimy badania i dowiemy się czy jestem ojcem. Oczywiście, wezmę odpowiedzialność za dziecko jeżeli będzie ono moje, w innym wypadku zapomnij. Dajesz mi spokój i znikasz z mojego życia, tak?- spojrzałem na nią.
Nic nie odpowiedziała. Ona musi coś kręcić!
- No...- odwróciła wzrok.- No dobra. Niech tak będzie.- zgodziła się. Bez słowa zamknąłem za nią drzwi. Prędzej czy później wszystko wyjdzie na jaw. Czy to się skończy dobrze dla mnie? Nie wiem, tego nikt nie może być pewny. Chociaż ja powinienem.
________________________
Dzień dobry! :)
Co tam u Was? Jak święta i Sylwester? ;)
Rozdział taki sobie ale obiecuję poprawę!
Buziaczki, Patty <33
- Nauczycielka zadzwoniła do Fabiana i powiedziała, że nie chodzę do szkoły.
- Zobacz jak się o ciebie troszczą.
- Bardzo, niestety nie przewidzieli tego, że ja będę miała to gdzieś.
- Jest coś co w ogóle cię interesuje?
- No proszę... Kogo ja widzę.- stanęła przed nami sąsiadka z drugiego piętra.
- Dzień dobry.- mruknęłam.
- Dobry? No chyba nie dla panienki.
- Proszę?- odparłam zdziwiona.
- Upijasz się, Tanton musi cię wnosić do domu, a potem ciekawe co się dzieje. Trafił swój na swego.
- Nie zna pani prawdy, więc proszę się nie udzielać.- skomentował, całkiem spokojny Kit.
Powiem szczerze, że nie za bardzo kojarzyłam ten moment. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tak tragicznie wyglądałam.
- I nie rozumiem o co chodzi z tym "potem ciekawe co się dzieje". Kto jak kto ale pani mi do łóżka nie będzie zaglądała.- przyłożył papierosa do ust.
- Może grzeczniej?
- Może się pani nie wtrącać?
- Ty się nigdy nie zmienisz! Całe życie pozostaniesz aroganckim Tanton'em!- wyminęła nas i weszła do kamienicy.
- Chyba zbyt surowo ją potraktowałeś.- spojrzałam na chłopaka.
- Nie pozwolę na to, żeby cię obrażała.
- Powiedziała samą prawdę.
- Byłaś pijana?
- Trochę wypiłam ale tak bym tego nie nazwała. Cały czas czułam na sobie wzrok Dean'a a tak bardzo nie chciałam go denerwować.
- Nie wracajmy do tego.- spuścił głowę.
- Ciebie skrzywdziłam.
- Mówiłem ci Tosia, że to nie ma znaczenia.
- Ma i to duże.
- Nie, wcale nie. Jakoś sobie z tym poradziłem.
- Przecież nie będziesz mnie pilnował całe życie. Nie będziesz za mną chodził, sprawdzał co się dzieje. Nie będziesz w stanie tego zrobić.
- Tosia...- przysunął się do mnie i objął ramieniem.- Rozmawialiśmy o tym. Dla ciebie jestem w stanie zrobić znacznie więcej.- delikatnie się uśmiechnął. Pocałowałam chłopaka w policzek.
- Dziękuję.- szepnęłam.
- Cześć.- obok nas zjawił się Dean.
- Hej.- uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Widzę, że miło spędzasz czas.
- Nie zaczynaj.- skomentował Kit.
- Nie, to nie miało tak zabrzmieć.- zaśmiał się.- Raz na jakiś czas możesz ją przytulić. Wolałbym, żeby teraz na mnie się rzuciła.
Nie czekając ani chwili dłużej, właśnie tak zrobiłam. Zawiesiłam się chłopakowi na szyi.
- To daj buzi.- szepnęłam mu na ucho.
- Nie.
- Buzi.
- Nie.
- Buzi.
- Dobra, namówiłaś mnie.- powiedział ze śmiechem i złożył pocałunek na moich ustach.
- Fuuuuj!- krzyknął Kit.- Łeee, ty go całujesz.- pokręcił przecząco głową.
- I co z tego?
- To jest ohydne.- zakrył oczy.
Odkleiłam się o blondyna i usiedliśmy obok chłopaka. Natomiast on zaraz się odsunął.
- Co ty robisz?- zaśmiałam się.
- Nie udziela mi się wasz nastrój. Muszę znaleźć sobie dziewczynę.- westchnął.
- Jeszcze raz cię spotkam na tych schodach, Tanton...- obok nas pojawiła się sąsiadka. Znowu...
- Myślicie, że to przeznaczenie?- zwrócił się do nas Kit.
- Pewnie! - zaśmiałam się jeszcze głośniej.
- Pani Hall, może wyjdziemy gdzieś wieczorem?- uśmiechnął się do starszej kobiety.
- Nikt w twoim wieku nie chce się z tobą przyjaźnić?
- Uuu. Faktycznie będziecie do siebie pasować.- zaśmiał się Dean.
- Wolę osoby w pani wieku.
- Z tobą, Tanton, od zawsze są same problemy.- westchnęła.- Zwijaj się z tych schodów.- chłopak wstał z miejsca. My zrobiliśmy to samo.
- Czyli z randki nici?
- Z jakiej randki, Christopher?- wróciła do mieszkania.
- Nieważne. Nie było tematu.- uśmiechnął się.
- Poza tym mam męża od 25 lat.
- Pozostaje mi jedynie życzyć szczęścia.
- Chodźcie chłopaki...- złapałam Dean'a ze rękę.- Idziemy gdzieś?- wlepiłam oczy w chłopaka.
- Z tobą wszędzie.- pocałował mnie w czoło.
- To ja sobie wrócę do domu.- skomentował Kit, przyglądając się nam.
- Przestań, pójdziemy do kina czy coś.
- Nie chce mi się.
- A może tam czeka dziewczyna twojego życia?
- Tak, tak. Oczywiście.- prychnął.- Idźcie sobie gołąbeczki.
- Jesteś pewny?
- Jestem. Tylko pamiętaj, Dean, że wieczorem mamy koncert.
- Wiem. Nie zapomniałbym.- odparł.
- To my idziemy. Cześć.- uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Hej, hej.
Odeszliśmy kawałek i ruszyliśmy w stronę kina.
- Nie miałeś dziś przychodzić.- spojrzałam na chłopaka, on zrobił to samo. Nagle się zatrzymał i puścił moją rękę. Przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi.
- Mam sobie pójść?- zaśmiał się.
- Nie, nie, nie!- przytuliłam go. Chłopak pogładził moje włosy.
- Co ja z tobą mam, Tośka.- westchnął.
- Co?
- Zoo.
- Dean!
- Giń?
- Ej...- zaśmiałam się.- Odpowiedz na moje pytanie.
- Jak brzmiało?
- Co takiego ze mną masz?
- Nie przypominam sobie, żebyś zadawała mi takie pytanie. A poza tym, nic ze sobą nie mamy. Jeszcze...- zaśmiał się.
- Wiem, że nie jest ze mną łatwo.
- I co z tego? Mi to nie przeszkadza. Zobaczysz jaki ja jestem. Kochana!- krzyknął.- Jestem jeszcze gorszy.
- Na to bym nie liczyła.
Chłopak złapał mnie za rękę.
- Kino czy spacer?
- A co proponujesz?- uśmiechnęłam się.
- Nieważne co, tylko w jakim towarzystwie.
- Masz słabe towarzystwo więc polecam jakiś słaby film.
- Bardzo śmieszne.- pokręcił przecząco głową.- Może najpierw spacer a potem kino?
- Może być. Prowadź.
- Idziemy.- pociągnął mnie za sobą.
*perspektywa Kit'a*
- Kit, dlaczego nie otwierasz drzwi jak ktoś dzwoni?- zapytał Fabian, chłopak wyszedł z salonu i podążając korytarzem, poszedł przywitać gościa.
- Jest Kit?- ten dźwięk dotarł do mnie po sekundzie. Rozpoznając głos, nie byłem już taki zadowolony.
- Cześć Natalie. Siedzi w salonie.
Szczerze mówiąc zastanawiałem się czy nie uciec. No oczywiście, wiem, że nie jestem niczemu winny i że Natalie nie może być w ciąży ale chciałem się ukryć. Ledwo wstałem z fotela a już ujrzałem jej twarz. Zawsze był na niej ten sam grymas, wyższości i niezadowolenia.
- Witaj Kit.- powiedziała. Jej usta ułożyły się w delikatny uśmiech, nawet ja, osoba kompletnie ślepa pod tym względem, potrafię rozpoznać, że jest on nieszczery.
- Cześć. Przyszłaś powiedzieć mi prawdę? Jeżeli nie to już możesz wyjść bo nie zamierzam wysłuchiwać kolejnych bzdur.
- To ja was zostawię samych.- brat Tosi wyszedł z salonu. Znowu zacznie się wypytywanie o wszystko.
- Jakie bzdury? Nie możesz się z tym pogodzić? Jesteś dorosły, kochanie.- położyła dłoń na moim policzku. Zaraz ją ściągnąłem.
- Owszem, dlatego wiem, że to co mówisz nie jest prawdą.
- Bo Tosia ci tak powiedziała? Przestań jej tak ufać. Zgubi cię tak samo jak mnie.- usiadła na fotelu.
- To ty ją wykorzystałaś i wystawiłaś. Przyjaźń na pokaz, ty dobrze wiesz co to znaczy.- prychnąłem.
- Nie popadajmy w skrajności. Chcesz potwierdzenia? Proszę.- podała mi malutkie pudełeczko.
- Nie znam się na tym, weź to sobie.- oddałem je dziewczynie.
- Widzisz te kreski?
- Widzę.
- No to wszystko jasne.- uśmiechnęła się.
- Nic nie jest jasne. To nie musi być twój test.
- Myślisz, że cię oszukuję?
- Robisz tak z każdym więc nie wiem dlaczego ze mną ma być inaczej.- spojrzałem na nią.
- Nikogo nie okłamałam.
- Mówiąc to, dalej się pogrążasz i opowiadasz kolejne kłamstwa. A teraz tak szczerze, czego dokładnie ode mnie oczekujesz?
Dziewczyna przez chwilę nic nie powiedziała. Po prostu mi się przyglądała.
- Na prawdę jesteś taki głupi?- uniosła brwi ku górze.
- Nie obrażaj mnie. Zadałem ci pytanie więc na nie odpowiedz.
- Chcę żebyś wychował ze mną to dziecko.
Mimo woli zacząłem się śmiać.
- Jesteś zabawna Natalie- dodałem.
- Co w tym jest śmiesznego?
- To, że nie ma nas, nie ma ciąży, nie ma dziecka, nie ma miłości, nie ma wspólnej przyszłości, nie ma...
- Przestań!- krzyknęła. Zaraz potem spuściła głowę.
- Mogę wymieniać dłużej to czego między nami nie ma. Więc po dłuższym przemyśleniu, doszedłem do wniosku, że nic nas nie łączy. Znajdź sobie palanta, który w to uwierzy.
- Ty w to wierzysz.- uśmiechnęła się zadziornie.- Myślisz, że nie widzę jak trzęsą ci się rączki?
- To zdenerwowanie.- odpowiedziałem wymijająco.
- Doskonale wiesz, że to może być prawda.- dodała.
Przez nią nie wiem co myśleć. Niby jestem pewny ale jednak jest ta nutka niepewności.
- Wiem, że to nie może być prawda. A teraz wstań i wyjdź. Nie mam ochoty na dalszą rozmowę.
- To nie koniec.
- Domyślam się. Jeżeli urodzisz to dziecko to wtedy pogadamy, jasne? Dokładniej jak zrobimy badania i dowiemy się czy jestem ojcem. Oczywiście, wezmę odpowiedzialność za dziecko jeżeli będzie ono moje, w innym wypadku zapomnij. Dajesz mi spokój i znikasz z mojego życia, tak?- spojrzałem na nią.
Nic nie odpowiedziała. Ona musi coś kręcić!
- No...- odwróciła wzrok.- No dobra. Niech tak będzie.- zgodziła się. Bez słowa zamknąłem za nią drzwi. Prędzej czy później wszystko wyjdzie na jaw. Czy to się skończy dobrze dla mnie? Nie wiem, tego nikt nie może być pewny. Chociaż ja powinienem.
________________________
Dzień dobry! :)
Co tam u Was? Jak święta i Sylwester? ;)
Rozdział taki sobie ale obiecuję poprawę!
Buziaczki, Patty <33
taki sobie?! Ty nie wiesz co piszesz... jak zwykle cudowny! i czekam już na następny rozdział..
OdpowiedzUsuńCudowny, pisz dalej :)
OdpowiedzUsuńPrześwietny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńAle Natalie działa mi juz na nerwy, grrr -.-
Dokładnie taką ma rolę w opowiadaniu hahah xd
UsuńCudowny <3 Jak możesz twierdzić, że jest taki sobie? Jesteś za skromna ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na next =]
Zgadzam się z komentarzami u góry . Jesteś zbyt skromna ! ; )) Czekam już na kolejny rozdział :*
OdpowiedzUsuńJeju, nie :) Nie chodzi o to, że jestem skromna. Po prostu mam wrażenie, że ten rozdział niczego nie wnosi, tyle. :)) Nie jest najgorzej.
UsuńAle super ^.^ Podoba mi się <3
OdpowiedzUsuńRobi się coraz to ciekawiej :D Fajniutko ;**
Pozdrawiam ~~Olka~~