*Kit*
Dzisiejszy wieczór jest bez wątpienia jednym z gorszych w moim życiu. Nie zrobiłem nic, a mam wrażenie, że cały czas byłem czymś zajęty. Właściwie moje myśli były.
Usłyszałem pukanie do drzwi. Odwróciłem się i odłożyłem słuchawki.
- Proszę.
- Mogę?- przez uchylone drzwi można było dostrzec twarz Tosi.
- Jeżeli musisz.
Dziewczyna szła w moją stronę na boso, delikatnie kładąc stopy na moim brudno-szarym dywanie. Usiadła obok mnie.
- Dlaczego tutaj jesteś? Powiedziałem Ci tak wiele złego. Powinnaś leżeć obrażona w pokoju obok.
- Właśnie dlatego tutaj jestem.- jej dłoń znalazła się na moim policzku. Zaraz potem poczułem jej miękkie usta na swoich.
- Tosia....- ująłem jej dłoń w swoją.- To co zrobiliśmy było złe.
- Żałujesz?- uniosła brew ku górze.
- Tak, najbardziej.
Spojrzała na mnie wzrokiem przepełnionym bólem. Dokładnie tak ja zachowuję się wewnętrznie czując jej dotyk na swoim ciele. Domyślam się, że dla kobiety takie słowa mogą mieć wielkie znaczenie. Niekoniecznie się z nich cieszy. Wręcz przeciwnie. Zraniłem ją, doskonale o tym wiem. Jednak zraniłem też Deana, a to jego znam od wielu lat. Jest moim najlepszym przyjacielem, więc nie będę wybierał między nim a kobietą. Być może chwila przyjemności odwróciłaby moje myśli o wspaniałej karteczki, ale nie mogę tego zrobić. Nie wykorzystam jej po raz kolejny dla zaspokojenia własnych potrzeb. Cierpi. Może nie fizycznie, ale na jej myśli ma to niewątpliwie wielki wpływ. Wydaje mi się, że będzie żałowała. Zapewne bardziej niż wcześniej. Nie mam pojęcia czy zdrada kiedykolwiek była przez nią tak odbierana. Czy kiedyś chociaż raz żałowała, że to zrobiła.
Teraz odważyłem się na nią spojrzeć. Miała oczy przepełnione łzami.
- Zaryzykowałam dla ciebie tak wiele a teraz dowiaduję się, że przegrałam.
- Co zaryzykowałaś? Sama tego chciałaś. Potrzebowałaś bliskości w momencie, gdy i u Ciebie i u mnie, u Deana zaczęło się psuć.
- Mogłam teraz być w szczęśliwym związku z kimś kto mnie kocha. Odrzuciłam Deana, bo myślałam, że ty to robisz. Darzysz mnie miłością.
- Tosia, o czym ty mówisz? To brzmi jakbyś bawiła się jakimiś laleczkami i dziś wyrzucała jedną a jutro drugą. Tak jakbym był twoim pocieszeniem.- tym razem to ja nie mogłem wyjść z szoku.
- Bo w pewien sposób byłeś. Zakochałam się w Tobie... tak..- zaśmiała się.- może wcale nie. W tym momencie mi uświadomiłeś, że nadal nie wiem co to miłość. Poczułam coś do Deana, było to zupełnie inne. Nigdy wcześniej nie cieszyłam się tak widząc kogoś. Potem z tobą moje kontakty zaczęły się polepszać. Zawsze mnie pociągałeś, w sensie wizualnym...- spuściła wzrok.- Byłeś taki męski, władczy, zawsze musiałeś postawić na swoim. Nie miałam prawa głosu. Z Deanem było zupełnie inaczej. Dawał mi tak wiele czułości, był słodki, miły, kochany. Gdybym chciała kupiłby mi słonia na złotym łańcuszku. Wszystko dla mojego szczęścia. Uzupełnialiście się w tym co dla mnie robiliście. Ty mną gardziłeś, on mnie przytulał i mówił czułe słówka. Ty byłeś w stosunku do mnie agresywny, on nie uderzyłby mnie kwiatkiem. Wszystko się zgadzało.
- Co ty pieprzysz?- teraz serio się zdenerwowałem.- Bawiłaś się w jakiś trójkącik miłosny?
- Tak bym tego nie nazwała.- oparła się o ścianę i wpatrywała we mnie tym swoim wzrokiem. Tak, tym samym którym na początku mnie uwiodła.- Oboje byliście mi oddani. Byłeś taką odskocznią. Gdy zaczynałeś mi mówić jaka jestem ważna czułam się lepiej. Moja samoocena wzrastała, wtedy byłam zachwycona bo z reguły miłe słowa nie były na porządku dziennym. W tamtej chwili moje myślenie na temat miłości uległo zmianie. Stwierdziłam, że mylę się kochając Deana, a Ciebie mając przy sobie. Nie dostrzegałam takiego szczęścia. Przeklętego, jak się teraz okazuje, szczęścia.
- Czyli zdradzałaś Deana tak naprawdę go nie zdradzając? Bo w twojej głowie zawsze byliśmy na równi?
- Nieprawda. Zdradzałam go. Typowo, jak każdy partner, który zdradza. W tym momencie byłeś jedynie dla mojej przyjemności. Uczucia się nie liczyły.
- Zastanawiam się czy słyszysz co mówisz. Pleciesz jakieś bzdury, wydaje mi się, że jesteś zmęczona. Dałem się wrobić tak samo jak Dean.
- Kit, odpowiedz mi na jedno pytanie. Kochałeś mnie kiedyś?
- Tak.- odpowiedziałem bez zastanowienia odwracając się do niej przodem.- Kochałem cię jak cholera. Widzisz jak w jednym momencie możesz wszystko zmienić?
- Czyli właśnie twoje uczucia uległy zmianie?
- Tak.
- Oj, Kit...- wstała z łóżka i podeszła do mnie.- Jesteś głupiutki.- zachichotała.
- Nie dotykaj mnie.- próbowałem się bronić. Cofnąłem się, ale na swojej drodze napotkałem ścianę. Prawdopodobnie wyglądam jak przerażony szczeniak.
- Czyżby? Wystarczyłoby, żebym ruszyła palcem a po raz kolejny wylądowalibyśmy tam, gdzie oboje nie chcemy.- powolnym ruchem dłoni dotykała moją klatkę. Jechała co raz niżej. Niebezpiecznie nisko.
- A w życiu! Ani mi się śni.- odparłem głośno przełykając ślinę.
Dziewczyna uśmiechnęła się zawadiacko i przygryzła wargi. W tym momencie nie wierzę, że jest to ta mała Tosia, którą poznałem rok temu. Wyrosła na taką kobietę....
- Nie chcesz?- szepnęła mi do ucha.
- Nie chcę, nie mam zamiaru cię dotykać.
Pocałowała mnie. Teraz totalnie odpłynąłem.
- Nie chcesz?- powtórzyła.
- Chcę. Niczego nie pragnę bardziej.- odparłem biorąc ją na ręce.
*Charlie*
- Powinniśmy zawiadomić Caroline.
- O czym ty mówisz, Nina? Nie możemy nikomu o tym powiedzieć.
- Wydaje mi się, że Carol chce wiedzieć.
- To nie ma znaczenia, wiesz, że to nie jet koncert życzeń.
- Myślisz, że ona wie?
- Kto?- spojrzałem na nią zdziwiony. Dziewczyna patrzyła na mnie zaskoczona, w tym momencie się domyśliłem. Jestem durniem.
- Dlaczego ktoś miałby jej o tym powiedzieć?
- Kiedyś wiele ich łączyło.
- To było kiedyś Nina. Ludzie spoza szpitala mają inne życie. Tam się nie wybacza, malutka.- przytuliłem ją do siebie.
- Tutaj też się nie wybacza.
- Tam nie wybacza się za często.
*Tosia*
- Idę do siebie. Fabian zaraz wróci.
- Nienawidzę cię Antonina.- powiedział zakładając ręce za głowę.- Podaj mi papierosy.- wskazał na stolik.
- Typowy facet.- zaśmiałam się zbierając swoje ubrania z podłogi.
- Będziesz się smażyć w piekle.
- Mam nadzieję, że wylądujemy w jednym kotle.
Przed wyjściem obdarowałam chłopaka soczystym pocałunkiem.
- Wyjdź.- powiedział.
- Dokładnie za to kiedyś cię pokochałam.- uśmiechnęłam się sama do siebie.
Niestety… Wychodząc natknęłam się na Fabiana. Jego mina
była bezcenna. Z resztą czego się dziwie. Stałam przed nim w koszulce Kita i
wszystkimi swoimi ubraniami w dłoniach. Musiało go to wprawić w osłupienie.
- Tosia?- zapytał. Tak, retorycznie.
- Fabian?
- Co ty… ale jak to tak z jego pokoju… w bieliźnie?
Antonina!!
- Fabian, to wcale nie jest tak jak…
- Myślałem, że nie wychowam cię na taką dziewczynę. Nie
dla Kita.- szepnął i wyminął mnie w drzwiach. Zdążyłam złapać go za rękę.
- Nie powinno tak być.
- I po co mi to mówisz? Rób co chcesz, jesteś dorosła.
- Fabian! Dobrze wiesz, że Twoje zdanie jest dla mnie
najważniejsze.
- Czyżby?- uniósł brew ku górze.- Gdyby miało
przynajmniej jakieś znaczenie to nigdy nie byłabyś z nim. Jednak widzę, że nie
takie rzeczy dzieją się pod moją nieobecność w domu. Antonina, tobie już nie
można ufać.- powiedział. Ruszył w stronę swojego pokoju.- Pomyślę nad zmianą
miejsca zamieszkania. To czy chcesz wyjechać ze mną pozostanie w twojej gestii.
Nie będę cię trzymał za rękę do końca życia. Zwłaszcza teraz, gdy postanowiłaś
je spędzić z tym leniem, kretynem bez perspektyw. Życzę wam powodzenia, uwierz
mi, że nie będzie kolorowo. Nie będzie nawet dobrze. Tacy jak on są dobrzy na
chwilę. Myślę, że już się o tym przekonałaś mając na własność Deana. Ten
przynajmniej był jakoś ogarnięty, ale cóż… Lepiej trafić nie mogłaś.
Przyjmujemy taką miłość na jaką w naszym mniemaniu zasługujemy. Widocznie
bardzo nisko się cenisz, Antonina.
Oparłam się o ścianę i głęboko odetchnęłam. Usłyszałam
trzask zamykanych drzwi. Widocznie niedługo będę skłócona z każdą możliwą osobą
tutaj. Wszystko muszę robić źle?
Z rozmyślań wyrwał mnie głos Kita, pełen troski.
- Ma rację. Bardzo nisko się cenisz wybierając taki
margines jak ja. Ogólnie uważam, że takim jak ja należy się kastracja. To nie
powinno się rozmnażać. Dzięki mnie głupota się szerzy. Już zacząłem, mój
pierwszy potomek niedługo przyjdzie na świat, ja wylecę z zespołu a alimenty
same nie trafią do wspaniałej Natalie. Mówiąc krótko, jestem w dupie i nigdy się
z niej nie wydostanę. Tosia, on ma racje. Powinnaś przestać się ze mną zadawać.
Nie przyniosę ci niczego dobrego, wręcz przeciwnie. Stoczysz się na dno.
- Zapalimy?- zapytałam znikąd. Mam dość tego monologu,
nie będę go dalej słuchać. Lepiej by było gdybyśmy się zajęli czymś
pożytecznym. No dobra, palenie i rzeczy pożyteczne nie mają ze sobą nic
wspólnego.
- Oooo, palenie to nie jest tania rzecz, a ja nie mam
tego dużo.
- Kit, nie dziaduj!- spojrzałam na chłopaka.
- Musisz mi zapłacić, przynajmniej za połowę.
- Ile tego będzie?
- Niewiele, nie jestem drogi. Nie na pierwszy raz.
- Nie uzależnię się, prawda?- spuściłam głowę.
Chłopak zaczął się śmiać.
- Nie bądź śmieszna, Antonina. Idziesz?- otworzył drzwi
do swojego pokoju i ruchem ręki zaprosił mnie do środka.
*Dean*
- Jak się czujesz?- zapytała. Ostatnio było mi głupio, że
aż tak gardzę służbą zdrowia. Usiadła na krzesełku obok mnie i niepewnym ruchem
podała łyżkę z jedzeniem. Wolałbym głodować, żyć na pustyni albo czytać książkę
dotyczącą technik samogwałtu niż jeść to świństwo.
- Dlaczego pani to dla mnie robi? Przecież oboje wiemy,
że nie przynosi to pani radości.
- A tobie co przynosi radość?- spojrzała na mnie
zatroskana.
- Wiele rzeczy przynosiło mi radość.
- Opowiedz mi o tym.
- Jesteś tutaj przez jakiś wolontariat?
- Można tak powiedzieć.- uśmiechnęła się pod nosem i
przemieszała zupę, którą mnie karmiła.
- Kicha, no nie?
- Nieprawda! Lubię to robić.
- Lubisz karmić ludzi?
- Z dwojga złego lepiej robić to.- uśmiechnęła się
szeroko.- Więc?
- Więc co?
- Zadałam ci pytanie.
Była bardzo ładną dziewczyną. Wydaje mi się, że może być
w moim wieku. Jest niziutka, ma przepiękne pulchne policzki na których ukazują
się dołeczki, gdy się uśmiecha. Jej blond włosy sięgają ramion. Ma duże,
niebieskie oczy. Śmiesznie trzepocze rzęsami, gdy na jej buzi pojawia się
uśmiech. Jest naprawdę urocza.
- Przepraszam, zamyśliłem się.
- O czym pomyślałeś.
……………….. tak.
- O niczym konkretnym. Zastanawiałem się co jutro dostanę
na obiad.- owszem, skłamałem. Cóż, zrobiłem to w słusznej sprawie.
Odpowiedziała mi uśmiechem. Jest w tym najlepsza.
- Więc pytałaś o to co sprawia, że jestem szczęśliwy?
Przede wszystkim zespół w którym gram. Spełniam się, zajmuję tym co lubię,
zwiedzam, poznaję swoich fanów. Nie ma nic lepszego, wydaje mi się, że właśnie
to wiedzie prym w moim życiu. Gdyby nie koncerty i spotkania z tymi ludźmi, nie
byłbym tą samą osobą. Dają mi wiele radości, są tak pozytywni.- uśmiechnąłem
się na tą myśl.- Teraz ty opowiesz mi coś o sobie?
- Co chciałbyś wiedzieć? To, że karmienie chorych w
szpitalu sprawia mi multum radości już wiesz.- zaśmiała się.
- Ile masz lat? Wyglądasz na młodziutką.
- Wiele osób mi mówi, że wyglądam młodo, potem słyszą mój
wiek.
- Jak na 40 lat dobrze się trzymasz!
- Aż tyle nie mam! A może spróbuj zgadnąć.
Także skupię się na swojej pierwszej myśli.
- 20?
Pokiwała przecząco głową.
- 18?
- Nie, skądże!
- Więcej?
- Mam 24 lata.
- Naprawdę? Nie dałbym ci tyle. Chociaż patrząc na mojego
brata też nie wierzę w to ile ma lat. A raczej w to, na ile lat wskazuje jego
zachowanie.
- Sean?- wlepiła we mnie swoje niebieskie oczęta.
- Tak, skąd wiedziałaś?
- Zdążyłam z nim zamienić dwa słowa przed wejściem na
salę. Siedzi tutaj cały czas, musi się naprawdę o ciebie martwić. Dobry z niego
chłopak, na takiego wygląda.
- Taki też jest.
Zapadła cisza. Zrobiło się nieco niezręcznie.
- A ty masz rodzeństwo?
- Owszem, mam brata.
- Alice! Nienawidzę cię z całego serca, szukasz sobie
kolejnego kochanka! - na salę wpadł Charlie i uwiesił się dziewczynie na szyi.
- Poznaj mojego brata.- zaśmiała się, czochrając mu
włosy.
- Nie mówiłeś, że masz siostrę.- swój wzrok przeniosłem
na chłopaka.
- Nie pytałeś. A poza tym nie ma o czym opowiadać. Nie ma
ani raka ani rąk do amputacji, zwyczajna osoba. Ma stanowczo za dobrze.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Dzięki niemu moje kalectwo
nie jest tak uciążliwe. Potrafimy się z tego śmiać, wiedząc, że zawsze będzie
ktoś kto ma w życiu znacznie gorzej.
- Ej! Ostatnio miałam kaszel!- dziewczyna udawała
oburzoną. Charlie usiadł na moim łóżku. W tym samym miejscu co zawsze.
- Zapytaj mnie albo Deana co nas ostatnio bolało.
- Mnie osobiście nic.- odparłem.- Nie mam czucia.
- Jednak twoje serce krwawi. Przyznaj się.
- Krwawi jak słyszę niektóre z twoich tekstów.
- Ooouuu…- Alice wydała z siebie dźwięk potwierdzający
moją wyższość nad chłopakiem. Czuję się lepiej.
- Oboje jesteście siebie warci. Pomyśleć, że ty jesteś
moją siostrą a on kaleką z sali… przepraszam kolegą z sali.
Po raz kolejny nasze miejsce wypełniło się śmiechem i
dobrym nastrojem.
*Kit*
Ma niezłą schize. Nie będę jej bronił, jest świeżynką, w
końcu ogarnie.
Wujek Kit nauczy cię potrzebniejszych rzeczy niż
pierwiastki i wzór na prędkość, kochana.
*Tosia*
Czuję się świetnie! Mam wrażenie, że nigdy nie było mi
lepiej. Nawet gdybym chciała pomyśleć o czymś złym to nie mogę, jestem w
świetnym nastroju, że wcześniej na to nie wpadłam.
***** *****
Ałłł…. Siła, którą musiałam włożyć w to, żeby otworzyć
oczy była niesamowita. Wszystko mnie boli. Rozejrzałam się dookoła, nie
ruszając z miejsca. Lodówka, kuchenka, nasz stary biały stolik z którego farba
już odpada płatami… Teraz pytanie, po jaką cholerę leżę w kuchni na podłodze?
- Kit?- zawołałam.
- Ta?- usłyszałam jego śmiech z salonu. Nasza kuchnia
była z nim połączona okienkiem tuż nad stołem. Owszem, sama nie wiem dlaczego
tak jest to skonstruowane.- Jak się spało?
- Która jest godzina?
- 3 śpiochu.
- Tak późno? Miałam takie plany na dzisiaj. Chciałam w
końcu wybrać się na zakupy, porozmawiać z Caroline…
- 3 w nocy. Właściwie to 3.09
- Słucham?-pozbierałam swoje ciało i resztki godności z podłogi i usiadłam przy stoliku. Po drugiej stronie zauważyłam twarz Kita.-
Żartujesz sobie ze mnie?
- Nie śmiałbym.- oparł łokcie na blacie.- I jak było?
- Okej, całkiem nieźle.
- Jesteś słabym zawodnikiem.
W tym momencie ktoś zapukał do drzwi.
- Kto to może być?
- Nie mam pojęcia, otworzę.- odparłam i ruszyłam w stronę drzwi.
Nikogo nie było. Na wycieraczce leżała mała karteczka. Zdziwiona ujęłam ją w dłonie. Napis "KIT" widniał na wierzchu.
- Kit, jakaś kartka do ciebie...- powiedziałam a chłopak z prędkością światła zjawił się przy moim boku i wyrwał mi ją z dłoni. Już chwilę po tym go nie było.
*Kit*
Doskonale wiedziałem o co chodzi. Pisała wcześniej, że mam dwadzieścia dni.
"Dobry wieczór, jest późno.
Dzień 1, czeka Cię pierwsza podpowiedź.
Robię to dlatego, że nadal uważam Cię za intelektualną wywłokę bez pomysłu na siebie.
Pierwsze słowo klucz to czerwony. Kolor czerwony.
Do jutra Kit."
______________________________________________________________________
A więc powróciłam :)))
Jeżeli ktoś chce się skontaktować i napisać to zapraszam na fb:
https://www.facebook.com/patrycjabuclaw
Buziaki, Patty