.

.

środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 43

*Tosia*

Ocknęłam się w ramionach Kierana. Hmm, zabawne. Zabrzmiało to jakbym była zadowolona, jakby to było coś przyjemnego. Wcale nie jest. Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą jego twarz. Dopiero po jakimś czasie zauważyłam, że niesie mnie na rękach na górę.
- O, księżniczka się wyspała?- swój wzrok skierował na mnie. No tak, zasnęłam w tej klitce.
- Nie.- szepnęłam, łapiąc się jego szyi. Wolałabym nie upaść z tej wysokości. Wystarczy mi traktowanie Kierana. Pewnie upadnę jeszcze nie jeden raz.
- Nie było tak wygodnie jak w domku? A może dlatego, że nie było Kita?
Postanowiłam, że pozostawię to bez komentarza. Czekałam aż po raz kolejny rzuci mną o ziemię. Może niedługo do tego przywyknę. Tym razem "odłożył" mnie na podłogę.
- Umiesz chodzić więc idź.
- Chciałabym się wykąpać.- spojrzałam na chłopaka. Ten stał w drzwiach trzymając dłoń na klamce. Chyba czekał na moment, aż dam mu spokój.
- Chcesz się wykąpać?
- Tak.
Kieran nadal mi się przyglądał, mam dość tego przeszywającego wzroku.
- Jak to sobie wyobrażasz?
- Nie chcę siedzieć w tych samych ubraniach kolejny dzień.
- O, jeszcze ubrania chcesz? Antonina, to nie są wakacje.- pokiwał przecząco głową.- Masz 7 minut, z zegarkiem w ręku.- dodał, chcąc ukazać mi powagę sytuacji.
Powolnym krokiem zaczęłam przesuwać się w jego kierunku.
- Mam nosić.. twoje bokserki?- zapytałam z niedowierzaniem, zabierając od niego bieliznę.
- Możesz nadal nosić swoje.
- Co to?- dodałam rozkładając koszulkę z napisem "Kiss me like you mean it"... aha.
- Nie widzisz? Marsz do łazienki, 7 minut. A spróbuj...- odwrócił mnie do siebie i pogroził palcem.- Spróbuj coś wywinąć. To następnym razem będę siedział z tobą w łazience.
- Nie zrobisz tego...- szepnęłam.
- Chcesz się przekonać?
- Nie.
Chłopak popchnął mnie w stronę łazienki. Gdy chciałam zamknąć za sobą drzwi, zatrzymał je nogą.
- Kieran...- spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Myślisz, że pozwolę ci uciec?
- Wolałabym mieć tutaj trochę prywatności.
- Obawiasz się tego, że będę patrzał na twoje cycki, których bądź co bądź nie masz?- zaśmiał się.
- Wyjazd z łazienki.- powiedziałam pewnie.
- Drzwi będą otwarte.
- Zapomnij, chcę zostać sama.
- Chcieć to ty sobie możesz. Twój czas mija.
Zmierzyłam go pełnym nienawiści wzrokiem.
- Zamknę je, ale masz pewność, że gdy usłyszę coś podejrzanego to zaraz wejdę.
- Rozumiem, postaram się dostosować... Zboczeniec.- powiedziałam sama do siebie.
- Słyszałem!
- Miałeś słyszeć.. zboczeńcu.

*kilka minut później*

Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Tosia, twój czas się kończy.- chłopak miał zupełnie inny głos. Taki... ciepły. Może to dlatego, że powiedział do mnie "Tosia", tak jak kiedyś. Nie jakieś Antonia pełne nienawiści.
- Dobrze, daj mi minutkę.
- Masz jeszcze dwie.
- Zaraz wychodzę.
Wytarłam ciało ręcznikiem, dość szorstkim i małym ręcznikiem ale nie spodziewałam się luksusu, i założyłam czyste ubrania. Wyglądam komicznie, jedyna zabawna sytuacja w tym wszystkim. Jego ubrania są dość szerokie, a ta koszulka beznadziejna. W ogóle mi się nie podoba, ale nie będę wybrzydzać.
- Jesteś.- odparł gdy opuściłam łazienkę. Chłopak siedział na ziemi tuż obok drzwi prowadzących do pomieszczenia. No tak, musiał mnie pilnować.
- Kieran, skończ to. To już przestaje być śmieszne. Chcę wrócić do domu.- kucnęłam przed nim.
- Wrócisz, już niedługo.- no nareszcie jakiś pozytyw!
- Naprawdę?
Brunet wstał z miejsca i złapał mnie za nadgarstek.
- Idź już do pokoju, mam cię dość jak na jeden dzień.
- Chłopaki wiedzą, że tutaj jestem?- zatrzymał się w miejscu i spojrzał na mnie. Chyba go zdenerwowałam.- Nie, nie, już nie pytam. Przepraszam, nie odpowiadaj.
- Myślisz, że Kit cię uratuje?
- Nie chciałam żeby to tak zabrzmiało.
- Zejdź mi z oczu.- zaprowadził mnie do pokoju.
- Nie zakluczaj drzwi, proszę.
- Jak to sobie wyobrażasz?
- Przysięgam, że nigdzie nie pójdę.
- Tosia, zamknij się.- powiedział zrezygnowany.- Zamknij się i przepadnij. Nie chcę na ciebie patrzeć. Wchodź dopóki jestem miły. Zabawa niedługo dobiegnie końca. Jedno z nas wygra.- dodał i zaczął się uśmiechać.
- Uderzyłeś mnie.- szepnęłam. Chłopak od jakiegoś czasu jest inny, nie tak zły i brutalny. Może to faktycznie jakieś żarty? Dlatego odważyłam się zapytać.
- Uderzyłem i mogę zrobić to po raz kolejny.
Nic mu nie odpowiedziałam, może faktycznie będzie lepiej jak zamilknę.
- Jesteś mi posłuszna, ja jestem dobry. Karma słoneczko.
- Dobranoc, Kieran.
- Śpij dobrze.- odpowiedział, odchodząc.
Słyszałam klucz w zamku... To chore, ta cała sytuacja jest chora ale wiem, że on po prostu chce mnie wyćwiczyć. Po tym co się teraz wydarzyło, po tym co powiedział, jestem tego pewna. Bawi się mną, mam dostać nauczkę. Dobrze, przetrzymam to, może kiedyś oboje będziemy się z tego śmiali.

***

W nocy obudził mnie jakiś hałas. Nie mogłam spojrzeć na żaden zegarek czy telefon, bo Kieran wszystko miał ze sobą.
- Mamy nakaz, proszę się odsunąć.
- Co z nią zrobiłeś debilu?
- Zabiję cię jeżeli ją znajdziemy!
Jakieś krzyki, wrzaski, głos Kita. Omal nie popłakałam się z radości!!
Ktoś raz kopnął w drzwi, drugi, trzeci, te wypadły z hukiem z zawiasów. Przestraszona przesunęłam się w stronę ściany. Moim oczom ukazał się Kit.
- Jesteś! Misiu tak się martwiłem.- chłopak rzucił się na mnie i zaczął obejmować. Byłam tak szczęśliwa, że zaczęłam płakać. Widząc go i dwóch funkcjonariuszy, wiem że wszystko będzie dobrze.
- Czyli jednak, porwał pan dziewczynę?- jeden z mężczyzn spojrzał na Kierana.
- Nie...- wyglądał na zestresowanego.
- Nie ma innego wytłumaczenia, panie Lemon.
- Zabiję cię gnoju!- Kit rzucił się na niego z pięściami.
- Nie, zaczekaj.- razem z policjantami odciągnęliśmy go od bruneta.
- Nienawidzę cię! Jak mogłeś mi coś takiego zrobić? Nie rozumiesz, nie widzisz tego? Próbujesz mi odebrać kogoś, kto przywrócił sens mojemu życiu. Dziewczynę, która jest dla mnie najważniejsza. Dzięki niej wiem, że nie jestem jakimś dupowatym Kitem z beznadziejnego bandu, tylko wartościową osobą dążącą do spełnienia marzeń. Krzywdząc ją, krzywdzisz mnie. Krzywdzisz też Deana.
Kieran stał w niego wpatrzony, oboje mieliśmy taki sam wyraz twarzy.
- On mnie nie porwał.- szepnęłam. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni, łącznie z samym zainteresowanym.
- Więc dlaczego nie jest pani w domu?
- Źle się poczułam i Kieran zabrał mnie do siebie.
- A pani siniaki i inne obrażenia?
- Miałam mały wypadek, którego skutkiem było złe samopoczucie. On mi pomógł.- kiwnęłam głową w stronę Kierana. Wiem, że nie zrobił tego na poważnie.
- Dlaczego nie zadzwoniłaś?
- Telefon mi się rozładował.
- Nie wierzę ci Tosia.- Kit obie ręce założył za głowę i spojrzał na mnie zrezygnowany.- Dlaczego go bronisz? Tak bardzo cię skrzywdził.- podszedł do mnie i opuszkiem palca przejechał po miejscu pod okiem.
- Nie wnosi pani oskarżenia?
- Nie, nie mam o co go oskarżać.- powiedziałam pewnie, patrząc na policjanta.
- W takim razie nic tu po nas.. Proszę zabrać dziewczynę do domu i następnym razem upewnić się czy nie ma jej u pańskich przyjaciół.
- Oczywiście, dziękuję.
Chłopak podał mi moje ubrania.
- Przebieraj się, jedziemy do domu. Fabian wychodzi z siebie! Dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś?- zaczął krzyczeć w stronę Kierana.
- Nie pomyślałem o tym, przepraszam.
- Jak mogłeś? Wiesz, że są osoby, które umierają przez ciebie ze strachu? Myślałem, że wyjdę z siebie a ty spokojnie śpisz?
Zakładałam spodnie przysłuchując się ich rozmowie.
- A myślisz, że te drzwi zakluczone to co? Że nie zauważyłem?- spojrzał na niego ze łzami w oczach. Kieran się nawet nie odezwał, spuścił głowę i oparł się o ścianę. Widzę, że jest mu wstyd. Tyle dobrego.
- Załóż to.- brunet zdjął swoją bluzę i rzucił ją na łóżko. Wydaje mi się, że jest na mnie zły. Ubrałam ją i ruszyłam na dół w celu założenia butów.
- Możesz...- szepnęłam do Kierana, ukradkiem spoglądając na Kita.- oddać mi moją torbę i telefon?
- Wszystko ci przyniosę.

***

- Kit, Kit zaczekaj!- powiedział idąc za nim do samochodu.
Chłopak stanął w miejscu ale się do mnie nie odwrócił.
- Potrzebuję cię teraz.- złapałam go w pasie i mocno przytuliłam.- Kocham Cię.
- Tosia..- westchnął odwracając się w moją stronę. Pocałował mnie w czubek głowy.- Dlaczego go nie wydałaś?
- Nie mówmy o tym, proszę. Nie mam siły, jestem głodna i zmęczona.
Kit zabrał mnie na ręce.
- Nie musisz, poradzę sobie sama.
- Mówiłaś, że mnie potrzebujesz.
- Ale mam nogi, mogę iść.
- Jesteś wycieńczona, co on ci zrobił?
- Cichutko Kit.- delikatnie musnęłam jego usta. No co? Czymś muszę odwrócić jego myśli od tego całego zdarzenia.

***

- Proszę.- podsunął mi talerzyk z trzema kanapkami pod nos. Zaraz łapczywie się za nie zabrałam.
- Wyglądasz jakbyś tydzień jedzenia nie widziała.- usiadł naprzeciwko mnie i ciepło się uśmiechnął. Tak bardzo mi tego brakowało... Wsparcia a nie kogoś kto mówi, że jestem beznadziejna.
- Nie wiem czy śniadanie o 4 rano to dobry pomysł.- odparłam patrząc na zegarek.
- Zaraz pójdziesz spać księżniczko a ja nikomu nie pozwolę na to, żeby znowu cię skrzywdził.
Cały czas przyglądał mi się z tą troską w oczach.
- Jesteś wspaniały.
Uśmiechnął się i siedział cicho. Dokończyłam jedzenie i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Chłopak odprowadził mnie a zaraz po tym chciał wyjść.
- Kit..
- Sekunda...
Wyszedł z pokoju "Tosia jest w domu... tak znalazłem ją... nie, daj jej teraz spokój. Jest zmęczona.. dobrze, powiem jej" i trzask zamykanych drzwi. Jeszcze chwilę go nie było. Wrócił po 4 minutach, zgasił światło i położył się obok mnie.
- Tutaj jest znaczenie lepiej.- szepnęłam, wtulając się w jego tors.
- Miałem ci przekazać, że następnym razem Fabian wyrzuci cię z domu.
- Słucham?- podniosłam głowę i zaczęłam się śmiać.
- Jak nie dasz mu żadnego znaku życia. Tosiu.. Naprawdę się martwiliśmy.- uśmiechnął się do mnie ciepło.
- Przecież wiem. Kit... Myślisz, że Danielle nam kiedyś wybaczy?
- Co miałaby nam wybaczać?- zapytał zdziwiony.
- Widziała jak okładasz jej ojca, niezbyt przyjemne doświadczenie.
- Ja? Widziałaś jak było! David razem ze swoją dziewczyną zachowują się niepoprawnie.
- Oboje o tym wiemy.
- Szkoda, że nie doceniają tego, że mają taką wspaniałą córkę.
Bez słowa odwróciłam się w drugą stronę. No cóż... Nie każdy potrafi docenić swoje dzieci. Wiem coś o tym.
- Tosia, nie miałem tego na myśli...- objął mnie, wiedząc o co chodzi. Nie mam mu tego za złe. Nie chodziło mu o mnie.

***

- Już nigdzie sama nie wyjdziesz!- powiedział, stojąc nade mną.
- Będziesz ją wszędzie za rękę prowadził?- Kit wywrócił oczami, widząc naburmuszoną twarz Fabiana.
- Widocznie nie martwiłeś się o nią tak jak ja.
- Nie masz pojęcia co czułem, więc z łaski swojej się nie odzywaj.
- Dobra, stop!- krzyknęłam.- Nie dam się przetrzymywać.
- No proszę... A u Kierana to co było?
- Oj, Fabian! On nie miał niczego złego na myśli. Chciał mnie nastraszyć za to co zrobiłam jego bratu.
- I musiał cię bić?- mój brat zaczął się burzyć. W sumie... sama nie umiem tego skomentować. faktycznie to było głupie. Kieran jest głupi. Cała ich rodzina jest głupia. Jezu... cały ten Londyn....
- To było... nieumyślnie.
Fabian wywrócił oczami.
- Uderzył cię nieumyślnie? Nieumyślne będzie to...- mój brat dyskretnie stanął obok Kita i uderzył go w twarz.- To było nieumyślne, nie uderzenie kobiety.
- Fabian! Bym ci oddał ale po pierwsze... byle czego nie dotykam a po drugie nie chciałbym czuć na ręku twojej brody, nie wiadomo co w niej siedzi.
- To czego ty nigdy na oczy nie zobaczysz!
- Musicie się wiecznie kłócić?- zapytałam.
- No spójrz na niego... Siedzi tym swoim wielkim dupskiem na kanapie i nic nie robi.
- Ty codziennie łazisz do pracy i w dwa tygodnie nie zarobisz tyle co ja w jeden wieczór na koncercie.- mój współlokator teatralnie machnął ręką.- Więc się nie czepiaj, bo jeżeli ktoś stąd wyleci to na pewno nie ja.
- Właśnie, że ty!
- Zamknąć się!- podniosłam głos.- Skończcie wiecznie na siebie narzekać. Dajcie sobie raz a dobrze po pysku i zakończcie ten spór. Oboje macie w tym doświadczenie.
- Bezdomny już się z kimś bił? Uuu, nikt nie dał ci dwóch złotych?
- Odezwała się gwiazda rocka. Słabe ogniwo w zespole.
Kit zignorował jego zaczepkę. Spojrzał na mnie, potem znowu na mojego brata.
- Też tak uważasz?- kiwnął głową w moją stronę.
- Kit... ja....
- Okej, nie było pytania.- dosłownie zmiażdżył mnie wzrokiem. Nie złości czy czegoś podobnego. Zmiażdżył mnie swoim rozczarowaniem i smutkiem.

________________________________________________________________________

Także PROSZĘ! Kolejny rozdział ląduje w Waszych rękach :))
Ostatnio słabo się odzywacie, wyświetleń jest coraz mniej, opinii tak samo. Coś się dzieje?
http://ask.fm/roomies1 tutaj najszybciej możecie się ze mną skontaktować. Jak wolicie, z anonima bądź z konta :))




środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 42


*Tosia*

Wejść czy nie wejść? Oto jest pytanie.
Od 30 minut krążę przed salą Deana. Małe prawdopodobieństwo, że pozwoli mi wejść. Zajrzałam przez uchylone drzwi. Leży. Tak samo jak zawsze. Nadal się o niego martwię. Poczułam mocny ucisk w okolicach mojego nadgarstka a zaraz po tym gwałtowne "pociągnięcie". Chłopak w kapturze prowadził mnie przez cały szpital, ciągnąc moją dłoń. Nie polecam. To doświadczenie nie należy do przyjemnych. Osobnik miał na sobie ciemne spodnie, nieco brudne na nogawkach. Widocznie pralnia była zamknięta, nie wygląda na takiego, który sam by się tym zajmował. Jego szara, rozpęta bluza delikatnie falowała na wietrze, który towarzyszył nam dzięki prędkości jaką osiągał. Nerwowo rozglądał się na wszystkie strony.
- Chcesz mi oderwać rękę?!- zapytałam gdy znaleźliśmy się na zewnątrz. Nic nie mówił, nawet się nie zatrzymał. Wepchnął mnie do samochodu, a sam usiadł na miejscu kierowcy.
- Kitowi powinienem urwać coś innego.-  dopiero teraz ściągnął kaptur. Dlaczego się nie domyśliłam?
- Kieran? Zamierzasz mnie uprowadzić?
- Zamknij się i skończ pytać.
Wywróciłam oczami i położyłam głowę na oparciu.
- Zapinaj pasy, nie będę za ciebie płacił.
- To mnie wypuść z samochodu!
- Zapomnij.- jedną dłonią oparł się o mój fotel a drugą złapał pas, który zaraz zapiął.
- Jesteś żałosny.- prychnęłam.
- Ja, czyżby?- uśmiechnął się triumfalnie.
- Gdzie jedziemy? Wolałabym wrócić do domu.
- Wrócić? Wiem, ze do niego pójdziesz.- powiedział, odpalając samochód.
- Jakie to ma znaczenie?
- Dla ciebie żadne bo nie masz uczuć, a Dean je ma.
- Nie przesadzaj, mam uczucia i to całkiem porządne.
- Jeżeli chodzi o Kit'a.- z piskiem opon ruszyliśmy sprzed szpitala.
- Nie podoba mi się ten cały wyjazd, chcę wrócić do domu.
- Przymknij się. Zrobisz to, na co Ci pozwolę.
- To znaczy?- uniosłam jedną brew ku górze.- Kto jak kto, ale ty nie będziesz za mnie decydował, a teraz mnie odwieź.
- Odwiozę cię, jak będę mieć pewność, że zostawisz Deana raz na zawsze.
- Od początku byłeś nam przeciwny, prawda? Zgrywałeś dobrego brata a w rzeczywistości nienawidziłeś mnie tak samo jak Sean.
- Tak bym tego nie określił. Byłaś mi raczej obojętna.
- Kłamiesz.
- W tym ty jesteś liderką, raczej nie uda mi się wskoczyć na prowadzenie.
- Wypuść mnie z tego samochodu!- zaczęłam się niepokoić. Co on zamierza? Oni wszyscy są jacyś nienormalni.
- Powiedziałem ci coś? Tosia, naucz się kodować informacje bo może ci się to przydać.

***

- Chcę stąd wyjść!- krzyknęłam rozglądając się po pokoju chłopaka.
- Nie wyjdziesz.
- Kieran!
- Po co ją tu przyprowadziłeś?- w drzwiach zauważyłam Seana.
- Jeszcze tego tu brakowało.- syknęłam pod nosem widząc jego twarz.
- Jeżeli mówisz do mnie to mów głośniej.- powolnym krokiem ruszył w moim kierunku.
- Mam was dość.
- Może chcesz się napić?- wyciągnął w moją stronę kubek z wodą.
- Nie, dziękuję.
- Jesteś pewna? Może ci tego później brakować.
- Sean, o czym ty mówisz?- teraz złość zaczęła przeistaczać się w lęk.
- Ja?- zrobił minę szczeniaczka, który nie ma pojęcia o życiu.- Już nic nie mówię.- szepnął.
- Jesteście jacyś chorzy! Kieran, wypuść mnie!- zerwałam się z miejsca uderzając w chłopaka. Chyba liczyłam na to, że przesunę jego obszerne cielsko, które zajmowało całe drzwi. Nic z tego. Chłopak ścisnął moje ramiona i zaczął nimi potrząsać. Przerzucił mnie przez ramię, po czym podszedł do łóżka.
- Może w końcu się nauczysz, "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego".
Całą siłę włożył w to, żebym zaraz z jego ramion znalazła się na łóżku. Poczułam jak moje wnętrzności odbijają się od jego twardej struktury. Tym razem łzy same napłynęły mi do oczu. Plecy bolą jak cholera. Kieran złapał mnie za podbródek.
- Jak zmądrzejesz, to powiedz.- dodał. Odsuwając się od miejsca na którym leżałam, kopał różne przedmioty, które tylko pojawiły się na jego drodze, prowadzącej do drzwi. Wyszedł, zamykając je za sobą z hukiem.
Chciałabym uciec ale nawet nie mogę się ruszyć. Nie spodziewałam się, że bracia Lemon są aż tak nienormalną rodziną. Będą mnie przetrzymywać, aż powiem, że nie pójdę do Deana. Mogę to zrobić, ale co to zmieni? Jakoś im nie ufam. Pewnie przymocują do mnie jakiś czip, który będzie mnie pilnował 24 godziny na dobę.
Nie mam poczucia czasu, nie wiem ile tutaj siedzę. Chciałabym, żeby minęły godziny a zapewne jestem tutaj dobre 10 minut. Mam dość, nie ruszam się bo ten kretyn zrobił mi coś z kręgosłupem. Minuty mijały a ja nadal gapiłam się w sufit.
Zamknęłam oczy, na chwilę.... Przysięgam!
- Tosia!- usłyszałam nad sobą. Rozchyliłam powieki i ujrzałam nad sobą Kierana.
- Mam cię dość debilu.- wysyczałam przez zęby.
Jedyna odpowiedź, którą otrzymałam to siarczysty policzek wymierzony przez tego pieprzonego dupka.
- Lepiej ci?- prychnęłam.- Jeżeli daje ci to jakąś satysfakcję to może uderzysz mnie jeszcze raz?
Nie czekałam długo. Dostałam drugi raz w to samo miejsce. Tym razem nie wytrzymałam... Rzuciłam się na chłopaka z pięściami. Ścisnął moje nadgarstki i zaczął się śmiać.
- Oj, Antonina... Machasz łapkami jak jakiś kotek. Uważaj bo połamiesz sobie paznokietki.
- Nienawidzę cię.
- Bo się zarumienię! Dostaniesz taką szkołę życia, że zapamiętasz...- zbliżył się do mnie i powiedział, patrząc mi głęboko w oczy.- Zapamiętasz to do końca życia.
- Kieran, powiedz mi, że to kolejny sen..- wyrwałam się z uścisku jego dłoni i mocno przytuliłam. Chciałam sprawdzić, czy to następny psychiczny wymysł.
- Tosieńko...- swoją obszerną, ciepłą dłoń położył na moich plecach.- To nie jest sen. To mogę ci obiecać, ale twój koszmar dopiero się zacznie. A teraz złaź ze mnie!- ostatnie zdanie wypowiedział zupełnie innym tonem, spychając mnie ze swoich kolan. Co w niego wstąpiło? Co jeśli chłopaki mnie tutaj nie znajdą?
- Współczuję twoim fankom, muszą być głupie!
- Od fanów się odczep. Nigdy nie będziesz miała nikogo takiego.- chłopak wstał z miejsca i zaczął krążyć przy moim łóżku.- Zdążymy się nieco poznać, trochę tutaj posiedzisz.
- A może one tak cię kochają bo nie wiedzą jaki jesteś? Może w szafie jest kolejna dziewczyna? Może ktoś jest w piwnicy, w kuchni, gdziekolwiek?
- Lepiej się zamknij!- po raz kolejny podniósł na mnie rękę. Nie powiem, bardziej bolał mnie fakt, że Kieran jest w stanie zrobić coś takiego, niż uderzenie. Kiedyś wspominałam o tym, że mój ojciec był brutalem, często nas bił. Nie wierzyłam w to, że kiedyś to wróci.
- Mama cię nie uczyła, że kobiet się nie bije?- zapytałam, jednak zawczasu odwróciłam twarz i zamknęłam oczy.
- Owszem. Uczyła, że kobiet się nie bije. Porządnych kobiet, nie takich jak ty. Jesteś dzi...
- Nie jestem! Nawet nie waż się tak do mnie powiedzieć!- tym razem to ja podniosłam głos. Palant!
- Będę mówił do ciebie jak będę chciał.
- W takim razie ja to samo będę robić z tobą.
- Tyle, że dla ciebie gorzej się to skończy.
- Dlaczego mi to robisz? Dla zabawy?
- A bawi cię to co się tutaj dzieje?
- Więc po co?
- Zapłacisz mi za to co zrobiłaś mojemu bratu i przyjacielowi. Nie wiesz jak Dean się teraz czuje.
- Domyślam się, też kiedyś zostałam odrzucona.
- Odrzucona? Okłamana, przeżuta i wypluta też byłaś? Bo Dean był. To nie jest pierwszy raz, ostatnio ledwo się pozbierał. Myślisz, że teraz będzie mu łatwiej?
- Nie będę tego kwestionować, może tak.
- Nie, nie będzie mu łatwiej. Boli go jeszcze bardziej bo ciebie kochał naprawdę.
Spuściłam wzrok. Mam go dość, nic nie poradzę na to, że pokochałam kogoś innego. Chyba lepiej, że stało się to teraz.
- Dla mnie jesteś nikim. Nie istniejesz, rozumiesz?
- Rozumiem, Kieran.
- Więc siedź spokojnie.- dodał i ruszył w stronę drzwi.
- Nie zostawiaj mnie samej!
- A co?- złapał za klamkę, ale na chwilę odwrócił się do mnie przodem. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.- Nie ma Kit'a? Zostaniesz sama bez swojego wybawcy? O jak mi przykro.- powiedział teatralnie.
Westchnęłam i powróciłam do poprzedniej, leżącej pozycji.
- Brakuje ci czegoś?
- Wszystkiego.
- Przyzwyczaj się bo niczego ode mnie nie dostaniesz.
- Myślałam, że tylko Sean jest w tej rodzinie pozbawiony rozumu ale widzę, że mu wtórujesz. Doskonale sobie radzisz w udawaniu głupszego od brata.
- Zamilcz, teraz wszystko będzie wykorzystywane przeciwko tobie. Wrócę tu za jakąś godzinę, zobaczę czy żyjesz. A spróbuj nie... Zabiję cię po raz drugi.
- Już to zrobiłeś.
- Te uderzenia to jest nic w porównaniu do tego co może się wydarzyć.
- Uśmiercasz mnie psychicznie przez cały czas.
- Tosia... będę dla ciebie dobry, nie uderzę cię. Po prostu musisz się mnie słuchać. Musisz być posłuszna i grzeczna. Rozumiesz?
- Rozumiem ale widzisz w jakiej jestem sytuacji? Przetrzymujesz mnie, bijesz i się znęcasz. Kieran, już miałam takie problemy... Wypuść mnie, błagam.- kolana podciągnęłam pod brodę, oplatając je dłońmi. Po moich policzkach zaczęły lecieć łzy. Ukradkiem spoglądałam na chłopaka ale on nadal stał niewzruszony, żadne argumenty na niego nie działają. Ani prośba, ani groźba, nic. Kieran jest z kamienia. Jego serce jest tak zimne jak jeden wielki lodowiec. Lodowiec, który teraz zaczyna atakować moje wnętrze.
- Pokaż mi, że jesteś silna. Nauczę cię wielu rzeczy.- usiadł na krześle obok drzwi. czyli nie wychodzi. Prawie się na nim położył... Nogi wyciągną przed siebie a ręce założył za głowę.- Pokaż, że się nie poddasz i nie dasz gnębić takiemu potwornemu sadyście.
- Więcej mnie nie uderzysz.
- Lepiej Tosia, brawo. Krzyknij na mnie.
- Nie.
- Dlaczego?
- Boję się ciebie.
- Krzycz.
- Nigdy więcej mnie nie dotkniesz.- powiedziałam znacznie głośniej. Śnieżnobiały uśmiech znowu zagościł na jego twarzy bez wyrazu.
- To był krzyk? Gąski wołasz? Krzyknij!- wydarł się tak, że aż podskoczyłam.
- Zamknij się!- tym razem prawdopodobnie go przebiłam. Mój głos jeszcze przez dobrą chwilę odbijał się echem bo pokoju, w którym panował syf.
- No, jestem z ciebie bardzo kurwa dumny.
- Nie używaj takich słów. Tym bardziej jeżeli nie potrafisz wpleść ich poprawie w zdanie.- stawałam się coraz śmielsza.
- Było okej, nie ucz mnie. Nie po to tutaj jesteś.
- Może ja powinnam zająć się Tobą.
- Wystarczająco zajęłaś się Deanem a później Kitem. No chyba, że Kita już sobie owinęłaś wokół paluszków wcześniej.
- Tak, Kit był mi bliski dużo wcześniej niż Dean.
- Nie igraj ze mną, Antonina...- spojrzał na mnie spod tej swojej grzyweczki.- Jesteś idiotką.
Tym razem to ja zaśmiałam się pod nosem.
- I kto to mówi?
Chłopak wstał z miejsca. Odruchowo odsunęłam się do tyłu i zacisnęłam zęby.
- Widzisz? Boisz się. Lepiej niech tak zostanie. Tutaj nie masz żadnych praw. Możesz jedynie o nie błagać. Wiesz co? To i tak niczego nie zmieni.
- Zjadłabym frytki.- powiedziałam, gdy Kieran zamierzał opuścić pokój.
- Proszę?- odwrócił się w moją stronę.
- Nie słyszysz? Pora na obiad, zjadłabym frytki.- powtórzyłam, starając się, żeby głos mi się nie załamał. Głośno przełknęłam ślinę.
- Jesteś głodna? Cóż...- westchnął.- Jakoś musisz sobie z tym radzić. Nie przejmuj się, odgryź sobie palce czy coś.
- Może tobie poodgryzam? Kanibalizm jest dość modny.
- Do zobaczenia wkrótce.- dodał bez zbędnych komentarzy.

***

Godziny mijały, Kieran zaglądał do mnie co jakiś czas. Beznadziejnie. Dlaczego musiałam przyzwyczaić się do życia w tym środowisku?
- Wiesz co? Kiedyś rolę się odwrócą! Słyszałeś o karmie?- krzyknęłam na cały głos, pomimo tego, że mojego kata nie było obok.- Wtedy za wszystko zapłacisz, za krzywdy, które mi wyrządziłeś spalisz się w piekle!
- Obiecujesz czy straszysz?- drzwi do pokoju w którym siedziałam, otworzyły się.
- Przysięgam!
- Może przysięgniesz na swoich rodziców? Pewnie już tam są.- stał niewzruszony przy wejściu i przyglądał mi się z tą swoją cholerną przewagą w oczach. Szkoda, że nadal na temat rodziców mam takie uczulenie, nie potrafię się nawet kłócić. Tylko po co się awanturować skoro ja też myślę, że oni już tam na niego czekają? Będzie kolejną piękną buźką do kolekcji. Niczego innego nie może zaoferować.
- Mogę przysiąc na kogo chcesz, średnio mnie to obchodzi.
- To może Kit? Będzie tam siedział jeszcze przede mną.- zajął miejsce na swoim (prawdopodobnie) ulubionym krześle w tym pomieszczeniu. Zawsze siada przy tych drzwiach jakby bał się, że mu je zabiorą.
- Nudzi ci się, co?- spojrzałam na niego z wyrzutem. Widocznie nie trafiło to do jego skromnej osoby, bo nadal siedział zadowolony na swoim dupsku.
- Nie, skąd? Wołałaś mnie to przyszedłem ale zaraz sobie pójdę.
- Nie możesz mnie wypuścić? Zadzwonię na policję i cię zamkną. Co z fanami i wielką karierą?- wywróciłam oczami. Szczerze? Wszystko mi zwisa, niech sobie jeszcze raz trzepnie mnie w twarz, tym razem nie zostanę mu dłużna.
- O nich się nie martw a ty nigdzie nie zadzwonisz. Wiesz dlaczego?- kubek odłożył na podłogę, przechylił się do przodu, a łokcie oparł na kolanach.- Bo wiesz, że wtedy będzie gorzej.
- Nie mam takiej pewności.
- Teraz już masz.
- I co? Będziesz tutaj ze mną siedział tydzień? Dwa a może trzy? Jesteś beznadziejnym, bezmózgim kretynem.
- Bez mózgu nie mógłbym żyć, idiotko.
- Nieźle sobie radzisz.- prychnęłam. Wstał z miejsca i usiadł na łóżku, opierając się o ścianę. Spojrzał na mnie tymi swoimi zadowolonymi oczkami, na których widok już mnie mdliło.
- Na co ci to było?- zapytał.
- Niby co?
- Dlaczego rozkochałaś w sobie Deana, żeby potem wymienić go na Kita, do którego od początku miałaś łatwiejszy dostęp.
- Wiesz co Kieran? W miłości nie chodzi o dostępność, widocznie jeszcze tego nie przeżyłeś.
- Nie masz najmniejszego pojęcia o moim życiu, zresztą to samo dotyczy mojego brata. Nie powinnaś godzić się na związek z nim. Dlaczego wszyscy wiedzieli, że go zranisz? Bo my cię przejrzeliśmy, a Dean był zaślepiony miłością. Miłość za którą teraz nienawidzi siebie, nie ciebie.
Jego oczy były wpatrzone w moje. Muszę przyznać, że te słowa zrobiły na mnie wrażenie. Oderwałam się od jego tęczówek i spuściłam wzrok. Kieran jako jeden z nielicznych potrafił wyprowadzić mnie z równowagi i wprawić w zakłopotanie. Oni wszyscy lubą to robić. Lubią mieć nade mną przewagę.
- To kiedy będę mogła pójść do domu?- zmieniłam temat.
- Mieszkam sam, będę potrzebował towarzystwa.
- Niestety ja ci go nie dam.
- Założysz się?
Westchnęłam i oparłam głowę o ścianę.
- Przestań mi to robić.
- Podziękuj sobie, nikt inny nie jest winien.
- Ja też nie jestem. Moja wina, że zakochałam się w nieodpowiedniej osobie?
- Twoja wina, że byłaś z Deanem i z dnia na dzień "pokochałaś" kogoś innego?- powiedział podkreślając to słowo.
- To Dean mnie kochał.
- Ooo, widzę, że robi się coraz lepiej. Szkoda, że nie chce mi się tego słuchać. Idę obejrzeć mecz, chcesz oglądać ze mną?
- Nie chcę.
- Będziesz tutaj siedzieć do rana?
- A rano co? Będę mogła pójść?
- Tak, do toalety i z powrotem.- zaśmiał się i ruszył w stronę wyjścia.- Zastanów się, możesz iść ze mną. Mam dużą kanapę, nie będziemy blisko siebie.- zatrzymał się w drzwiach i po raz kolejny zawiesił na mnie wzrok.
- Doba, pójdę. A przepraszam, panie... Będę mogła wziąć prysznic?- zjawiłam się tuż obok niego.
- Daleko chcesz z nim iść?
- Kieran...
- Dobry jestem, coraz lepszy!- zaczął iść przed siebie. Nie wiem dlaczego ten debil nie zapalił światła, gdy schodziliśmy ze schodów. Nie dość, że musiałam myśleć o tym, że idę z moim oprawcą  to jeszcze ten fakt, że zaraz mogę zlecieć i połamać sobie nogi, albo wybić zęby. Moje dłonie kurczowo zaciskały się na poręczy, prowadzącej nas na dół.
- Nie stać cię na lampy, gwiazdeczko?- rzuciłam.
- Skończysz w końcu pytać, beztalenciu?
- Uuu, jaki pyskaty.
- Ty zaczęłaś.
- Ty skończyłeś.
- Zawsze kończę.- zaśmiał się.
- Jesteś obleśny.- miałam ochotę skorzystać z okazji i kopnąć go tak, żeby spadł i potłukł sobie buźkę. Nie byłby już taki piękny.
- Więc zapalisz to światło?
- Nie radzisz sobie nawet z chodzeniem po ciemku? Naprawdę musisz być beznadziejna.
- Nie pozwalam ci tak mówić.- oburzyłam się. Zeszliśmy na dół, ruszyłam za Kieranem.
- Piękne mieszkanko.
- Podoba ci się?
- Nie, kłamałam.
- Oj, Antonina... Zacznij je doceniać.
- Jesteś nienormalny, masz mnie wypuścić i to w tej chwili!- krzyknęłam na niego. Chłopak momentalnie z kanapy znalazł się przy moim boku. Znowu zaczął mną potrząsać, nienawidzę tego.
- Zamknij się rozumiesz! To ci w niczym nie pomoże. Nikt cię nie słyszy, rozumiesz? Nikt cię nie słyszy, nikt cię nie kocha, nikogo nie obchodzisz!
Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Wzięłam zamach i całą siłą uderzyłam go z pięści w twarz. Mimo tego to najpierw ja syknęłam z bólu. Momentalnie odskoczył, łapiąc się za policzek.
- Tak się nie będziemy bawić...- szepnął ze wzrokiem zabójcy. Było ciemno, a mimo to włączony telewizor doskonale oświetlał jego oczy, które były bardzo skoncentrowane na jednym miejscu. Konkretnie na jednej osobie.
- Wypuść mnie.
- Zapomnij! Zapłacisz teraz za wszystkie swoje grzechy.- w tym momencie ruszył w moją stronę. Przerażona zaczęłam się cofać. Jak na złość na mojej drodze znajdowały się jakieś przedmioty, nigdy nie byłam dobra w "chodzeniu jak rak". W mojej głowie dudniało "tylko nie upadnij". Poczułam silne uderzenie. No tak, droga bez powrotu. Oparłam się o ścianę i czekałam aż Kieran w końcu mnie dopadnie. Chłopak złapał mnie za włosy i pociągnął w dół. Upadłam na kolana. Nawet ten poziom nie jest równoważny z poziomem mojej godności. Łzy kapały na jego jasny dywan, ale jakie to miało znaczenie?
- Dlaczego to sprawia ci taką przyjemność?- zapytałam. Bałam się podnieść głowę, nie chcę na niego patrzeć. Chłopak przede mną ukucną i po raz kolejny łapiąc mnie za włosy, zmusił do tego, żebym na niego spojrzała.
- Gdybym chciał sprawić sobie przyjemność to pewnie bym cię zgwałcił. Nie zrobię tego, wiesz dlaczego?
W sumie trochę mi ulżyło, nie wiem co planuje ale przynajmniej w tej kwestii jestem bezpieczna.
- Bo byle czego nie dotykam.
Głośno przełknęłam ślinę.
- Brzydzę się tobą.
- Nienawidzę cię.- powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Wstawaj!- krzyknął. Złapał moją rękę w miejscu nad łokciem i pociągnął z całej siły tak, że zaraz znalazłam się w pozycji stojącej.
- Gdzie mnie... Nie, nie, nie, nie Kieran! Błagam nie!- zaczęłam wołać do niego gdy pchnął mnie w stronę ciemnego pokoju.
- Będziesz tam siedzieć tak długo aż mi przejdzie! Nie zasłużyłaś na inne traktowanie, takie jak ty powinno się palić na stosie.- zamknął za sobą drzwi.
- Kieran! Kieran! Otwórz, proszę!- tym razem zaczęłam płakać na cały głos. Odwróciłam się w drugą stronę. Już po chwili tego żałowałam. Moim oczom ukazała się kolejna ściana... Nie, zaczynam się dusić, nienawidzę ciasnych pomieszczeń jeszcze bardziej niż Kierana!
- Proszę, zabierz mnie do tego drugiego pokoju! Wiem, że mnie słyszysz... błagam!- pięściami zaczęłam uderzać w drzwi.
- Jeszcze jedno słowo a zostaniesz tam do rana.
Bezwładnie osunęłam się na ziemie. Nogi podciągnęłam pod samą brodę. Zamknęłam oczy. Nie chcę widzieć jak miejsce w którym siedzę kurczy się z sekundy na sekundę.
_______________________________________________________

Szczerze? To chyba jeden z moich ulubionych rozdziałów :) Serio, podoba mi się!
Lubię chłopaków w wersji niegrzecznej bardziej niż tych ułożonych. Wszyscy wiemy, że aniołków to z nich nie da :D Ostatnio coś nie było szału z komentarzami, a wyświetleń było dużo, jak Wy to robicie? xd
Wszystkie pytania, zażalenia, proszę tutaj bądź pod rozdziałem http://ask.fm/roomies1 tak, można z anonima xd
Zostawiam Was z Fabianem i rozdziałem! :D
Kocham Was, Patty <3