.

.

środa, 23 lipca 2014

Rozdział 41


*Kit*

- Co to za akcja z policją wczoraj?
- Weź mi nic nie mów!- założyłem ręce za głowę i westchnąłem.- Oskarżyli mnie o pobicie Davida. Idiota złożył skargę.
- Pobiłeś go.
- Dziękuję Fabian. Chociaż ty mógłbyś mnie wspierać.
- Zapomnij.- prychnął.- Odkąd wiem, że moja siostra cię dotykała tu i ówdzie, jakoś się tobą brzydzę.
- Niepotrzebnie. Ona tego nie robiła.
- Jesteś ohydny.- wytknął język i zrobił minę zniesmaczonego dziecka widzącego szpinak.- Kit nago. To musi być dopiero traumatyczne przeżycie.
- Chcesz sprawdzić?
- Nie dziękuję. Jak będę chciał to pooglądam sobie jakiś program ze striptizem dla ubogich.
- Ktoś ci mówił, że wyglądasz jak bezdomny? Ta broda ci nie pomaga, więc striptiz średnio, ale dla ubogich jak najbardziej.
- Od mojej brody się odczep! Facet z brodą to najlepszy facet.
- Facet z brodą to facet bez dziewczyny, jak widać na załączonym obrazku.- machnąłem ręką w stronę Fabiana.
- Ty nie zapuszczaj brody. U chłopców to nie jest wskazane.
- Ty się prosisz, żeby dostać w ryj.
- Bez takiego słownictwa.
- Mogę ci kupić maszynki do golenia, jeżeli ciebie na to nie stać. Chociaż patrząc na twój "zarost" to musiałbym kupić jakąś brzytwę albo zaraz topór. Bo sam nóż nic nie pomoże. Weź wpadnij pod jakąś kosiarkę. Mój wujek na wsi miał kiedyś taki sprzęt.
- A ja dopiero teraz zauważyłem, że jedno oko ci się zamyka. To z nerwów?
- Nie, siedzisz po prawej stronie i nawet ono nie chce na ciebie patrzeć. Zobacz...- zamknąłem swoje prawe oko.- O nie! Menel na prawej!- mówiłem głosem małego dziecka.
- Zabawne. Myślałeś o tym, żeby chodzić na siłownie? Ty mi kupisz maszynki a ja cię tam zabiorę.
- Nie pokazałbym się z tobą na mieście nawet jakbyś mi zapłacił. Tym bardziej na siłowni. Poza tym, odczep się od mojej wagi. Lubię takiego siebie.
- No masz co lubić. Trochę tego jest.- chłopak zaczął się śmiać.- Więcej ciała do kochania.
- Tosia nie narzeka.
- Fuj! Przestań. Jak ona może na ciebie patrzeć tak długo? Zawsze mnie to zastanawiało.

*Tosia*

Po raz kolejny otwieram oczy. Mój pokój. Mój materac. Moje wszystko. A w środku jeden, wielki burdel. Wszystko jest porozrzucane. Wstałam i ruszyłam w stronę salonu.
- Widocznie kobiety inaczej postrzegają moją tuszę. Podobam im się.
- Chyba jak zamkną oczy. W pewnym świetle jesteś przystojny. Zgaszonym. O Tosia!- brat mnie zauważył. Jak się czujesz, kochanie? Siadaj do nas.- chłopak poklepał miejsce obok siebie. Zdezorientowana zajęłam miejsce obok niego.
- Dlaczego nie jestem w szpitalu psychiatrycznym?
W tym momencie Kit zadławił się piwem, a chips Fabiana utknął w jego gardle. Obaj zaczęli przeraźliwie kaszleć. Gdy w końcu do siebie doszli, Kit spojrzał na mnie zdziwiony.
- Dlaczego miałabyś tam być?
- Mówiłem, że wolałaby zapomnieć o tym, że widziała cię nago? Teraz będzie miała przez ciebie problemy i traumę do końca życia.
- Zamknęli mnie tam. Sean mi uratował życie.
- Boże Tosia. Ty w cuda wierzysz? On by cię jeszcze dobił. Wziął, podszedł i strzelił stolikiem w twarz.- skomentował nasz współlokator.
- Przecież dzwoniłam do Caroline i mówiłam, że nienawidzę Kita, że chcę umrzeć.
- Nienawidzisz mnie? Za co?- zdziwił się.
- Zdradziłam z tobą Deana a potem ty proponowałeś mi seks za dochowanie tajemnicy.
Chłopakowi oczy wyszły z orbit.
- Pierwsza część się zgadza, ale z drugą ja nie mam nic wspólnego!- zaczął się bronić.- Musiałaś mnie z kimś pomylić.
- Co ty jej proponowałeś? Jesteś jakiś chory pajacu?
- No mówię ci, że nic takiego nie mówiłem! Chociaż... Opcja całkiem niezła. Fabian, nie powiem Tosi o czym mówiłeś jak pójdziesz ze mn...
- Fuj razy dwa! Kijem bym cię nie dotknął. Nawet przez stertę ubrań.
- O czym wy mówicie? Kit, składałeś mi taką propozycję w łazience.- spojrzałam na chłopaka.
- Tosieńko, nie byłem z tobą w łazience. Nie wiem o czym mówisz.- wstał z miejsca i usiadł obok nas.
- Jest teraz o jedną osobę za dużo, wstań Kit i wyjdź. Kanapa nieco upadła.
- Chuchro się odezwało. Chudzinka wygłodzona.
- Bo są twoje dni na zrobienie zakupów. Wszyscy wpadniemy w anoreksję. No tobie to nie grozi, to co sobie odłożyłeś będzie zaspokajać twoje potrzeby.
- Jak wychodziłam z łazienki powiedziałam Fabianowi, że zdradziłam Dean'a.
- Nie, o tym powiedział mi Kit.- wtrącił mój brat.
- Jak to?
- Siedzieliśmy sobie w kuchni, prowadziłaś jakąś beznadziejną rozmowę z naszym równie beznadziejnym współlokatorem, przyłączyłem się, ty wybiegłaś do łazienki z tym pajacem, potem z niej wyskoczyłaś i zamknęłaś się w pokoju.
- Powiedziałem jej, że nie mam kasy i zapytałem czy mi pożyczy!
- No, a ty wpadłaś w jakiś szał. Po jakimś czasie się uspokoiłaś, siedziałem z tobą w pokoju i dopiero 10 minut temu z niego wyszedłem.
- Niemożliwe, Sean tutaj był i mnie ratował.
- Seana tutaj nie było a poza tym nie uratowałby cię. Ewentualnie mógłby cię wypchnąć z okna.
- Które wybiłam.
- Wcale nie, okno jest całe.
Zapadła cisza. Wszyscy po sobie spoglądaliśmy. Już nie wiem czy to ja czy to oni oszaleli.
- To był tylko sen, słońce.- Kit przytulił mnie do swojej piersi.
- Nie dotykaj go.- Fabian pociągnął mnie w swoją stronę.- Mam nadzieję, że jej niczym nie zaraziłeś.
- Ciebie mogę. Raczej martwię się o siebie. Twoja głupota mnie przytłacza.

*Dean*

- Baby, baby, baby oooooooo
Mam go serdecznie dosyć.
- Charlie, możesz przestać to śpiewać?
- Dobrze.
Nastała chwila ciszy.
- IF I WAS YOUR BOYFRIEND!- wydarł mi się nad uchem.
- Możesz zmienić repertuar?
- Nie, Nina kazała mi nauczyć się przynajmniej 15 piosenek Justina Biebera, muszę ćwiczyć. As long as you co?
- Love me.
- Nie Dean, dziękuję ale nie. Wiem, że obecnie jesteś singlem ale nie pokocham cię. Musimy się bliżej poznać.- chłopak zaczął się głośno śmiać.- La la lalala la lalala la la lalalala
- Love me
- No Dean! Uspokój się szaleńcu. Nie zmienisz mojego zdania.
- Love me.
- Ale ciągnie cie do mnie co?- poruszał znacząco brwiami.
- Nie!
- Girl you are my Superstar... ale beznadziejna piosenka, nie? Kto to śpiewa bo na pewno nie Justin Bieber.
- ROOM 94.
- Skąd wiesz?
- Poznaję te słowa.
- Jakiś boysband.
- Ej, nie jesteśmy boysbandem!
- Skąd wiesz, że nie są... co?
- No nie.
- Ups.- uśmiechnął się.- Także tego.... No. THERE'S NOTHING LIKE US.
- There's nothing like you and me.
- Together
- Masz rację, na tym zakończmy tę przyjemną wymianę muzyczną.
- We were so perfekt
- Może kolejna piosenka? Co tam jest następne?
- I can take you out...
- I can take you home!
- Nigdzie cie nie zabiorę.
- A ja ciebie.
- I dobrze.
- I fajnie.
- Bo nadal masz lepsze włosy.
- A ty zawsze podsłuchujesz.
- Ty jesteś głupszy.
- A ty nie masz miliona fanek.
- A ty też tylu nie masz.- oboje zaczęliśmy się śmiać.

*Tosia*

- Jesteś nienormalna.- Kit pokiwał przecząco głową.
- No właśnie! Dlatego mnie tam zamknęli!
Chłopaki przyglądali się sobie z niedowierzaniem. Owszem, też mam siebie za wariatkę.
- W zakładzie psychiatrycznym? Antonina, czy ty coś bierzesz?- brat skierował swój wzrok na mnie.
- Nie, skądże? Ten sen był tak realistyczny.- ukryłam twarz w dłonie.
- Gdyby nie fakt, że Sean ci pomagał.


- Czego się cieszysz?- wywróciłam oczami widząc szeroki uśmiech Fabiana.
- Bo zgadzam się z Kitem. Sean na pewno nie kiwną by palcem. Faktycznie, mógłby cię dobić.
- Aż taka jestem zła?
- No... Jesteś.- skomentował Kit.
- Ty się nie odzywaj!- pogroziłam mu palcem.- Za te swoje propozycje mógłbyś zginać!
- Tego nie rozumiem. Nie zaproponowałbym ci czegoś takiego. Być może jest to fajne... ale nadal nie.
- Milcz!- mój brat zmierzył go wzrokiem.- Po tobie bym się wszystkiego spodziewał. Po tym co się ostatnio stało... Właśnie Tosia! Dlaczego on?!- Fabian zapytał, nie kryjąc oburzenia.
- Co dlaczego on?
- Dlaczego wybrałaś jego?
- Nikogo nie wybrałam, o co ci chodzi?
- Nie będziecie razem?
- Zapomnij!- krzyknęłam.
- Ale bez wrzasków proszę. To brzmi tak, jakby to ze mną było coś nie tak. A to ciebie zamknęli w psychiatryku.
- Ten sen był beznadziejny.
- Dlaczego? Całkiem ciekawy. Poznałaś jakiś fajnych ludzi?
- Nie. Nikogo tam nie było. Oprócz lekarzy i pielęgniarek.
- Faktycznie jesteś jakaś psychiczna.- Kit przecząco pokiwał głową.- Kalectwo umysłowe.
- Zamknij się.- z całej siły kopnęłam go w nogę.
- Głupia jesteś?! Mój piszczel!
- Twoje co?
- Ucisz się Kit!- mój brat wtrącił się do rozmowy.
- Sam się ucisz i kup coś do jedzenia. W końcu na coś się przydasz.
- Daj mi pieniądze.
- Nie mam pieniędzy.- zdenerwowany brunet wstał z miejsca i założył ręce za głowę.- Nie mam kasy, rozumiesz?- krzyknął. Podejrzewam, że było to pytanie retoryczne.
- Uspokój się, mam dość twojego ciągłego braku na środki do życia.
- I co z tego? To wy wprowadziliście się do mnie. Gdybym się nie zgodził nie znalazłbyś żadnego mieszkania.
- Przynajmniej byśmy się nie poznali!
- Zapytaj Tosi czy byłaby z tego taka zadowolona jak ty.- ich spojrzenia momentalnie przeniosły się na mnie. Dlaczego zawsze muszę brać w tym udział?
- Nie będę tego komentować.- odparłam. Stwierdziłam, że lepiej będzie, gdy opuszczę to pomieszczenie.
- Antonina zaczekaj! Faktycznie, odpowiedz nam.- brat złapał mnie za nadgarstek. Zmieszana odwróciłam się w jego stronę.
- O co ci chodzi?
- Odpowiedź. Wolałabyś żyć bez Kita? Bez myśli, że znasz kogoś takiego jak on.
- Fabian, co to za pytanie?
- Mów.
- Gdybym go nie poznała, nie wiedziałabym jaki jest. To chyba logiczne, prawda?- zapytałam, nie oczekując odpowiedzi.
- Ale gdybyś teraz miała odejść...
- Przestań Fabian! Skończ gdybać.- skierowałam kroki w stronę kuchni.- Mam was dość. Dajcie mi spokój, oboje.
Zostawiłam ich samych i udałam się do swojego pokoju.
No dobra, raz kozie śmierć. Sprawdzę to.

  • Tosia? Już się za mną stęskniłaś?- usłyszałam po drugiej stronie słuchawki. 
  • Oczywiście. Odpowiesz mi na jedno pytanie? 
  • No dobrze...- głos Caroline nieco zmienił ton. 
  • Czy dzisiaj wydarzyło się coś dziwnego? 
  • U mnie czy u ciebie? 
  • U nas. 
  • O czym mówisz, Tosiu?- wydawała się zmartwiona.- Coś się stało? 
  • Pytam ciebie.
  • Wszystko jest w porządku. Co masz na myśli? 
  • Chciałam się dzisiaj zabić. 
  • Proszę?!- tym razem podniosła głos. Głośno przełknęłam ślinę. 
  • Nie, Caroline... Sama nie wiem o co tutaj chodzi. Wydawało mi się, że to zrobiłam. 
  • Tośka! Do jasnej cholery, o czym ty do mnie mówisz?
  • Popełniłam samobójstwo. Nawet nie wiem czy żyję. 
  • Żyjesz! Dzwonisz do mnie, obudź się! 
  • Nie chcę, Caroline. Naprawdę nie chcę się budzić.- szepnęłam, a łzy zaczęły spływać po moich policzkach.- Ten sen jest zbyt piękny. Chcę w nim trwać. 
  • Śmierć nie jest rozwiązaniem. 
  • Nie mów tak. Tak mówią źli ludzie. 
  • To znaczy?
  • Nie masz pojęcia czym jest śmierć, a ja umieram przynajmniej trzy razy dziennie.
  • Tosia...
  • Podoba mi się to, chociaż chcę już z tym skończyć. 
  • I bardzo dobrze! Weź się w garść, poradzisz sobie. 
  • Źle mnie zrozumiałaś. Chcę umrzeć tylko raz. Raz a porządnie. Konkretnie i na zawsze.
  • Błagam cię, przestań tak mówić.
  • To staje się silniejsze ode mnie. Rozumiesz, Caroline? Ta myśl jest wszędzie, już nie mogę oddychać. 
  • Dzwonię do Fabiana. Dobrze się czujesz? 
  • Niestety tak. Było tak blisko, wiesz? Wydawało mi się, że jestem po drugiej stronie. 
  • Nie jesteś i nie będziesz! Nie pozwolę ci na to. 
  • Dobrze, dobrze. Zaczynam przyzwyczajać się do życia.
***

- Wszystko w porządku?- Kit zainteresował się moim życiem osobistym. W jego oczach poczciwca zawarte było caaałe dobro tego świata. 
- A jak wyglądam?- odparłam sarkastycznie zabierając z jego ręki szklankę wody. 
- To podchwytliwe pytanie? Wyglądasz tak jak zawsze, przepięknie. Tylko brakuje mi jednej rzeczy.- odgarnął kosmyk moich włosów. 
- Jakiej?
- Uśmiechu. Uwielbiam na niego patrzeć, a ostatnio tak rzadko mam okazję.
Mocno wtuliłam się w chłopaka. 
- Tosia, zapomnij o tym dzisiejszym śnie. Niepotrzebnie się denerwujesz. 
- Wiesz co? Chciałabym porozmawiać z Sean'em... albo Deanem. Sama nie wiem.- westchnęłam, opierając się o blat. 
- Jak to sobie wyobrażasz?- jego mina uległa zmianie. Zmęczony usiadł na krześle stojącym naprzeciwko mnie.- Co mu powiesz? "Dean, zdradziłam cię z twoim przyjacielem"? 
- Chcę mu powiedzieć cokolwiek. Wyjaśnienia przez telefon nie mają najmniejszej wartości. 
- Myślisz, że dla niego jakiekolwiek twoje tłumaczenia mają wartość? 
- Myślę, że warto spróbować. 
- Twoja próba, okaże się klęską. Tylko nie mów później, że cię nie ostrzegałem.

_______________

Porcja sarkazmu, brakowało Wam tego? Czyli to co tygryski lubią najbardziej! :) Jeżeli macie jakieś pytania zapraszam do komentarzy albo bezpośrednio na mojego aska, gdzie i tak szerzy się głupota xd http://ask.fm/roomies1
Cieszcie się i radujcie razem ze mną! :)
Kocham Miśki! #PattyNavy <33

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 40


*Tosia*

  • Rozumiesz? Jestem beznadziejna. Nienawidzę siebie tak bardzo jak nienawidzę jego.- płakałam do słuchawki. 
  • Tosia, uspokój się. Mów wolniej, kochanie. Zaraz coś na to poradzimy.- usłyszałam zmartwiony głos Caroline. 
  • Nie chcę już żyć. Pierwszy raz czuję to tak mocno. Mój czas na tym cholernym świecie się kończy.- z nerwów łapałam włosy i ciągnęłam je z całej siły. Rzuciłam telefon na łóżko i dalej próbowałam je sobie powyrywać. Bolało? Głupie pytanie. Nigdy wcześniej nie czułam takiego bólu. 
  • Tosia nie pozwalam ci tak mówić, rozumiesz?- tym razem na mnie krzyknęła. 
  • Nie chcę Caroline, nie dam sobie rady. Zdradziłam go, rozumiesz? Zdradziłam człowieka, który był dla mnie taki dobry, który naprawdę mnie kochał. Taką bezwartościową osobę. Tylko on darzył mnie prawdziwym uczuciem. Tylko on był szczery. Kit to kawał chama. Tłumaczenie, że jest tylko mężczyzną nie zwalnia go od myślenia. Chcę umrzeć, Caroline.- nerwowo zaczęłam poruszać się na łóżku. Moje ruchy były coraz szybsze. Wstałam... Zaczęłam po kolei uderzać we wszystko co znajdowało się na mojej drodze. Łapałam przedmioty, po czym z całą siłą rzucałam je o ziemię. "Nienawidzę siebie, rozumiesz? Jestem pomiotem diabła."- powtarzałam w kółko. Stanęłam w miejscu i zacisnęłam pięści. Dławiłam się łzami, nie mogę inaczej tego nazwać. Zaczynałam się dusić, brakowało mi powietrza. Upadłam na kolana i po prostu błagałam Boga o to, żeby zabrał mnie do siebie. 
  • Tosia! Tośka, odezwij się.- słyszałam płacz w słuchawce. 
*Dean* 

Znowu mam to beznadziejne wrażenie, że dzieje się coś złego. 
- Charlie? Mógłbyś gdzieś zadzwonić?- zapytałem. 
- Gdzie?- przeniósł się ze swojego łóżka na moje. 
- Do Tosi. 
- Dean... 
- Dzieje się coś złego, jestem tego pewny. Proszę cię, daj mi z nią porozmawiać.
- Dobra, żebyś potem tego nie żałował.- westchnął i zabrał telefon ze stolika.- Proszę.- przytrzymał mi go przy uchu. 
- Zajęte.- powiedziałem. 
- Widocznie z kimś rozmawia. 
- Zadzwoń do Kit'a. 
- Teraz to oszalałeś.- pokiwał przecząco głową. 
- Dzwoń. 
  • Tak? 
  • Kit? Gdzie jest Tośka? 
  • Nie wiem, jestem na policji. 
  • Co? 
  • Jakieś wyjaśnienia dotyczące pobicia. A co się dzieje? 
  • Nic. 
- Rozłączyłem się. 
- Charlie! 
- I tak nie wiedział co z Tosią. 
- Zadzwoń do Kierana. 
- Kieran nienawidzi jej bardziej niż ty. 
- Masz rację, to do Seana. 
- Odważny jesteś. 
- Dzwoń Charlie, nie gadaj. Mam to szczęście, że Sean o niczym nie wie. 
  • Co się dzieje Dean? 
  • Jedź do Tosi, błagam cię. 
  • Po co mam do niej jechać? Może zapomniałeś ale jej nie lubię. 
  • Doskonale o tym pamiętam. Nie prosiłem cię o wiele rzeczy, to jest dla mnie bardzo ważne. Jedź i zobacz co się z nią dzieje? 
  • Dean, nie bardzo mam na to ochotę. 
  • Ruszaj dupę i jedź do niej!- krzyknąłem. Charlie aż się wzdrygnął. Po drugiej stronie zapadła cisza. 
  • Możesz mi powiedzieć co się dzieje? 
  • Nie wiem ale mam złe przeczucia.- powiedziałem. Sean głośno westchnął. - Proszę cię bracie. Tylko o to.- dodałem zrezygnowany. 
  • Dobra, pojadę do niej ale wisisz mi wielką przysługę! 
  • Dziękuję, nie zapomnę ci tego do końca życia 
*Sean* 

No tak mi się nudzi! O, Jezu. Tak strasznie się nudzę, że właśnie pakuję się do samochodu i jadę w odwiedziny do szalonej dziewczyny mojego brata.
Droga zajęła mi jakieś 20 minut, nic dziwnego. O tej godzinie zawsze są korki na mieście. Powoli ruszyłem w stronę jej mieszkania, naprawdę mi się nie spieszyło. Zapukałem do drzwi, nikt nie otwierał. Zadzwoniłem dzwonkiem. Nadal nic. Stoję tutaj od 2 minut, złapałem za klamkę tak od niechcenia, nadusiłem i drzwi się otworzyły. Dreszczyk emocji. Po chwili byłem już we wnętrzu mieszkania. 
- Fabian! Kit!- zawołałem. Nikt się nie odezwał. O co tutaj chodzi? Dlaczego zostawiają drzwi otwarte, zaproszenie dla złodziei. A potem będą chodzić tacy zdziwieni, że ich okradli. W salonie cisza, w kuchni to samo. Ruszyłem korytarzem w stronę pokoju Kita. Usłyszałem dyszenie. Tak, nie wiem jak to opisać. Nie wyobrazicie sobie tego. To był tak przeszywający odgłos, że sam zacząłem się bać. Próbowałem znaleźć pomieszczenie z którego dochodzi. Co jest? Boję się jak cholera! 
Przechodziłem po kolei obok drzwi pokoi. Na pewno nie u Fabiana, nie u Kit'a, odgłos nie dochodził też z łazienki. Tośka... Stanąłem przed jej drzwiami. Chcę cofnąć czas i nie zgodzić się na prośbę Deana! Nacisnąłem na klamkę i lekko odepchnąłem drzwi, które zaskrzypiały. Teraz słyszę wyraźnie to co się tutaj dzieje. Pokój był zdemolowany. Nic nie było na swoim miejscu, sprzęty były porozwalane. Dosłownie! Okno było wybite. Teraz zacząłem się martwić. Ktoś mógł się włamać! Nie czekając ani chwili zacząłem nawoływać Tosię. Krzątałem się po jej sypiali odrzucając kawałki drewna i szkła. Złapałem koc leżący na ziemi... Aż się cofnąłem. Przysięgam, nigdy nie widziałem czegoś tak okropnego. 

*Fabian* 

Dlaczego właśnie teraz szef musiał do mnie zadzwonić? Wiem, że praca dziennikarza wiąże się z dyspozycyjnością w każdym czasie, ale dlaczego teraz? Gdy powinienem zająć się Tosią. Została sama. Kita zabrała policja, nie odbiera ode mnie telefonów. Chcę wrócić do domu. 

*Sean*

- To.. To.. Tosia?- szepnąłem. 
Dziewczyna leżała cała zakrwawiona, trzęsła się niemiłosiernie, jej powieki drgały jak oszalałe! Klęknąłem, chciałem jej pomóc, zbliżyłem się, ale nawet nie wiedziałem od czego zacząć. 
- Shine your light....
Nuciła słowa naszej piosenki. Właściwie już tylko ruszała ustami, nie miała siły na nic innego. Kurczowo trzymała swoje ręce. Kołysała się jakby była w jakimś transie. Wyglądała strasznie, przerażająco!
- Chodź, zabiorę cię do szpitala.- próbowałem zabrać ją na ręce, zaciśnięte n kolanach. Nie wiem jak to zrobić. Nie wiem jak złapać ją żeby nie czuła bólu. Nie wiem...
- Nie.- wyrzęziła z ostatnim tchnieniem. 
- Pomogę ci, Tosia. 
- Nie. Teraz... będzie lepiej.- mówiła powoli. 
- Nie będzie, jedziemy do szpitala.- zabrałem ją na ręce. Jej głowa bezwładnie opadła do tyłu.- Co to jest?- spojrzałem na szyję.- Chciałaś się zabić? 
- Udało mi się.- wycharczała. 

*Kit* 

- Nic mu nie zrobiłem. Delikatnie go przywróciłem do pionu. 
- Raczej do poziomu, bo ofiara leżała na ziemi.- skomentował funkcjonariusz. 
- Sam się o to prosił. 
- Czyli przyznaje się pan do popełnionego czynu?
- Nic mu nie zrobiłem, działałem w obronie własnej. 
- I po co tak krzywdzić niewinnego człowieka w obronie własnej? 
- Niewinnego? Nie wie pan co tam się wydarzyło. To on zaczął. 
- Nie jesteśmy w piaskownicy. Takie tłumaczenia tutaj nie przejdą, panie Tanton. 

*Sean*

Mogę spokojnie przyznać, że wiozę trupa do szpitala. Wcale nie czuję się z tym dobrze, nawet jeżeli jest to Tosia. 
- Zaraz będziemy.- szepnąłem.- Trzymaj się.- spojrzałem w lusterko. Dziewczyna leżała na tylnych siedzeniach przykryta kocami. Nie miałem pojęcia co zrobić! Ona jest ledwo żywa.

*
- Odsuń się! Proszę się odsunąć!- krzyczałem biegnąc przez hol z umierającą dziewczyną na rękach.
- Najpierw prosimy do rejestracji.
- W dupie mam waszą rejestracje! Nie widzisz, że ona zaraz umrze?- wydarłem się na kobietę.
- Zawołam lekarza. Co się stało?
- Niech pani powie, że... Próba samobójcza.
Kobieta jeszcze przez chwilę się we mnie wpatrywała, potem spojrzała na głowę Tośki. Położyła na niej dłoń, nachyliła się i szepnęła "Trzymaj się malutka".
- Zaraz będę.- dodała głośniej i już po sekundzie zniknęła za rogiem.
- O Boże!- usłyszałem krzyk. Odwróciłem głowę i ujrzałem Charliego. Charliego, który nigdy nie powinien tego widzieć. Z całych sił próbowałem ukryć dziewczynę w jakimś łachmanie. Chłopak płakał. Bardzo.
- Charlie, odejdź. Idź do siebie.
- Proszę za mną!- zauważyłem tę samą pielęgniarkę.
Szliśmy długim korytarzem, miałem wrażenie, że nigdy się nie skończy.
- Kim pan dla nie jest? W takich okolicznościach tylko rodzina może być informowana o stanie zdrowia.
- Jestem... Jestem jej narzeczonym.- wypaliłem. No co?- Nie ma nikogo oprócz mnie i brata.
- Musimy skontaktować się z jej bratem. Proszę położyć dziewczynę.- odłożyłem ją na łóżko, do sali zaraz zawitała masa pielęgniarek i lekarz.
- A teraz proszę opuścić pomieszczenie, uda się pan ze mną. Muszę otrzymać kontakt do brata poszkodo... do brata chorej.- poprawiła się.- Chorej duszyczki.- zawiesiła na niej swój wzrok. To starsza kobieta, wydaje mi się, że widziała wiele. Może nie tak dużo.
Mało kojarzyłem. Niemal wypchano mnie ze sali. Czy się przejmuje? Nie wiem. Co do Tosi to nie mam żadnej moralności, żadnego sumienia. Jednak gdy widzę ją przed oczami w momencie znalezienia w pokoju to coś każe mi się chłostać, za każdą nieprzychylną myśl na jej temat. Wszystko dzieje się obok.

*Dean*

- Ona nie żyje!- zrozpaczony Charlie wbiegł na salę, rzucając się na moje łóżko. Twarz ukrył w dłonie i zaczął głośno szlochać.
- Kto?
- Tośka!
Serce prawie wyskoczyło mi z piersi. Chcę wstać i iść ją zobaczyć! Ale nie mogę bo pieprzone nogi jak i reszta ciała, odmawiają mi posłuszeństwa.
- Jak to nie żyje?
- Widziałem jej... Ona się powiesiła, Dean! Te ślady na jej szyi były przerażające!
- Co ty mówisz Charlie? Jesteś tego pewien w stu procentach?
- Mówię ci, że ją widziałem!
Nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć.
- A jeżeli ona była chora?
W tej chwili do pokoju wpadł Sean. Potrzebował chwili, żeby złapać oddech.
- Dean, dziękuj Bogu, że po mnie zadzwoniłeś. Podejrzewam, że niewiele brakowało a byś już nie miał dziewczyny.
- To ona żyje?!
- Taki zaskoczony?
Muszę przyznać, że odetchnąłem z ulgą. Staram się mieć do niej nastawienie dość obojętnie, ale jednak coś nas łączyło. COŚ.
- Zadzwonią do Fabiana. On chyba oszaleje jak się dowie. No... O Kicie nie wspomnę.- odparłem sarkastycznie.
- No tak, jego siostrzyczka.- tym razem brat zaczął go przedrzeźniać.
- Siostrzyczka.- prychnąłem.- Co z nią będzie?
- Nie mam zielonego pojęcia. Pewnie będzie żyła. Złego diabli nie wezmą.

*Kit*

- Mogę już sobie iść?- zapytałem znudzony. Niemal leżę na tym krześle w pokoju przypominającym sale tortur, tyle że myślowych.
- Jak wyjaśnimy tę sprawę.
- Co tutaj trzeba wyjaśniać? To ja mogłem złożyć oskarżenie i...
- Ale pan nie złożył.
- Nie życzę sobie, żeby pan mi przerywał.
- Nie tym tonem.
- Pan może a ja nie?
- Owszem, to nie ja jestem poszkodowanym.
- Jak stąd wyjdę to pana pozwę. Nigdzie nie znajdziesz pracy.
- Nie jesteśmy na "Ty".
- Kit.- wyciągnąłem do niego rękę. Szczerze? Wszystko jest mi obojętne.
- Niech pan poszuka dobrego adwokata.
- Jak mnie wypuścicie to zaraz to zrobię.
- Ciężko będzie panu się z tego wytłumaczyć.
- Martwicie się o mnie? To miłe.
- Jest pan bezczelny!
- Proszę na mnie nie krzyczeć.
- Będę zmuszony odnieść się do kary porządkowej. Chce pan płacić?
- Z czego?- zaśmiałem się.- Nie mam grosza przy duszy. Ewentualnie mogę was zaprosić na lunch do Mc Donalda.

*Charlie*

Cześć. Pierwszy raz będę mówił o czymś, co dzieje się dookoła mnie. O wszystkim pewnie wiecie z opowiadań moich znajomych. I Tosi, która bądź co bądź już do nich nie należy.
Jak zobaczyłem ją na holu, było mi jej szkoda. Ale przez chwilę. Naprawdę ją polubiłem. Teraz raczej martwię się o Caroline. Liczę na to, że nie przeciągnie jej na ciemną stronę mocy.
- I co teraz zrobisz?- zapytał Sean.
Są inni. Bardzo się od siebie różnią. Mogę to stwierdzić jedynie dzięki wnikliwym obserwacjom, które prowadzę, bo Seana widzę drugi raz. Nie powiedziałbym, że są braćmi. Sean jest raczej spokojny, ale ma swoje za uszami. Takie odnoszę wrażenie. Dean był raczej energiczny. Raczej, bo teraz nie widzę jego ruchów. A głową każdy mniej więcej rusza tak samo.
- A co mam zrobić?- Dean spojrzał na niego zdezorientowany.
- Nie rusza cię to?
- Średnio.
- To ja stoję w korkach po to, żeby przywieść do szpitala twoją dziewczynę, która cię nie interesuje?
- Nie jesteśmy razem.
- Bracie...- Sean złapał chłopaka za rękę.- Jestem z ciebie dumny.
- Przestań Sean, to nie jest śmieszne. Ona nie jest w najlepszym stanie.
- W gorszym prawdopodobnie nie będzie.
- Nie, nie śmiej się z tego. Każdy z nas mógł być w takiej sytuacji.
- Bo każdy ma zaburzenia psychiczne.
- Sean...- skarciłem chłopaka. Trochę przeszkadza mi jego podejście. Wydaje mu się, że śmierć to jakieś przedstawienie.- Widocznie coś się działo.

*Tosia*

Cisza? No nie do końca. Słyszę jedynie dźwięk jakiejś maszyny. Powoli otworzyłam oczy. Biało. Tak, umarłam. Miałam szczęście, już się bałam, że mnie uratują.  No to teraz spokojnie. Mogę się odprężyć, nic mnie nie obchodzi. Jeszcze raz otworzyłam oczy. O nie... Dlaczego widzę na ścianie coraz wyraźniejszy zegar? Nie, nie, nie, nie. Nie chcę!
- Pani Antonino...
- Fuck!- krzyknęłam z całych sił. Facet w białym kitlu, aż odsunął się od łóżka.
- Żyje pani.
- Widzę!- krzyknęłam jeszcze głośniej.

*Charlie*

- Śmierć to nie zabawa.- powiedziałem.
- Uspokój się Charlie, Sean nie miał niczego złego na myśli.- blondyn próbował go bronić.
- A jednak tak to zabrzmiało. Przebywasz w miejscu gdzie śmierć jest codziennością. Nieuniknioną rutyną.- moje oczy przeszywały go na wylot.
- Charl...
- Najgorszemu wrogowi się tego nie życzy. A może dlatego Dean jest w szpitalu? Bo ktoś go nie lubi i twierdzi, że ma zaburzenia psychiczne. Może ja też dlatego tutaj jestem.
- Nie chodziło mi o to.
- Zastanów się czasem.- powiedziałem, podnosząc się z łóżka Deana.- Pójdę sobie, nie będę wam przeszkadzał.
- Nie przeszkadzasz.
- Dochodzi 18, muszę już iść.
Nikt nie protestował. Dean wiedział dlaczego wychodzę. 12 i 18 to godziny, które przeznaczone są dla Niny. Ostatnio przychodziła do nas, polubiła blondyna.
- Nina?- zawołałem wchodząc do sali.
- Tak?- dziewczynka przywitała mnie swoim szerokim uśmiechem.- Co u Deana?
- Tosia tutaj jest.- zignorowałem jej pytanie.
- Tak?- powtórzyła ale z inną miną. Spuściła głowę i uśmiechnęła się pod nosem.- Po co? Dlaczego go z nią zostawiłeś?
- Nie jest z nim.- usiadłem na skraju jej łóżka.
- Więc gdzie jest?
- Sean ją przywiózł. Leży na oddziale, ale chcą ją gdzieś przewieść.
- Gdzie?
- Nie wiem. Słyszałem rozmowę lekarza z pielęgniarką. Nic konkretnego.
- Miała wypadek?
- Nie, chociaż można to tak nazwać. Jest bardzo poszkodowana.
- Martwisz się o nią?
- Raczej tak. Jest tylko człowiekiem, popełnia błędy. Może to Kita kochała?
- I co z tego?- Nina pokiwała przecząco głową. - Charlie, nie wiem o czym ty mówisz. Tak jakby Tosia coś jeszcze dla ciebie znaczyła. Wyrządziła Deanowi tyle krzywdy. To nic dla ciebie nie znaczy?
- Oczywiście, że tak. Po prostu jej nie potępiam.
- A może powinieneś.

*Tosia*

Co się tutaj dzieje do jasnej cholery? Znowu otworzyłam oczy. Pomieszczenie było inne. Chciałam podnieść rękę, ale coś mnie zatrzymało. Głową też nie bardzo mogłam ruszać. Byłam czymś przypięta do łóżka. Z całych sił próbowałam się uwolnić. Rzucałam się raz w jedną stronę, raz w drugą.
- Proszę się uspokoić.- nad moją głową pojawiła się uśmiechnięta twarz mężczyzny. Jakiś starszy facet, nie wiem, może koło 50.- Jest pani w szpitalu...
- No co pan nie powie!
- Proszę nie przerywać. Jest pani w szpitalu psychiatrycznym.
___________________________________________________________

Także tłumaczę haha TO SEN! Tośce się to śni, więc bez spin XD Tylko nie powiem Wam od którego miejsca jej rzeczywistość zamienia się w sen, niedługo się dowiecie! :) Mam nadzieję, że odrobina dramaturgi nie zaszkodzi, będzie jeszcze gorzej ;D To jedna z zasad dla ludzi piszących opowiadanie, coś musi się dziać. U mnie się dzieje! :)
Kocham Was #PattyNavy! <33
Zgadnijcie ile wynosi liczba wszystkich naszych komentarzy dodanych na tym blogu? Hahaha :D
Ps. nie hejtujcie mnie, mam za tydzień urodziny :(

15 komentarzy = NOWY ROZDZIAŁ!