.

.

środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 32


*perspektywa Tosi*

- Tosia?- gwałtownie podniosłam głowę i ujrzałam nad sobą chłopaka, być może w moim wieku.
- A ty to kto?
- Też się cieszę, że cię poznałem.- przesunął moją torebkę leżącą na krześle obok a zaraz potem na nim usiadł.- Jestem Charlie, dzielę sale z twoim chłopakiem.
- Coś się z nim dzieje?- zaczęłam się denerwować.
- Nie, wszystko jest w porządku.
- Więc o co chodzi?
- Nie mogę z tobą porozmawiać? Myślę, że Dean nie będzie zazdrosny.
Czuję się beznadziejnie ale mimo to obdarzyłam chłopaka uśmiechem.
- Myślałam, że coś się wydarzyło. Oczywiście, że możemy porozmawiać.
- On cały czas o tobie mówi. Widzę, że tęskni.
- Aż tak znasz się na uczuciach?
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. Chociaż leżę tutaj niemal przez cały czas od kilku lat. Każde odwiedziny są wielkim przeżyciem, nawet jeżeli chodzi o osobę, której nie znam. Tak naprawdę to tylko Dean mnie zauważył.
Przez chwilę się zastanowiłam. Co? Ten chłopak leżał obok niego. Byłam w takim szoku jak dowiedziałam się, że Dean miał wypadek, że nawet go nie zauważyłam.
- Masz coś konkretnego do powiedzenia czy chcesz ze mną posiedzieć?
- Powiesz mu?- przyjrzał mi się dokładnie.
- Co takiego?
- Co się wydarzyło.
- Oczywiście. Przecież musi wiedzieć. Chociaż wolałabym, żeby ktoś z rodziny go poinformował.
- Wrócili do Polski, prawda?
- Kim ty jesteś?- wstałam z miejsca. Miałam wrażenie, że to jakiś szpieg. Zaczynam się go obawiać, wolałabym o niczym mu nie mówić.
- Uspokój się, usiądź obok.- poklepał miejsce na krześle, stojącym tuż przy nim.
- Nie, zadałam ci pytanie.
- I co mam ci powiedzieć? Przecież to ci w niczym nie pomoże, nie znasz mnie.
- Powiedz cokolwiek.- kucnęłam przed chłopakiem i oparłam łokcie na jego kolanach.
- Dean miał rację.
- Co?
- Jesteś śliczna.- uśmiechnął się.- Gdybym był starszy i przeżył jeszcze kilka lat to mógłbym cię poderwać.
- Ale nie możesz.
- Z tą odpowiedzią spotkałem się już tysiąc razy. Przywyknąłem. Widzisz? Nawet powieka mi nie drgnęła. Chociaż sto razy temu mogło być różnie.
Pocałowałam chłopaka w czoło, czuję z nim jakąś więź. Mam wrażenie, że nasze przemyślenia mogłyby się dopełniać.
- Nie podrywaj mnie, masz chłopaka.
- Doskonale o tym wiem.
- Jednak nie ukrywam, że chętnie bym się do kogoś przytulił. Nikogo nie zarażę a mimo to ludzie się mnie boją. Myślałem, że kobiety lubią łysych facetów. Mają mnie za dzielnego i wiesz... silnego.
Obdarzyłam go uśmiechem. To prawda, nie ma włosów ale jest taką chudzinką, że boję się gdy wykonuje jakiś ruch. Mam wrażenie, że zaraz się połamie.
Usadowiłam się na miejscu obok niego i przytuliłam.
- Boisz się?
Pocałowałam chłopaka w czubek głowy.
- Nie boisz.
Sam sobie odpowiedział na wcześniej zadane pytanie.
- Powinnam się ciebie bać?
- Nie. Pilnuję twojego chłopaka. Mam na niego oko więc nie musisz się martwić, możesz spać spokojnie.
- Dziękuję, myślałam, że Caroline z nim siedzi.
- Owszem, siedziała.
- Siedziała?
- Tak. Jakieś dwie minuty.
- Obiecała mi, że nie zostawi go nawet na chwilę.
- Nie chciała.
- Więc dlaczego sobie poszła?
- Dean był niemiły, nie dziwię się, że go zostawiła. Przynajmniej powiedziała mu, co o nim myśli.- delikatnie się uśmiechnął.- Powiem krótko, dziewczyna ma charakterek.
- Chłopaki mówili, że coś się z nim dzieje.
- Wydaje mi się, że twoja koleżanka zacznie ich unikać. Stwierdziła, że Dean jest dla niej nikim a reszta zespołu pewnie jest taka sama. Nie żebym podsłuchiwał.
- Już nie wiem co mam robić. Też jestem tym wszystkim zmęczona ale tego już nikt nie zauważa.
- Ja widzę ale masz racje, Nikt to moje drugie imię. Pan Nikt.
- Dlaczego tak o sobie mówisz?
- Dlaczego mam ukrywać prawdę przed sobą samym?
- Dlaczego masz taką niską samoocenę?
- Dlaczego życie mnie do tego zmusza?
- Dlaczego cały czas odpowiadasz mi pytaniem na pytanie?
- Dlaczego cały czas pytasz?
- A dlaczego...- zatrzymałam się na chwilę.
- Tak?
- Dlaczego taka niesamowita osóbka siedzi tutaj sama?
- A dlaczego zaczepiam ludzi bo przyjaciół nie mam?- gwałtownie wstał z miejsca.- Przeszkadzam ci? Mogłaś powiedzieć, że mam odejść.
- Nie, zaczekaj!- powiedziałam do chłopaka, który zaczął iść w stronę drzwi
- Zostaw mnie.
- Jak miałeś na imię?
- Teraz to ma takie znaczenie?- odwrócił się, spoglądając na mnie.
- Miało od początku, tak wciągnęła mnie rozmowa z tobą, że o tym zapomniałam.
- Bob.
- Bob?
- Dlaczego jesteś taka podejrzliwa?
- Nie wiem, po prostu. Chciałam się upewnić.
- Teraz mogę sobie pójść?
- Idź.- szepnęłam.- Przepraszam jeżeli czymkolwiek cię uraziłam.
- Uraziłaś? Nie, skądże.
Między nami zapanowała niezręczna cisza. Chłopak już po chwili zniknął za drzwiami.
- Charlie, mam na imię Charlie.- usłyszałam jego głos, który dochodził z jakiś kilkunastu metrów.
Uśmiechnęłam się sama do siebie.
Teraz wypadałoby iść do Dean'a. Szkoda, że nie mam na to najmniejszej ochoty. Jeżeli ze mną też zacznie się kłócić? Chciałabym się dowiedzieć co on myśli o tym wszystkim. Usłyszeć od niego jak się czuje a nie od lekarzy, którzy i tak mydlą mi oczy bo "nie jestem nikim z rodziny".
Miałam miło spędzać czas z Caroline a tutaj taka wiadomość... Nawet się nie zastanawiałam, gdy tylko przywieziono go do Londynu to zaraz pojechałam do szpitala. To nie jest łatwe. Dla mnie. Co musi czuć Dean?
Gdy Kieran do mnie zadzwonił to nie wierzyłam. Myślałam, że sobie żartuję, chociaż nie ukrywam, to byłby chamski żart. Prawdopodobnie najgorszy w jego karierze.
Od tamtego czasu wszystko dzieje się szybko. Mam wrażenie, że dni przelatują mi przez palce a ja nie mogę ich zatrzymać albo przynajmniej spowolnić.
No dobrze, zajrzę do niego. W dodatku Charlie tam będzie. Nie mam pojęcia czym go uraziłam ale widocznie coś co powiedziałam w jakimś stopniu go dotknęło. No cóż, nie jestem idealna, starałam się jak mogłam. Jest naprawdę dobrym i miłym chłopakiem. Chciałabym z nim jeszcze porozmawiać. Nawet nie wiem skąd miał informacje gdzie jestem.
Powolnym krokiem ruszyłam w stronę sali gdzie leży Dean. Naprawdę mi się nie spieszyło, sama siebie zaskakuję. Oparłam się o ścianę i z daleka obserwowałam śpiącego chłopaka.
- Nie wejdziesz? Może posiedź z nim trochę.
- Sama bym na to wpadła, Bob.- podkreśliłam ostatnie słowo.
Nic nie odpowiedział tylko powrócił do czytania książki. Usiadłam na krzesełku, które zajmowałam jakąś godzinę temu. Dopiero teraz zaczęłam czuć się nieswojo wiedząc, że Charlie siedzi obok i wszystko słyszy. Jest to dziwne bo będąc tutaj ostatnim razem leżał w tym samym miejscu. Wszystko było okej bo nawet nie wiedziałam, że tam jest.
- Powiedz coś do niego, pewnie się obudzi.
- Możesz przestać dawać mi te złote rady? Jakoś sobie bez nich poradzę.- odparłam trochę zmęczona jego zachowaniem.
- Już siedzę cicho.
- Nie musisz siedzieć cicho, po prostu nie mam ochoty kolejny raz słuchać zaleceń.
- To się dostosuj.
- Tosia?- usłyszałam cichy szept Dean'a.
- Jestem przy tobie.- odpowiedziałam i położyłam rękę na jego dłoni. Ma poprzyczepiane do ciała tyle różnych rurek, że nawet nie potrafię ich zliczyć a co dopiero wiedzieć od czego są.
- Jak się czujesz?- zapytałam.
- A jak myślisz? Tak samo jak wyglądam.- odparł, odwracając głowę w drugą stronę.
- Gdybym podsłuchiwał to pewnie bym się wtrącił. Ten kto wygląda źle to wygląda. Chętnie zabrałbym twoje włosy, są świetne!
Dean zaczął się uśmiechać.
- Ignoruj go, jest naprawdę dobrym dzieciakiem.
- Wiem, zdążyłam go poznać. Nie, Bob?
- Bob? To Charlie.
- Tak?- udawałam zaskoczoną.
- Ładna to może ona jest ale...
- Charlie!- oburzyłam się.
- Już siedzę cicho.
- Długo nie wytrzyma.
- Słyszałem. Mówiłem, że będę cię obserwował, Dean.
- Mogę porozmawiać z moim chłopakiem?
- Zabroniłem ci kiedyś?- ułożył swoje zęby w szerokim uśmiechu.
- Tosia...- do sali wszedł Fabian.- Wracamy do domu.
- Nie, proszę cię. Jeszcze chwila
- Caroline od jakiegoś czasu czeka na nas w poczekalni. Podałem twój numer w recepcji, jeżeli coś by się działo zostaniesz powiadomiona jako pierwsza.
- Nie wierzę ci.- szepnęłam.- Nie chcesz żebym przy nim została.
- Siostrzyczko.- chłopak położył rękę na moim ramieniu.- Twoje szczęście jest dla mnie najważniejsze więc nie będę wybierał ci znajomych.
- Znajomych?
- Tych bliższych też.- westchnął.- Za 10 minut widzę cię na dole, jasne? Jeżeli się tam nie pojawisz to możesz zapomnieć o kolejnych odwiedzinach.- dodał. Zauważyłam, że dokładnie przygląda się Dean'owi.- Życzę powrotu do zdrowia.
- Muszę iść.
- Domyślam się.
- Przyjadę jutro, obiecuję. Zrobię to jak najszybciej.
- Dobrze, idź już.
Ucałowałam chłopaka i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Przepraszam, a ja? Będę go pilnował.- odwróciłam się i ujrzałam Charliego patrzącego na mnie błagalnym wzrokiem. Wróciłam się i przytuliłam również jego.
- Trzymajcie się chłopaki. Do jutra.

*perspektywa Dean'a*

- Myślisz, że nie przyjdzie?- Charlie odezwał się dopiero po kilku minutach.
- Dlaczego miałaby nie przyjść?- zaśmiałem się nerwowo. A jeżeli ze mną będzie tak jak z nim? W końcu zostaniemy sami w tym szpitalu, nikt nas nie odwiedzi.
- Nie wiem. Moi bliscy umieli.

*perspektywa Tosi*


Nie wiem.
Chyba zacznę pisać jakiś pamiętnik. Teraz jest dobry moment żeby zacząć. Siedzę w autobusie, na zewnątrz jedna wielka plucha. No więc, hmmm...

Dlaczego życie nie może być łatwiejsze? Dlaczego zawsze idę pod wiatr? Nie zasługuję na nic lepszego? 
Wiem co się stało. Wiem dlaczego Dean miał wypadek. Nie chcę mu o niczym mówić, nie mam ochoty wszystkiego mu tłumaczyć. Po raz pierwszy nie jestem niczemu winna a mimo to... Ehh, chcę zasnąć i nigdy się nie obudzić.

- Co tam piszesz?- Fabian ukradkiem zajrzał do mojego zeszytu. 
- Nie twoja sprawa.- burknęłam. 

To nic nie da. Z problemami trzeba sobie radzić. Szkoda, że nikt nie powiedział o tym jak to zrobić, gdy nie potrafimy sobie poradzić nawet z napisaniem kilku sensownych zdań. Ale jestem. Żyję, oddycham i piszę. Zbieram resztki godności, żeby jutro znowu wstać i iść przez to cholerne życie z podniesioną głową. Ludzie nie rozumieją mnie, ja nie rozumiem ludzi. Gdzie jest sens tego wszystkiego? Mojego istnienia? 
Kilka słów dokładnie opisuje stan w którym się teraz znajduję. 
Być może to będzie pamiętnik, może dziennik, a może nie zajrzę do tego zeszytu już nigdy więcej. 
To może zaczniemy jeszcze raz...
Cześć, mam na imię Antonina, wolałabym nie żyć niż dalej ciągnąć ten ciężar zwany istnieniem. 
Czasami mam ochotę rzucić to wszystko w cholerę. Położyć się i powiedzieć głośno "niech się dzieje co chce". Wyłączyć na chwilę cały świat, zwłaszcza ludzi. Mogłabym zostać z Caroline, która tak czy owak się do mnie nie odzywa. Gdybym mogła to zaraz bym ją adoptowała i pozwoliła z nami zamieszkać.
Niestety nie jestem cudotwórcą, Caroline ma rodzinę a my ledwo w trójkę mieścimy się w naszym mieszkaniu + jeszcze jedna impreza i wszyscy wylecimy na ulicę. Tutaj należą się podziękowania Kit'owi. Tylko nasz oryginalny współlokator potrafi zrobić imprezę w środku tygodnia. Muszę przyznać, że chociaż z tym nie mamy ostatnio problemu. 
Wracając do tematu, coraz częściej mam ochotę się zatrzymać. Zahamować i zastanowić się nad wszystkim. Czy warto... 
To co piszę wygląda mniej więcej jak "pamiętnik samobójcy". Może to jest dla mnie jedyne wyjście. Dobra, cicho. 

Zanim się ocknęłam, Fabian dał mi znać, że musimy wychodzi. Takie przelewanie myśli na papier jest dość wciągające. Podoba mi się. 
- Powiesz coś?- zaczął mój brat. No tak, idziemy dwie minuty w ciszy a nikt nawet nie miał zamiaru się odezwać. 
- Co chcesz usłyszeć, braciszku?- kątem oka spojrzałam w jego stronę. 
- Nie rozumiem dlaczego tak milczycie. Przecież Dean żyje, nic takiego się nie stało. 
- Stop.- zatrzymałam się.- Słucham? "Dean żyje, nic takiego się nie stało?" Ty się słyszysz Fabian? Naprawdę jesteś tak bezduszny? Obojętny na życie bliźniego? 
- Ty nagle taka wierząca? 
- Tutaj nie chodzi o kwestię wiary.- oburzyłam się.- Nie możesz chociaż udawać, że interesuje cię los mojego chłopaka? Jeżeli nie to przynajmniej się zamknij!- powiedziałam urażona i ruszyłam w stronę domu. 
- Uspokój się Tosia!- krzyknął za mną. 
- Lepiej będzie jak więcej się ze mną nie pokażesz w szpitalu. 
- Lepiej to będzie jak sobie porozmawiasz z tymi twoimi "przyjaciółmi".
Nie wytrzymałam, cofnęłam się i uderzyłam brata w twarz.
- Tośka!- Caroline złapała mnie za ręce.
Chłopak położył dłoń na policzku i się uśmiechnął. Chyba chciał mi pokazać swoją wyższość. W pewnym stopniu mu się udało. Pozwoliłam się sprowokować.
- Chodź, idziemy.- Caro złapała mnie za rękę.- Ty zostań z tyłu.- dodała patrząc na Fabiana.
- Nie powinnam.- szepnęłam gdy byłyśmy już w bezpiecznej odległości.
- Zachował się jak skończony dupek, miałaś prawo.- dziewczyna próbowała mnie pocieszyć.- Zaraz kładziesz się do łóżka, zrozumiano? Ostatnio prawie wcale nie śpisz, na pewno ci to nie służy.
- To nie jest ważne.
- Zacznij dbać o siebie, potem zajmij się innymi.

*Dean*

- Dean...- zaczął Charlie.
- Tak?
- A ty słuchasz piosenek swojego zespołu?
- Proszę?- zaśmiałem się. Nie było to łatwe bo każdy ruch sprawiał mi ból, każde słowo i uśmiech.
- No wiesz, masz piosenki swojego zespołu na telefonie i tak sobie idziesz i myślisz: O! Mam ochotę teraz posłuchać tej a za chwilę tej?
- Nie, nie mam naszych piosenek na telefonie.
- Nie podoba ci się ta muzyka?- zdziwił się.
- Gdyby mi się nie podobała to grałbym w zespole?
- Nie znam cię, może.
- Oj, Charlie.- odwróciłem głowę w stronę chłopaka.
- Słucham?
- A ty chciałbyś nagrywać swoje myśli na dyktafon a potem tego słuchać?
- Jaki to ma związek z tym o czym mówimy?
- Muzyką wyrażam siebie, niekoniecznie chcę potem to słyszeć cztery razy dziennie. Wystarczą mi koncerty. W zupełności.
- Dlaczego jesteś smutny? 
- Obudziłem się po kilku dniach, wszystko mnie boli, nie mogę się ruszać. Dlaczego mam być szczęśliwy? 
- To są całkiem niezłe argumenty.- pokiwał twierdząco głową. 
- Dlaczego ty się nie uśmiechasz? 
- Bo nie śpię kilka dni, nic mnie nie boli, mogę się ruszać ale ogólnie mało co czuję? 
- Nie było pytania.- szepnąłem. 

*Tosia*

Chciałabym teraz zostać sama. Całkowicie. Nie chcę słyszeć nawet oddechu innego człowieka, tego jak się porusza i żyje. Siedzę przy biurku z kubkiem gorącej kawy i czekam na olśnienie. Staram się poskładać słowa w jakieś konkretne zdania. Nie jest to łatwe, jakoś nie potrafię pozbierać myśli. Dean jest w szpitalu, ja tutaj, Kit w Polsce. Jaki absurd! Chcę być teraz sama ale jednocześnie chcę żeby przynajmniej jeden z nich był teraz przy mnie. 

Moje rozmyślenia przerwał dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu pojawił się numer, którego nie mam w swoich kontaktach. Kto to może być? Nękanie już się przeniosło na telefon komórkowy? 
  • Słucham? 
  • Cześć Tosia.- usłyszałam po drugiej stronie. Wydaje mi się, że rozpoznaję ten głos, jednak nie jestem pewna. Ha, raczej nie potrafię w to uwierzyć. 
________________________________________________

Taką czcionką będą pisane notatki w pamiętniku Tosi. Piszę teraz żeby potem nie pisać co chwilę *pamiętnik*. Myślę, że będziecie wiedziały o co chodzi. Więc jeżeli jest jakiś dialog coś tam coś tam bla bla bla a potem tekst pisany tą czcionką to jest to pamiętnik xd 

A więc cześć kochani! :)
Jak się czujecie?
Może macie jakiś pomysł, co do tego, kto może dzwonić do Tosi? Chętnie przeczytam jakie macie wersje! ;) A może ktoś zgadnie :)) Jednak nie przewiduję nagród xd
Może chcecie coś specjalnego za przekroczenie 30000 wyświetleń? ;D

Mam taki pomysł. Teraz KAŻDY, KAŻDY, KAŻDY, kto przeczytał ten rozdział, a może nawet jest ze mną od początku KOMENTUJE post :) Zobaczymy ile nas jest! Bardzooo jestem ciekawa. Poświęcicie się ten jeden raz? Dla mnie? :)

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 31

*perspektywa Tosi*

Dziwnie się czuję. Serio. Niby jest okej a jednak mam wrażenie, że wszystko czego się dotknę przestaje mieć jakąkolwiek wartość. Jak ja.
Każda najmniejsza rzecz, którą znajdzie się w moich rękach zostaje przeklęta. Niedługo zacznę tak działać na ludzi. Zarazić Cię? Mówisz, że mam szczęście, znam chłopaków. Tak naprawdę o niczym nie masz pojęcia. Nie znasz mnie, mojej historii, tego jaka byłam kilka miesięcy temu. Możemy się zamienić. Chętnie oddam Ci garstkę swojego życia i wszystkie wspomnienia z nim związane. WSZYSTKIE.
Oczywiście, chciałam być sierotą, dziewczyną wyśmiewaną przez każdego, czasami nawet nic nieznaczącego człowieka. Osobą, która jest nikomu nie potrzebna, a właściwie zawadza. Tak, przecież mam takie same problemy jak wszystkie nastolatki zajmujące miejsce na tym cholernym świecie.
Narzekanie mi w niczym nie pomoże. Nie przywróci mi dzieciństwa, wszystkiego co zostało mi odebrano tuż po narodzinach. Zastanawiałam się nad tym czy kocham moich rodziców.
Kocham? Przecież nie można kochać kogoś kogo się nie zna.
Pomyślisz teraz, że jestem próżna. Nie darzę miłością ludzi, którzy dali mi życie. Jakie życie taka miłość.
Jak widzisz nie jest idealnie. Wiele spraw mnie przerasta i sprawia, że staję się malutka. Jeszcze mniejsza niż teraz. Jestem Calineczką XXI wieku. Osóbką, którą zauważają nieodpowiedni ludzie.
Nikt mi nie powiedział, że życie będzie proste. Wszystko przychodzi mi z wielkim trudem, każdy kolejny dzień jest coraz to większym wyzwaniem. Ale idę. Idę z podniesioną głową. Pozostało mi coś innego? Powinnam zacząć się cieszyć z tego co mam ale to jak cieszyć się z czegoś, co nie istnieje.
Ehh, czuję się jeszcze gorzej niż 10 minut temu. Taki charakter, tego nie zmienię. Pesymistyczne podejście do życia. W sumie nie jest najgorzej, jeżeli coś nie pójdzie po mojej myśli to nie będę zaskoczona, jeżeli będzie dobrze to zacznę się cieszyć. Oczywiście na tyle, na ile jest to możliwe.
Od pewnego czasu żyję nadzieją. Oddycham, funkcjonuję i żywię się nią. Jesteśmy twarzą w twarz na każdym kroku, który stawiam w swoim życiu. Czasami bywają gorsze dni. A nie, przepraszam. Czasami bywają lepsze dni...
Dlaczego taka jestem?
Nikt nie pomoże mi odnaleźć odpowiedzi.
Bo nikt jej nie zna.
Pomożesz mi?
Każdy dzień jest gorszy od poprzedniego. Trudniejszy, cięższy. Marny. Marny jak sto dni bez deszczu.

*perspektywa Dean'a*

Zostawili mnie.
Wszystko ucichło.
Dlaczego sobie poszli?
Otworzyłem oczy. Tym razem nie było tak jasno. Jestem w szpitalu, kojarzę to miejsce.
Tutaj naprawdę nikogo nie ma, wszyscy odeszli.
- Dobry wieczór, panie Lemon.- lekko przechyliłem głowę w prawą stronę i ujrzałem piękną, młodą dziewczynę.- Jak się pan czuje?
- Wcale się nie czuję.- odpowiedziałem.- Dobry wieczór.- dodałem.
- Wie pan jaki mamy dzisiaj dzień?
Dziękuję za takie pytanie. Zaraz, zaraz. Pierwszy koncert mieliśmy grać 15 lutego, w sobotę.
- Sobota.- powiedziałem po dłuższym zastanowieniu.
Usta kobiety ułożyły się w delikatnym uśmiechu.
- Tak?- liczyłem na to, że potwierdzi moją odpowiedź.
- Nie. Dzisiaj jest wtorek.
- Nikt mnie nie odwiedza?
- Cały czas ktoś przy panu jest. Kilka minut temu wyszła stąd dziewczyna.
- Jaka dziewczyna?
- Niziutka, niewiele młodsza od pana.
- Tosia!- ucieszyłem się.
- Ma pan szczęście, pewnie za moment wróci. Siedzi tutaj od wczoraj, nie można jej stąd wyciągnąć.
Miałem już dość tej kobiety, niech sobie idzie. Teraz czekam na Tosię, reszta mnie nie obchodzi. Jestem ciekawy co się stało.
- Przepraszam, mam jeszcze jedno pytanie.- zatrzymałem kobietę wychodzącą z sali.
- Słucham?- odwróciła się i znowu podeszła do mojego łóżka.
- Jak się tutaj znalazłem?
- Wpadł pan pod samochód.- odpowiedziała, zasiadając na krześle obok mnie.
- Jak to?- odparłem z niedowierzaniem. Pamiętam, że zostało nam kilka minut do występu. Jak to jest możliwe, że znalazłem się na zewnątrz?
- Nie, coś musiało się pani pomylić.
- Panie Lemon, mówię prawdę.- spuściła głowę.- Ktoś idzie.- widząc dziewczynę, dodała: "Zostawię was samych" i opuściła salę.
Moje zdumienie było jeszcze większe gdy za drzwiami nie było Tosi. Dziewczyna faktycznie była młodsza ode mnie ale nadal nie była Tosią.
- Cześć, Dean.- szepnęła.
Nie poznaję jej. Może to dziwne.
- Jestem Caroline, pamiętasz?
Coś mi to mówi... Koleżanka Tosi! Może nie wszystko stracone.
- Dlaczego cię tutaj wpuścili?- zapytałem, odwracając głowę w drugą stronę.
Dziewczyna usiadła na miejsce, które jeszcze przed chwilą zajmowała pielęgniarka.
- Nie chcę cię widzieć. Rozumiesz? Chcę Tosie!- krzyknąłem a łzy zaczęły spływać po moich policzkach.
- Antosia też musi spać.- tym razem ona się uniosła.- Chcesz zostać sam? Czy mam budzić Tosię choć od kiedy leżysz w szpitalu nie śpi. Dopiero teraz ją stąd wyciągnęłam ale tylko pod warunkiem, że z tobą zostanę. Chciałabym go dotrzymać.- ostatnie słowa wypowiedziała szeptem.
Przez chwilę byłem cicho. Widzę, że Tosia się o mnie martwiła.
- Dobrze, zostań.- odwróciłem głowę w jej stronę.
- Nie jesteś sam.- położyła rękę na mojej dłoni.
- Możesz tu być ale mnie nie dotykaj.- zmierzyłem Caroline wzrokiem. Nie wiem dlaczego jestem taki rozdrażniony, najlepiej byłoby gdyby wszyscy sobie poszli. Ja zostałbym sam i w końcu miałbym święty spokój.
- Przepraszam, nie miałam nic złego na myśli.- spuściła głowę. Jestem wredny, muszę przyznać. To nie jest fajne.
- Nie przepraszaj. Nic takiego się nie stało.- odparłem, znacznie spokojniej.- Może powiesz mi  co się dzieje? Dlaczego wylądowałem w szpitalu?
- Wiem tyle co ty, Dean.- pokręciła przecząco głową.- Nikt nie chce mi niczego powiedzieć.
- Na nic się nie przydajesz.- powiedziałem bez namysłu.
Oczy dziewczyny się zaszkliły. W tym momencie moim jedynym marzeniem było cofnięcie czasu. Nie chodzi mi o te 3 dni, przez które tutaj leżałem. Chciałem cofnąć ostatnie 2 minuty i zacząć rozmowę od początku. Miałem zamiar podnieść się na łokciach, jednak byłem zbyt słaby, żeby utrzymać się w tej pozycji.
- Dziękuję.- szepnęła. Zaczęła mi się przyglądać a chwilę potem już jej nie było.
Brawo Dean. Zacznij myśleć.
Czuję się źle.
Ta sytuacja z Caroline mnie dobiła. Chłopaki ostatnio mi mówili, że nie da się ze mną rozmawiać. Jakoś nie brałem tego do siebie z uwagi na to, że informują mnie o tym średnio 3 razy w tygodniu. A jednak, coś musiało być nie tak. Sam wiem, że jest nieciekawie ale nie pomyślałbym, że aż tak.
Dlaczego nic nie pamiętam? Żadnego szczegółu z ostatnich kilku dni.
- Jesteś beznadziejny, rozumiesz!- do sali wbiegła zrozpaczona Caroline. Muszę przyznać, że w pierwszym momencie się przestraszyłem.
- Ale...
- Kochałam Cię, byłeś moim idolem, jeszcze miesiąc temu oddałabym wszystko, żeby cię dotknąć albo chociaż zobaczyć. A teraz?
- Co się tutaj dzieje?- zauważyłem, że mężczyzna w białym fartuchu kładzie dłoń na ramieniu dziewczyny.
- Niech go pan ratuje. To Dean Lemon, jeżeli tego nie zrobicie to jego prawnicy pana wykończą. Myślałam, że jesteś inny, że jesteś dla fanek taki, za jakiego się podawałeś. I co teraz? Wcale nie jesteś słodki i kochany. Zniszczyłeś mi wszystko. Rozumiesz? Wszystko!- niemal dławiła się łzami. W niektórych momentach ciężko było zrozumieć co mówi.- W najgorszych chwilach mojego życia tylko na was mogłam liczyć. Przyjaciele nie pomagali, rodzina tym bardziej. Chwila z ROOM 94, przeczytanie ich wiadomości, wysłuchanie piosenek i największy smutek potrafił mnie opuścić.
- Wychodzimy.- powiedział lekarz, łapiąc dziewczynę za ramię.
- Dlaczego? Boisz się prawdy?- spojrzała na mnie.- Mydlisz oczy wszystkim fankom. Nie tylko ty, być może chłopaki są tacy sami ale wiesz co? Podobno nie można przestać kochać z dnia na dzień. Czuję się teraz zdradzona. Przez chłopaka, którego tak naprawdę nie znam. Szkoda, że zauważyłam to tak późno. Utwierdzasz mnie w przekonaniu, że ludziom nie należy ufać.- dodała z pełną powagą i w towarzystwie lekarza opuściła salę.
Dziękuję.
Ma rację. Powiedziała mi prawdę. Nie chcę zwalać niczego na mój teraźniejszy stan ale jestem innym człowiekiem. Z nikim nie mogę się dogadać.
Co ja najlepszego zrobiłem? Teraz mogę ją dopisać do listy straconych fanów.
Uświadomiłem sobie, że potrafię ranić. I to porządnie. Zamknę się, tak. To będzie dobre rozwiązanie. Przysięgam, że wszystko naprawię. Muszę sprawić, że Caroline na nowo mnie polubi. I to nie jako Dean'a Lemona, perkusistę zespołu ROOM 94 ale jako Dean'a, normalnego chłopaka z dobrym sercem.
I co mam teraz robić? Przecież wiecznie nie będę leżał. Nudzę się.
- Cześć.- usłyszałem. Gwałtownie odwróciłem się w stronę, z której dochodził głos.
- Cześć.- odparłem widząc chłopca. Uśmiechnąłem się do niego serdecznie. Nie odpowiedział mi tym samym. Cały czas mi się przyglądał.
- Czy tylko ja cię nie znam?- zapytał po chwili.- Zaczynam czuć się głupio.
- Nie musisz.- pokręciłem przecząco głową.- Nie jestem nikim ważnym.
- Nie? Dla niej byłeś.- dodał, wskazując palcem na miejsce gdzie przed chwilą stała Caroline. Jak to możliwe, że nie zauważyłem go wcześniej?
- Owszem. Byłem dla niej ważny, niestety wszystko zniszczyłem.
- Masz rację.- powiedział pewnie.- Ona za to powiedziała ci co myśli. Nie możesz jej za to winić. Teraz zapewne nie lubi cie jeszcze bardziej.
Tym razem to ja leżałem wpatrzony w niego. Dlaczego nie wyraża żadnych emocji? Z jego zmęczonej twarzyczki nie można odczytać nawet najmniejszego wyrazu bólu, cierpienia, radości, szczęścia... Niczego. Jakby był z kamienia.
- Skąd możesz to wiedzieć? Wydaje mi się, że ochłonie i zacznie żałować tego co powiedziała.
- Żartujesz?- uniósł jedną brew ku górze.- Zniszczyłeś jej światopogląd. Domyślam się, że wiedziałeś o tym, że jest twoją fanką. Dlaczego nic nie zrobiłeś?
- Co miałem zrobić?- dziwnie się czuję gdy chłopak o jakieś 7 lat ode mnie młodszy, zaczyna mnie pouczać.
- Wytłumaczyć jej wszystko.
- Co?
- Może kiedyś zrozumiesz.- westchnął.- Dlaczego mi się przyglądasz? Dziwne, prawda? Jestem młodszy i jednocześnie mądrzejszy. Nie chodzi o to. Zobacz... Leżę tutaj bardzo długo, widziałem wielu ludzi, ta sala po prostu zmienia lokatorów, jak stara kamienica. Jedni umierają, drugim udaje się przezwyciężyć chorobę a ja jestem. Cały czas, tylko ja nie zmieniam miejsca. Lubię tę salę, ilekroć chcą mnie przenieść, nie zgadzam się na to. Podobno nie mam nic do gadania. Jaka różnica w której sali leże? Mnie też niedługo zabraknie. A to łóżko...- powoli przejechał dłonią po materacu.- To łóżko zajmie kolejna osoba.
- Kiedy wychodzisz?
- Wychodzę?- tym razem się uśmiechną.- Dean, ja umieram.- szepnął.
Oczy prawdopodobnie wyszły mi z orbit. Słucham? Ten chłopiec zaczyna mnie przerażać. Przecież jest taki młody, inteligentny, całe życie przed nim.
- I widzisz?- kontynuował.- Całe życie się staram, próbuję coś osiągnąć. Chodzę do szkoły, wygrywam konkursy, biorę udział w zawodach a na końcu dowiaduję się, że nie ma dla mnie ratunku.
Dean! Uspokój się, nie zaczynaj płakać. Boże, jak ja mu współczuję.
- Próbuję wszystkim imponować, jestem ambitny, chcę mieć pierwsze miejsca. Teraz dobiegam do mety. Mety życia.- otarł łzy spływające po policzkach.
Nadal nie potrafiłem nic odpowiedzieć. Czułem, że straciłem głos bo ilekroć chciałem się odezwać, coś mnie zatrzymywało.
- Podobała mi się taka dziewczyna.- kątem oka zauważyłem, że chłopiec się uśmiecha.- Była naprawdę śliczna.- spojrzał na mnie.- Hmmm...- każda kolejna łza sprawiała, że musiał przerywać swoją historię, żeby się uspokoić.- Mówiła, że mnie lubi. Ale pytała dlaczego wypadają mi włosy, dlaczego z dnia na dzień jestem słabszy.
Chciałem coś powiedzieć. Przysięgam! Chciałbym mu powiedzieć tyle rzeczy ale nie potrafię.
- O czym myślisz?- zapytał nagle.
- Nie wiem.- powiedziałem bez namysłu.- Nie mam pojęcia o czym myśleć. Jesteś bardzo silny.- odparłem z miną jakbym zaraz miał się popłakać jak małe dziecko, które przed momentem się uderzyło.
- Nie jestem.- pokiwał głową.- Tak ci się tylko wydaje. Jest ze mną źle. Nie mam dla kogo być silnym. A to mi wcale nie pomaga. Rodzice chyba o mnie zapomnieli.- szepnął.- Napewno mają dużo pracy, dlatego już tak często tutaj nie przychodzą. Kiedyś odwiedzali mnie codziennie, potem przychodzili co kilka dni, a teraz jak przyjdą raz na tydzień to jestem szczęśliwy. Zawsze czekam na środy to wtedy są ze mną.
- Środa jest jutro.
- Wiem i co z tego?
- Może przyjdą.
- Może nie zdążą.
- Jak to?
- Jakby ci to powiedzieć.. Tak żebyś zrozumiał. Moje dni są już policzone. Przygasam jak światełko, niedługo całkiem zgasnę.
- Nie mów tak, proszę. Co ci jest?
- Mam raka. Nie bój się, nie zamierzam cię zarażać. Co by się stało z twoją karierą?
- Przestań, chociaż ty mi o tym nie przypominaj. Chcę teraz odpocząć.
- Rozumiem, ja też chcę.
- Gdybym mógł się ruszyć to nawet bym cię przytulił.
- No proszę, jedyny który się mnie nie boi. No stary, jestem z ciebie dumny. Swoją drogą, śliczną masz koleżankę.
- Caroline? Owszem jest śliczna, przyjaciółka mojej dziewczyny.
- No tak, zapomniałem, że jestem jedyną osobą której się nie poszczęściło w życiu.
- Czuję, że na ciebie czeka coś niesamowitego.
Chłopak spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Szczerze? Już mi się nie nudzi. Teraz zostanę tutaj na tyle, na ile będę musiał. I na pewno się z tym pogodzę.
- Uważasz się za wartościową osobę?- wstał z miejsca i usiadł obok mnie. Nie, nie na krześle. Usiadł na moim łóżku, naprzeciwko.
- Każdy ma jakąś wartość. Czasami nam się wydaje, że jest inaczej. To oznacza, że ma się zaniżoną samoocenę.
- Ja w ogóle jej nie mam.
- To znaczy?
- Nie mam zdania na swój temat.- odparł.
Ciężko go rozszyfrować. Musiałbym być filozofem, żeby zrozumieć go w stu procentach.
- Nic o sobie nie myślisz?
- Nic a nic.
- Powiesz mi ile masz lat?
- Czy to ważne? Długo z tobą nie posiedzę.
- Przecież nigdy nie zmieniasz miejsca.- powiedziałem, tym razem dokładnie wiedziałem co ma na myśli. Brawo Dean, udajesz głupiego, tak trzymaj!
 - Charlie, 15 lat. Pesel i numer buta też chcesz?
- Nie, to mi wystarcza.
***
- Charlie! Wracaj do swojego łóżka.- mężczyzna, który wyprowadził stąd Caroline po raz kolejny zjawił się na sali.
- Już, już.- wystraszony chłopak z prędkością światła znalazł się pod kołdrą na swoim szpitalnym łóżku.
- A pan...- lekarz spojrzał na mnie.- Nie powinien się denerwować.
- Nie denerwuję się.
- Takie sytuacje jak ta sprzed kilku minut nie powinny mieć miejsca, to jest szpital.
- Rozumiem, to się więcej nie powtórzy.
Jeszcze raz nam się przyjrzał i opuścił salę.
- Chciałbym, żeby ktoś mi powiedział co się stało.
- Przecież pielęgniarka mówiła ci, że miałeś wypadek.- skomentował chłopak.
- To jest niemożliwe. Przecież pamiętam jak siedziałem z chłopkami, do koncertu zostało nam zaledwie kilka minut. Co robiłem na zewnątrz?
- Może wyszedłeś zapalić.
- Nie palę.
- Wiem wiele rzeczy ale w tym ci nie pomogę.
- Widziałeś tutaj Tosię?
- Ile ty masz kobiet?- zmarszczył brwi.
- Tylko jedną.
- Ta o której rozmawiałeś z pielęgniarką? Ta dziewczyna ewidentnie pomyliła ją z Caroline ale Tosia również tutaj była. Wyszła jakieś pół godziny przed tym jak się ocknąłeś.
- Potem byłem tutaj sam?
- No przepraszam. To, że dla siebie jestem nikim nie oznacza, że dla ciebie też nie istnieję. Pilnowałem cię.- uśmiechnął się pod nosem.
- Ty?
- Co się tak dziwisz? Weź, Dean bo ci tak zostanie. Oni prawdopodobnie nie zauważyli mnie tak samo jak ty.
- Przepraszam, nie wiem co się ze mną dzieje. Ostatnio ciężko się ze mną dogadać.
- A mimo to rozmawiamy. Możesz spać, będę się tobą opiekował.
Moje powieki zaczęły powoli opadać, widząc coraz to bardziej niewyraźną twarz chłopaka.

____________________

Witam, witam :) Dodaję dzisiaj bo wiecie... Mój internet jest szalony! Raz jest a raz go nie ma.
Rozdział może nie jest wyjątkowo długi ale jest dość dużo informacji.
Mam nadzieję, że się Wam podoba!
Za to mi podoba się ilość komentarzy pod ostatnim rozdziałem. I to bardzooo, bardzooo :) Nie możecie częściej mnie tak zaskakiwać? :(
Dziękuję za opinię i prawie 27 tysięcy wyświetleń!
Jesteście niesamowici <3

Byłyście na koncertach? Może jakieś wspomnienia związane z chłopakami? :) Chętnie poczytam.
Ps. Możecie mi przypomnieć kogo mam informować na asku? Wiadomo, niektórzy przestali czytać i nie chcę im spamować :)
Miłego czytania! <3

POD JEDNYM Z OSTATNICH KOMENTARZY JEST MALUTKA WIADOMOŚĆ DO KAŻDEJ Z WAS :) MAM NADZIEJĘ, ŻE POPRAWI WAM ONA NIECO HUMOR. MOŻE TO NIC TAKIEGO, ALE JEDNAK. TAKIE MAŁE RZECZY SĄ BARDZO WAŻNE <3