*perspektywa Tosi*
- Kolejny głuchy telefon...- chłopak siedział oparty o ścianę w przedpokoju. Chyba się nad czymś zastanawiał bo cały czas jego wzrok tkwił w jednym punkcie.
- Proszę.- wręczyłam mu kubek herbaty i zajęłam miejsce obok.
- Komuś naprawdę musi się nudzić.- poruszył przecząco głową.- Dlaczego ci to robią?- spojrzał na mnie.
- Wiesz co? Jak się nad tym tak zastanawiam to myślę, że sobie na to zasłużyłam.
- Jak to?- odparł zdziwiony.
- Oj, Ash... Nie znasz mnie.- uśmiechnęłam się pod nosem.
- Słyszałem, że dziś spędzamy ze sobą dużo czasu więc możesz mi powiedzieć wszystko.
- Wszystko?
- Tak.
- Nie mam o czym.
- Każdy coś w sobie ma.
- Nie ja.
- Ty też.
- Nie jestem dobra, wiesz?
- Chłopaki mówią co innego, no może...- przerwał. Teraz to uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Dokończ, proszę.
- Nie.
- Sean? Sean mówi o mnie źle?
- Może nie źle...- zaczął coś kręcić.
- Nic nie mów.- szepnęłam.- Wiem jaka jestem i wiem za jaką ma mnie Sean. Tak to nawet ja siebie nie potępiam.
Ukradkiem zauważyłam, że chłopak siedzi we mnie wpatrzony.
- Jesteś inna.- powiedział po chwili milczenia.
- Dziwna? Odmienna? Wiem.- odparłam, chociaż nie miałam pojęcia o czym mówi.
- Nie. Hmm..- odwrócił się. Jego wzrok utkwił w kubku pełnym herbaty. Mimo tego, że trzyma go od kilku minut jeszcze nie upił nawet najmniejszego łyka.- Jesteś okej.
- Świetnie.- zaśmiałam się.
- Nie jesteś taka za jaką ma cię Sean. Bałem się tu jechać. Myślałeś, że otworzy mi jakaś pyskata małolata.
- Taka też potrafię być ale nie gdy siedzę sama a dookoła słyszę jakieś dziwne dźwięki.
- Jestem.
- Doceniam.- spojrzałam na chłopaka i położyłam głowę na jego ramieniu.
***
***
Uwielbiam ten moment, gdy wchodzę do pokoju i patrzę na moje łóżko. Łóżko, które tak naprawdę składa się ze starego materaca przykrytego jasnym prześcieradłem. Zazwyczaj jest tutaj ciemno. To akurat mi nie przeszkadza. Wprowadza taki nastrój, mogę się skoncentrować, poczytać. Niektórych może to przygnębiać. Podoba mi się tutaj? Nie... Ten pokój nie należy do mnie. Jeżeli chodzi o stan posiadania to owszem, jest mój, jednak za nic do mnie nie pasuje. Mimo to przywiązałam się do niego. Nie budzę się tutaj jak księżniczka, bardziej jak Kopciuszek w swoim brudnym fartuszku ale mam swój kąt, miejsce gdzie mogę się zamknąć i odpocząć.
Ogólnie to nie ma co narzekać, cieszę się, że w ogóle mam pokój, że mam Fabiana i Kit'a. To jest dla mnie najważniejsze. Bo należy się cieszyć tym co jest w tym domu. Być może nie ma tego dużo ale nie zamieniłabym chłopaków na żaden piękny pałac.
Ałł, bolą mnie plecy. Czy to coś nowego? Ha, nie. To sprawka mojego materaca, który prawdopodobnie przetrzymał na sobie kilka pokoleń. Jestem kolejnym ogniwem. Przynajmniej on się nie przywiązuje do ludzi, na bok sentymenty. Też zastanawiasz się czasem jak to jest żyć w bajce? Mieć wszystko czego się zapragnie? Hulaj dusza...
Po co wprowadzać ludzi w zakłopotanie? Chwalić się tym wszystkim i jeszcze mówić "Oj, nie przesadzaj. Ja bym tu jeszcze coś zmieniła. Nie podoba mi się." Jaki to miałoby sens? Lepiej powiedzieć: "zobacz jakie wisi tutaj piękne zdjęcie. Na nim jest wszystko czego potrzebuję do szczęścia".
Właściwie... Podoba mi się. Mam wszystko co mogłoby być potrzebne dziewczynie w moim wieku. Powietrze, przestrzeń, miejsce dla siebie. Coś co potrzebne jest każdemu. Hmm, dlaczego chłopaki nie żyją w przepychu? Przecież są w zespole, mają pieniądze. Co Kit tutaj jeszcze robi? Koncertują, mogliby wyjeżdżać na wakacje gdzie by chcieli. Żyć tak, jak żyją najlepsi. Więc co jest nie tak? Muszę z nim walczyć rano o łazienkę, która jest malutka, wspólna, o każdy kawałek zimnej pizzy, który zostaje w kuchni po ostatniej imprezie, o to kto posprząta, kto wyniesie śmieci. O wszystko musimy walczyć a może każdy z nas mógłby mieć tutaj wszystko swoje.
Co im nie wyszło? Czego mają mniej? Talentu? Nie sądzę, są świetni. Fanów? Wydaje mi się, że w tej sprawie nawet nie ma o czym dyskutować. Mają najlepszych fanów na świecie, sama widziałam.W czym są gorsi od innych sławnych? Ojj... Sławnych. Nienawidzę tego słowa. Tak samo jak gwiazd, celebrytów. Nie są przedmiotami, którymi można sterować. Dają coś od siebie, nie tylko twarzyczki do zdjęć i puste uśmiechy do fanów. Dają to co mają najlepszego w sobie.
Serce.
Tak, dają nam całe swoje serduszka, pełne miłości do nas i muzyki. Słucham? Jakich nas? No ładnie, mieszkaj z Kit'em, bądź z Dean'em i nie stań się fanem tego ROOM 78 czy 87. Ehh, nieważne. Przecież nikt nie powiedział, że muszę się nimi interesować.
Wracając do tematu, czy potrzeba mi więcej? Czy zasługuję na więcej? Pewnie nie. Mam to, co mam. Jeżeli będę miała mieć więcej to z radością to przyjmę. Jednak jest dobrze tak jak jest. Do czego może doprowadzić rozejrzenie się po pokoju i dotyk starego materaca, na którym spędzam właśnie czas.
Teraz należy wrócić do rzeczywistości, ocknąć się i złapać powietrza. No właśnie.. Co ja tutaj robię? Przecież siedziałam z Ash'em na korytarzu. Podniosłam się na łokciach, rozglądając dookoła. No tak, mój pokój.
- Dzień dobry.- otworzyły się drzwi a za nimi ujrzałam uśmiechniętego różowo-włosego... Co? Jak to dziwnie brzmi. No ale niech będzie. Powinnam się cieszyć, że nie ma morskiego koloru włosów...
- Cześć. Być może to dziwne pytanie ale co ja tutaj robię?
- Zasnęłaś na moim ramieniu. Mało co nie oparzyłaś się herbatą.
- Ojj, nieciekawie.
- A że jesteś leciutka to cię tu zaniosłem. Dobrze?
- Bardzo dobrze, gratuluję.- uśmiechnęłam się.- Która godzina?
- 17.48
- Już? No ładnie się zdrzemnęłam.
- Ogólnie była cisza. Tylko raz zadzwonił telefon, chyba się im znudziło szukanie ofiary.
- Znaleźli sobie łatwy cel.
- Z ciebie wcale nie jest taki łatwy cel. Słyszałem jak rozmawiasz z Sean'em. On nie jest prostym przeciwnikiem.
- Nikt nie jest prostym przeciwnikiem. Po prostu niektórzy dają za wygraną.
- A ty?
- Co ja?- spojrzałam na chłopaka.
- Zamierzasz się poddać?- usiadł na brzegu mojego łóżka.
- Hmm, poddać.- zastanowiłam się.- Przecież nie prowadzę z Sean'em jakiejś zaciętej walki. Nie lubimy się, to wszystko.- westchnęłam.
- Nie chcesz żeby było dobrze?
- A jest źle? Lubisz każdego kto chodzi po tym świecie?
- Zawsze znajdzie się ktoś kogo przynajmniej nie tolerujemy.
- Dokładnie! Tak jest między nami, nie tolerujemy się.
- Jesteś blisko z jego braćmi i przyjacielem.
- Więc wystarczy mi dwóch braci Lemon. Jak widzisz, nie potrzebuję dużo do szczęścia.
- A mimo to wiele dziewczyn ci zazdrości.
- Tobie pewnie też, znasz ich dłużej niż ja.
- Owszem. Bardzo ich lubię. Będę musiał wychodzić.- powiedział nagle.
- Nie możesz zostać?- odpowiedziałam przestraszona.
- Nie mogę. Przez ostatnią godzinę nic się nie działo więc nie masz się czego bać.
- A jeżeli wrócą?
- Nie wrócą.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Gdyby czegoś od ciebie chcieli to już dawno byś się dowiedziała czego. Chodź, zamkniesz za mną drzwi.- powiedział wstając z miejsca.- O której Fabian wraca?
- Nie wiem, pewnie po 21.
- Wytrzymasz, Tosia.
- Jakoś sobie poradzę. Dziękuję, że przyjechałeś.
- Nawet nie ma o czym mówić.
Ruszyłam z chłopakiem w stronę drzwi.
- Jeżeli coś by się działo to dzwoń, zapisałem ci numer na karteczce. Leży w kuchni. No uśmiechnij się trochę.- dodał radośniej.- Do zobaczenia, mam nadzieje.- dodał i wyszedł z mieszkania.- Zamknij za mną drzwi!- krzyknął.
Tak też zrobiłam.
Zmęczona usiadłam w kuchni. Tak, zmęczona. Po spaniu mam mniej energii niż przed nim. Wzięłam do ręki karteczkę, którą zostawił u nas Ashley. Całkiem miły chłopak.
Znowu... Tylko tym razem w mieszkaniu. Słyszę jakieś dziwne dźwięki dochodzące z pokoju Kit'a.
"Dziękuję Ash, że właśnie musiałeś wyjść!"- pomyślałam. Muszę przyznać, że zamiast się przestraszyć to bardziej poczułam złość, że zostawił mnie akurat w tym momencie. Skoro siedział cały czas w mieszkaniu to skąd te dźwięki w pokoju Kit'a?
Tym razem to sprawdzę, jeżeli ktoś tam jest to może nas okraść a potem mnie zabić. Albo odwrotnie, zależy jak będzie wolał. No dobra, wezmę coś z kuchni. Nóż? To może wyglądać przerażająco! W sumie nie byłabym w stanie dźgnąć nim kogoś. Wooow, to by było dziwne. Idę na żywioł, a co. Raz się żyje.
Powoli, powoli ruszyłam maleńkim korytarzem w stronę pokoju chłopaka, który znajdował się na końcu naszego mieszkania. Podeszłam do drzwi i szybko pociągnęłam za klamkę. Po chwili byłam już w środku, na kanapie Kit'a siedziała dziewczyna. Tak...
- Co? Ale... Co?- stanęłam jak wryta.
- No cześć, kochanie!- dziewczyna zaczęła się śmiać.
- Caroline! Co ty tutaj robisz?- rzuciłam się na koleżankę.
- Zaczekaj, odłożę kubek.- powiedziała i mocno mnie przytuliła.- Jak to co? Twój braciszek mnie tutaj ściągnął, już jakiś czas chciał ci zrobić niespodziankę.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
- Bo wtedy to by nie była niespodzianka?- uśmiechnęła się.
- Długo jesteś?
- Przyjechałam zaraz po tym jak zasnęłaś. Więc Ashley, wiedząc, że mam przyjechać zaprowadził mnie tutaj. Byłam zmęczona to się położyłam.
- Skąd Ash wiedział?
- Twój kochany Kit mu powiedział, że przyjadę.
- Skąd Kit wiedział?
- Zadajesz dużo pytań. Od Fabiana. To on do mnie zadzwonił kilka dni temu.
- Nie wierzę, że zrobiliście coś takiego za moimi plecami!- przytuliłam się do dziewczyny.
- Dla ciebie wszytko.- zaśmiała się.- Słyszałam, że coś się tutaj działo, tak?
- Nic takiego.
- Nic takiego? Więc dlaczego Ashley z tobą siedział?
- No dobra, ktoś mnie "prześladuje" dzisiaj.
- Wiesz kto?
- Nie wiem. Mam nadzieję, że im się znudzi. Ty mnie przestraszyłaś! Myślałam, że dostali się do mieszkania.
- Wysłałam tego chłopaka do domu. Razem sobie jakoś poradzimy.- poklepała mnie po plecach.
- Tego chłopaka?
- No przecież wiem, że to Ash! Wiesz jak się zdziwiłam? Nadal nie przywykłam do tego, że mam koleżankę, która mieszka z Kit'em. I do tego Ashley... Zazdroszczę dziewczyno!
- Wiem, każda fanka zespołu mi zazdrości.
- Więc sama sobie zazdrościsz?
Trochę zamarłam. Wcale sobie nie zazdroszczę. Przywykłam do Kit'a ale na początku było różnie.
- Właściwie to nie.- pomyślałam, że będę szczera.- Nie jestem ich fanką. Nawet nie znałam chłopaków zanim przeniosłam się tutaj. Jesteś tak samo zdziwiona jak oni.- spojrzałam na minę Caroline.- Serio, nie wiedziałam kim jest Kit. Nie zrobił na mnie najlepszego wrażenia.- spuściłam głowę w dół.- Nie lubiliśmy się. Przynajmniej ja nie darzyłam go sympatią, potem miała miejsce ta feralna impreza.
- Jaka impreza?- przerwała mi.- Wskakuj do mnie i pogadamy.- złapała za kołdrę i uniosła ją. Położyłam się obok dziewczyny.
- Podczas tej imprezy pocałowałam Kit'a.
- Serio?
- No tak. Pokłóciłam się przez to z Dean'em i nie było kolorowo. Później poprawiły mi się kontakty z chłopakami. A teraz Tanton jest dla mnie drugim bratem.
- To niesamowite. Zaprzyjaźniłaś się ze wszystkimi z zespołu. Masz szczęście, dziewczyno.
- Wiem, wiem.- zaśmiałam się.- Chodź, idziemy coś zjeść.
***
*perspektywa Dean'a*
Bum.
Cisza.
Strach.
Pustka.
Nie ma nic.
Nic...
- Ocknij się, Dean!-krzyknął któryś z braci. Powoli otworzyłem oczy, już po chwili uderzyło w nie ostre światło. Co się dzieje?
- Dean! Żyjesz?
Nie wiem.
Wydaje mi się.... Że nie.
- Wstawaj! Co ci jest?- poczułem, że osoba, która mną potrząsa opada z sił. Jest delikatna, nie krzyczy, raczej prosi o jakikolwiek ruch z mojej strony.
- Zadzwońcie po pogotowie! Zróbcie coś.
- Nie.- szepnąłem ostatkiem sił i złapałam brata za rękę. A nie, to Kit. Poznaję. Tylko on nosi taką masę bransoletek na nadgarstku.
Po raz kolejny leżałem cicho. Leżałem, pojęcie względne. Nie wiem co teraz robię. Może siedzę. Wiem jedno, czuję się okropnie. Ból jest wszechobecny. W nogach, rękach, głowie.. Wszędzie. Boli jak cholera.
Serce chyba ucierpiało najbardziej. Tak, na jego miejscu czuję milion małych kawałków.
Ktokolwiek mi to zrobił.
Zabrał mi serce.
Proszę, oddaj.
Nie chcę umierać, nie teraz.
Błagam...
Czuję, że siły powracają. Jeszcze nie jestem gotowy na to, żeby otworzyć oczy. Jakieś dźwięki dochodzą do moich uszu ale chce je ignorować. Mam ochotę zostać sam. Idźcie sobie! Zostawcie mnie. Wszyscy.
Oni mnie nie słyszą. Krzyczę ale oni nie odpowiadają. Zwijam się z bólu ale oni nie widzą. Czuję się jak wrak człowieka, oni myślą, że zaraz wrócę...
Ktoś łapie mnie za dłoń. Całuje w czoło. Kim jesteś? Słyszę płacz. "Nie rób tego, kochanie"- mówię. Nikt mi nie odpowiada. "Nie płacz. Nic mi nie jest. Zaraz wstanę"- dodaję. Nadal cisza. "Dlaczego mnie nie słyszycie?"
"Wróć, Dean. Otwórz oczy... Oddychaj, błagam!"
"Jestem z wami. Możecie nazwać mnie aniołkiem."- mówię i uśmiecham się. Zaraz, zaraz. Dlaczego zaczynam płakać? Łzy spływają po moich skroniach. Nie mogę nad tym zapanować.
Tosia, Tosia! Chcę ją zobaczyć. Teraz, zaraz!
Chciałbym, żeby mi uwierzyli, żeby wiedzieli, że jestem wśród nich.
"Pomóż mi..."- szepczę.- "Nie mogę oddychać"
"Podejdź, nie bój się". Czuję ludzi wokół siebie. Tylko jedna osoba mnie dotyka. Upadam. Lecę w dół.
Dlaczego nikt nie potrafi mi pomóc? Gdzie jestem? Nikt mnie nie słyszy. Moje usta nie ruszają się, nie wydaje z siebie żadnego dźwięku, ale mówię. Wołam Cię! Odpowiedz. Ten jeden raz.
- Tosia.- tym razem powiedziałem głośno. "Głośno", ha! Zaledwie poruszyłem ustami ale wiem, że tym razem mnie słyszą.
- Ruszył się. Co powiedział?- ludzie dookoła zaczęli się przekrzykiwać. Przez pierwszy moment żałowałem, że w ogóle się odezwałem. Chciałbym się dowiedzieć co takiego się wydarzyło.
Mam wrażenie, że umieram. Umieram z miłości.
_______________________________________________
Jestem, cała i zdrowa
Od dziś nie będzie mnie na blogu przez jakiś czas więc zostawiam go Wam
Jeżeli będziecie chcieli - poczytacie. Jeżeli nie, to nie :)
Spodziewałam się większego odzwu pod ostatnim rozdziałem ale cóż ;)
Dziękuję za 24800 wyświetleń! Jesteście cudowni <3
Buziaczki, Patty :**