.

.

sobota, 22 marca 2014

Rozdział 30


*perspektywa Tosi* 

- Kolejny głuchy telefon...- chłopak siedział oparty o ścianę w przedpokoju. Chyba się nad czymś zastanawiał bo cały czas jego wzrok tkwił w jednym punkcie. 
- Proszę.- wręczyłam mu kubek herbaty i zajęłam miejsce obok. 
- Komuś naprawdę musi się nudzić.- poruszył przecząco głową.- Dlaczego ci to robią?- spojrzał na mnie. 
- Wiesz co? Jak się nad tym tak zastanawiam to myślę, że sobie na to zasłużyłam. 
- Jak to?- odparł zdziwiony. 
- Oj, Ash... Nie znasz mnie.- uśmiechnęłam się pod nosem. 
- Słyszałem, że dziś spędzamy ze sobą dużo czasu więc możesz mi powiedzieć wszystko.
- Wszystko? 
- Tak. 
- Nie mam o czym. 
- Każdy coś w sobie ma. 
- Nie ja. 
- Ty też. 
- Nie jestem dobra, wiesz? 
- Chłopaki mówią co innego, no może...- przerwał. Teraz to uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Dokończ, proszę.
- Nie. 
- Sean? Sean mówi o mnie źle?
- Może nie źle...- zaczął coś kręcić. 
- Nic nie mów.- szepnęłam.- Wiem jaka jestem i wiem za jaką ma mnie Sean. Tak to nawet ja siebie nie potępiam. 
Ukradkiem zauważyłam, że chłopak siedzi we mnie wpatrzony.
- Jesteś inna.- powiedział po chwili milczenia. 
- Dziwna? Odmienna? Wiem.- odparłam, chociaż nie miałam pojęcia o czym mówi. 
- Nie. Hmm..- odwrócił się. Jego wzrok utkwił w kubku pełnym herbaty. Mimo tego, że trzyma go od kilku minut jeszcze nie upił nawet najmniejszego łyka.- Jesteś okej. 
- Świetnie.- zaśmiałam się. 
- Nie jesteś taka za jaką ma cię Sean. Bałem się tu jechać. Myślałeś, że otworzy mi jakaś pyskata małolata.
- Taka też potrafię być ale nie gdy siedzę sama a dookoła słyszę jakieś dziwne dźwięki. 
- Jestem.
- Doceniam.- spojrzałam na chłopaka i położyłam głowę na jego ramieniu.

***


Uwielbiam ten moment, gdy wchodzę do pokoju i patrzę na moje łóżko. Łóżko, które tak naprawdę składa się ze starego materaca przykrytego jasnym prześcieradłem. Zazwyczaj jest tutaj ciemno. To akurat mi nie przeszkadza. Wprowadza taki nastrój, mogę się skoncentrować, poczytać. Niektórych może to przygnębiać. Podoba mi się tutaj? Nie... Ten pokój nie należy do mnie. Jeżeli chodzi o stan posiadania to owszem, jest mój, jednak za nic do mnie nie pasuje. Mimo to przywiązałam się do niego. Nie budzę się tutaj jak księżniczka, bardziej jak Kopciuszek w swoim brudnym fartuszku ale mam swój kąt, miejsce gdzie mogę się zamknąć i odpocząć.
Ogólnie to nie ma co narzekać, cieszę się, że w ogóle mam pokój, że mam Fabiana i Kit'a. To jest dla mnie najważniejsze. Bo należy się cieszyć tym co jest w tym domu. Być może nie ma tego dużo ale nie zamieniłabym chłopaków na żaden piękny pałac.
Ałł, bolą mnie plecy. Czy to coś nowego? Ha, nie. To sprawka mojego materaca, który prawdopodobnie przetrzymał na sobie kilka pokoleń. Jestem kolejnym ogniwem. Przynajmniej on się nie przywiązuje do ludzi, na bok sentymenty. Też zastanawiasz się czasem jak to jest żyć w bajce? Mieć wszystko czego się zapragnie? Hulaj dusza...
Po co wprowadzać ludzi w zakłopotanie? Chwalić się tym wszystkim i jeszcze mówić "Oj, nie przesadzaj. Ja bym tu jeszcze coś zmieniła. Nie podoba mi się." Jaki to miałoby sens? Lepiej powiedzieć: "zobacz jakie wisi tutaj piękne zdjęcie. Na nim jest wszystko czego potrzebuję do szczęścia".
Właściwie... Podoba mi się. Mam wszystko co mogłoby być potrzebne dziewczynie w moim wieku. Powietrze, przestrzeń, miejsce dla siebie. Coś co potrzebne jest każdemu. Hmm, dlaczego chłopaki nie żyją w przepychu? Przecież są w zespole, mają pieniądze. Co Kit tutaj jeszcze robi? Koncertują, mogliby wyjeżdżać na wakacje gdzie by chcieli. Żyć tak, jak żyją najlepsi. Więc co jest nie tak? Muszę z nim walczyć rano o łazienkę, która jest malutka, wspólna, o każdy kawałek zimnej pizzy, który zostaje w kuchni po ostatniej imprezie, o to kto posprząta, kto wyniesie śmieci. O wszystko musimy walczyć a może każdy z nas mógłby mieć tutaj wszystko swoje.
Co im nie wyszło? Czego mają mniej? Talentu? Nie sądzę, są świetni. Fanów? Wydaje mi się, że w tej sprawie nawet nie ma o czym dyskutować. Mają najlepszych fanów na świecie, sama widziałam.W czym są gorsi od innych sławnych? Ojj... Sławnych. Nienawidzę tego słowa. Tak samo jak gwiazd, celebrytów. Nie są przedmiotami, którymi można sterować. Dają coś od siebie, nie tylko twarzyczki do zdjęć i puste uśmiechy do fanów. Dają to co mają najlepszego w sobie.
Serce.
Tak, dają nam całe swoje serduszka, pełne miłości do nas i muzyki. Słucham? Jakich nas? No ładnie, mieszkaj z Kit'em, bądź z Dean'em i nie stań się fanem tego ROOM 78 czy 87. Ehh, nieważne. Przecież nikt nie powiedział, że muszę się nimi interesować.
Wracając do tematu, czy potrzeba mi więcej? Czy zasługuję na więcej? Pewnie nie. Mam to, co mam. Jeżeli będę miała mieć więcej to z radością to przyjmę. Jednak jest dobrze tak jak jest. Do czego może doprowadzić rozejrzenie się po pokoju i dotyk starego materaca, na którym spędzam właśnie czas.
Teraz należy wrócić do rzeczywistości, ocknąć się i złapać powietrza. No właśnie.. Co ja tutaj robię? Przecież siedziałam z Ash'em na korytarzu. Podniosłam się na łokciach, rozglądając dookoła. No tak, mój pokój.
- Dzień dobry.- otworzyły się drzwi a za nimi ujrzałam uśmiechniętego różowo-włosego... Co? Jak to dziwnie brzmi. No ale niech będzie. Powinnam się cieszyć, że nie ma morskiego koloru włosów...
- Cześć. Być może to dziwne pytanie ale co ja tutaj robię?
- Zasnęłaś na moim ramieniu. Mało co nie oparzyłaś się herbatą.
- Ojj, nieciekawie.
- A że jesteś leciutka to cię tu zaniosłem. Dobrze?
- Bardzo dobrze, gratuluję.- uśmiechnęłam się.- Która godzina?
- 17.48
- Już? No ładnie się zdrzemnęłam.
- Ogólnie była cisza. Tylko raz zadzwonił telefon, chyba się im znudziło szukanie ofiary.
- Znaleźli sobie łatwy cel.
- Z ciebie wcale nie jest taki łatwy cel. Słyszałem jak rozmawiasz z Sean'em. On nie jest prostym przeciwnikiem.
- Nikt nie jest prostym przeciwnikiem. Po prostu niektórzy dają za wygraną.
- A ty?
- Co ja?- spojrzałam na chłopaka.
- Zamierzasz się poddać?- usiadł na brzegu mojego łóżka.
- Hmm, poddać.- zastanowiłam się.- Przecież nie prowadzę z Sean'em jakiejś zaciętej walki. Nie lubimy się, to wszystko.- westchnęłam.
- Nie chcesz żeby było dobrze?
- A jest źle? Lubisz każdego kto chodzi po tym świecie?
- Zawsze znajdzie się ktoś kogo przynajmniej nie tolerujemy.
- Dokładnie! Tak jest między nami, nie tolerujemy się.
- Jesteś blisko z jego braćmi i przyjacielem.
- Więc wystarczy mi dwóch braci Lemon. Jak widzisz, nie potrzebuję dużo do szczęścia.
- A mimo to wiele dziewczyn ci zazdrości.
- Tobie pewnie też, znasz ich dłużej niż ja.
- Owszem. Bardzo ich lubię. Będę musiał wychodzić.- powiedział nagle.
- Nie możesz zostać?- odpowiedziałam przestraszona.
- Nie mogę. Przez ostatnią godzinę nic się nie działo więc nie masz się czego bać.
- A jeżeli wrócą?
- Nie wrócą.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Gdyby czegoś od ciebie chcieli to już dawno byś się dowiedziała czego. Chodź, zamkniesz za mną drzwi.- powiedział wstając z miejsca.- O której Fabian wraca?
- Nie wiem, pewnie po 21.
- Wytrzymasz, Tosia.
- Jakoś sobie poradzę. Dziękuję, że przyjechałeś.
- Nawet nie ma o czym mówić.
Ruszyłam z chłopakiem w stronę drzwi.
- Jeżeli coś by się działo to dzwoń, zapisałem ci numer na karteczce. Leży w kuchni. No uśmiechnij się trochę.- dodał radośniej.- Do zobaczenia, mam nadzieje.- dodał i wyszedł z mieszkania.- Zamknij za mną drzwi!- krzyknął.
Tak też zrobiłam.
Zmęczona usiadłam w kuchni. Tak, zmęczona. Po spaniu mam mniej energii niż przed nim. Wzięłam do ręki karteczkę, którą zostawił u nas Ashley. Całkiem miły chłopak.
Znowu... Tylko tym razem w mieszkaniu. Słyszę jakieś dziwne dźwięki dochodzące z pokoju Kit'a.
"Dziękuję Ash, że właśnie musiałeś wyjść!"- pomyślałam. Muszę przyznać, że zamiast się przestraszyć to bardziej poczułam złość, że zostawił mnie akurat w tym momencie. Skoro siedział cały czas w mieszkaniu to skąd te dźwięki w pokoju Kit'a?
Tym razem to sprawdzę, jeżeli ktoś tam jest to może nas okraść a potem mnie zabić. Albo odwrotnie, zależy jak będzie wolał. No dobra, wezmę coś z kuchni. Nóż? To może wyglądać przerażająco! W sumie nie byłabym w stanie dźgnąć nim kogoś. Wooow, to by było dziwne. Idę na żywioł, a co. Raz się żyje.
Powoli, powoli ruszyłam maleńkim korytarzem w stronę pokoju chłopaka, który znajdował się na końcu naszego mieszkania. Podeszłam do drzwi i szybko pociągnęłam za klamkę. Po chwili byłam już w środku, na kanapie Kit'a siedziała dziewczyna. Tak...


- Co? Ale... Co?- stanęłam jak wryta.
- No cześć, kochanie!- dziewczyna zaczęła się śmiać. 
- Caroline! Co ty tutaj robisz?- rzuciłam się na koleżankę.
- Zaczekaj, odłożę kubek.- powiedziała i mocno mnie przytuliła.- Jak to co? Twój braciszek mnie tutaj ściągnął, już jakiś czas chciał ci zrobić niespodziankę.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
- Bo wtedy to by nie była niespodzianka?- uśmiechnęła się.
- Długo jesteś? 
- Przyjechałam zaraz po tym jak zasnęłaś. Więc Ashley, wiedząc, że mam przyjechać zaprowadził mnie tutaj. Byłam zmęczona to się położyłam. 
- Skąd Ash wiedział? 
- Twój kochany Kit mu powiedział, że przyjadę. 
- Skąd Kit wiedział? 
- Zadajesz dużo pytań. Od Fabiana. To on do mnie zadzwonił kilka dni temu.
- Nie wierzę, że zrobiliście coś takiego za moimi plecami!- przytuliłam się do dziewczyny.
- Dla ciebie wszytko.- zaśmiała się.- Słyszałam, że coś się tutaj działo, tak? 
- Nic takiego.
- Nic takiego? Więc dlaczego Ashley z tobą siedział? 
- No dobra, ktoś mnie "prześladuje" dzisiaj. 
- Wiesz kto? 
- Nie wiem. Mam nadzieję, że im się znudzi. Ty mnie przestraszyłaś! Myślałam, że dostali się do mieszkania. 
- Wysłałam tego chłopaka do domu. Razem sobie jakoś poradzimy.- poklepała mnie po plecach. 
- Tego chłopaka? 
- No przecież wiem, że to Ash! Wiesz jak się zdziwiłam? Nadal nie przywykłam do tego, że mam koleżankę, która mieszka z Kit'em. I do tego Ashley... Zazdroszczę dziewczyno! 
- Wiem, każda fanka zespołu mi zazdrości. 
- Więc sama sobie zazdrościsz? 
Trochę zamarłam. Wcale sobie nie zazdroszczę. Przywykłam do Kit'a ale na początku było różnie. 
- Właściwie to nie.- pomyślałam, że będę szczera.- Nie jestem ich fanką. Nawet nie znałam chłopaków zanim przeniosłam się tutaj. Jesteś tak samo zdziwiona jak oni.- spojrzałam na minę Caroline.- Serio, nie wiedziałam kim jest Kit. Nie zrobił na mnie najlepszego wrażenia.- spuściłam głowę w dół.- Nie lubiliśmy się. Przynajmniej ja nie darzyłam go sympatią, potem miała miejsce ta feralna impreza.  
- Jaka impreza?- przerwała mi.- Wskakuj do mnie i pogadamy.- złapała za kołdrę i uniosła ją. Położyłam się obok dziewczyny. 
- Podczas tej imprezy pocałowałam Kit'a. 
- Serio? 
- No tak. Pokłóciłam się przez to z Dean'em i nie było kolorowo. Później poprawiły mi się kontakty z chłopakami. A teraz Tanton jest dla mnie drugim bratem. 
- To niesamowite. Zaprzyjaźniłaś się ze wszystkimi z zespołu. Masz szczęście, dziewczyno. 
- Wiem, wiem.- zaśmiałam się.- Chodź, idziemy coś zjeść.

***

*perspektywa Dean'a*

Czuję, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Za 15 minut wchodzimy na scenę a ja nawet nie wiem w jakim mieście się znajdujemy. Chłopaki siedzą obok mnie. Mam wrażenie, że są z innego świata. Jestem w zamkniętej bańce, która zaraz pęknie.
Bum.
Cisza.
Strach.
Pustka.
Nie ma nic.
Nic...

- Ocknij się, Dean!-krzyknął któryś z braci. Powoli otworzyłem oczy, już po chwili uderzyło w nie ostre światło. Co się dzieje?
- Dean! Żyjesz?
Nie wiem.
Wydaje mi się.... Że nie.
- Wstawaj! Co ci jest?- poczułem, że osoba, która mną potrząsa opada z sił. Jest delikatna, nie krzyczy, raczej prosi o jakikolwiek ruch z mojej strony.
- Zadzwońcie po pogotowie! Zróbcie coś.
- Nie.- szepnąłem ostatkiem sił i złapałam brata za rękę. A nie, to Kit. Poznaję. Tylko on nosi taką masę bransoletek na nadgarstku.
Po raz kolejny leżałem cicho. Leżałem, pojęcie względne. Nie wiem co teraz robię. Może siedzę. Wiem jedno, czuję się okropnie. Ból jest wszechobecny. W nogach, rękach, głowie.. Wszędzie. Boli jak cholera.
Serce chyba ucierpiało najbardziej. Tak, na jego miejscu czuję milion małych kawałków.
Ktokolwiek mi to zrobił.
Zabrał mi serce.
Proszę, oddaj.
Nie chcę umierać, nie teraz.
Błagam...

Czuję, że siły powracają. Jeszcze nie jestem gotowy na to, żeby otworzyć oczy. Jakieś dźwięki dochodzą do moich uszu ale chce je ignorować. Mam ochotę zostać sam. Idźcie sobie! Zostawcie mnie. Wszyscy.

Oni mnie nie słyszą. Krzyczę ale oni nie odpowiadają. Zwijam się z bólu ale oni nie widzą. Czuję się jak wrak człowieka, oni myślą, że zaraz wrócę...

Ktoś łapie mnie za dłoń. Całuje w czoło. Kim jesteś? Słyszę płacz. "Nie rób tego, kochanie"- mówię. Nikt mi nie odpowiada. "Nie płacz. Nic mi nie jest. Zaraz wstanę"- dodaję. Nadal cisza. "Dlaczego mnie nie słyszycie?"
"Wróć, Dean. Otwórz oczy... Oddychaj, błagam!"
"Jestem z wami. Możecie nazwać mnie aniołkiem."- mówię i uśmiecham się. Zaraz, zaraz. Dlaczego zaczynam płakać? Łzy spływają po moich skroniach. Nie mogę nad tym zapanować.
Tosia, Tosia! Chcę ją zobaczyć. Teraz, zaraz!
Chciałbym, żeby mi uwierzyli, żeby wiedzieli, że jestem wśród nich.
"Pomóż mi..."- szepczę.- "Nie mogę oddychać"

"Podejdź, nie bój się". Czuję ludzi wokół siebie. Tylko jedna osoba mnie dotyka. Upadam. Lecę w dół.
Dlaczego nikt nie potrafi mi pomóc? Gdzie jestem? Nikt mnie nie słyszy. Moje usta nie ruszają się, nie wydaje z siebie żadnego dźwięku, ale mówię. Wołam Cię! Odpowiedz. Ten jeden raz.
- Tosia.- tym razem powiedziałem głośno. "Głośno", ha! Zaledwie poruszyłem ustami ale wiem, że tym razem mnie słyszą.
- Ruszył się. Co powiedział?- ludzie dookoła zaczęli się przekrzykiwać. Przez pierwszy moment żałowałem, że w ogóle się odezwałem. Chciałbym się dowiedzieć co takiego się wydarzyło.
Mam wrażenie, że umieram. Umieram z miłości.
_______________________________________________

Jestem, cała i zdrowa
Od dziś nie będzie mnie na blogu przez jakiś czas więc zostawiam go Wam
Jeżeli będziecie chcieli - poczytacie. Jeżeli nie, to nie :)
Spodziewałam się większego odzwu pod ostatnim rozdziałem ale cóż ;)
Dziękuję za 24800 wyświetleń! Jesteście cudowni <3


Buziaczki, Patty :**

niedziela, 9 marca 2014

Rozdział 29


*perspektywa Tosi*

- O czym chcesz porozmawiać?- zapytał podejrzliwie.
 Usiadłam na krześle naprzeciwko niego. Lubiłam naszą kuchnię. Jedyne pomieszczenie, zaraz po moim pokoju, które mi się podoba.
- Chcę do Caroline.- zrobiłam smutną minkę.
- Kogo?- zdziwił się.
- Ta blondynka z którą byliśmy na koncercie.
- Aaa! Caroline, trzeba było tak od razu.- uśmiechnął się.
- To znaczy, że się zgadzasz?- aż wstrzymałam oddech.
- Na co?
- Żebym ją odwiedziła.
- Wiesz, że nie mam nic przeciwko...
- Czyli mogę do niej jechać?- niecierpliwie poruszyłam się na krześle.
- Musiałbym porozmawiać z jej rodzicami i w ogóle.
- Ale tak serio, serio?- klasnęłam w dłonie.
- Jeszcze nic nie powiedziałem.
Niby nic ale ja już rzuciłam się na chłopaka.
- Jesteś najlepszym bratem! Lepszego nawet sobie nie wyobrażam.
- Oj Tośka, co ja z Tobą mam?- uścisnął mnie.
- Dlaczego na mnie nie krzyczysz?
- Dlaczego miałbym krzyczeć?
- Że sobie wymyślam, że jestem młoda i inne dziwne rzeczy.
- Właśnie tak uważam. Jednak nie mogę ci zabronić spotykania się z przyjaciółmi.
- Wiesz gdzie mieszka Caroline?
- A ty nie wiesz?
- Mówiła, że daleko.- posmutniałam.
- Wiesz, że jeżeli będzie daleko to nie mogę się na to zgodzić.
- Mogę zadzwonić do Caro i spytać?
- No dobrze, zaczekam.
- A jaki mam zakres czasu? Jak długo mogę do niej jechać lub lecieć?
- Tosia... Zadzwoń to zobaczymy.
- Mniej więcej.
- Jeżeli samolotem będzie mniej niż dwie godziny to możesz lecieć.
Pośpiesznie wyciągnęłam telefon z kieszeni i zaczęłam szukać numeru Caroline.

  • Caroline! Jeżeli polecę do ciebie samolotem to ile czasu mi to zajmie? 
  • Ja ostatnio leciałam godzinę i dwadzieścia minut. 
  • Ratujesz mi życie dziewczyno!- powiedziałam podekscytowana. 
  • Czyli się zgodził?- jej głos również zmienił ton. 
  • Jeszcze nie ale wszystko jest na dobrej drodze. 
  • Namów go! Koniecznie. 
Rozłączyłam się i uradowana spojrzałam na Fabiana.
- Godzina i dwadzieścia minut.
- Kurcze. Mogłem powiedzieć, że masz godzinę.
- Ale Fabian... Ja naprawdę bardzo chce do niej jechać.
- Rozumiem ale postaw się w mojej sytuacji. Bardzo się o ciebie martwię. Jesteś moją jedyną siostrzyczką, moim oczkiem w głowie. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało.
- Obiecuję, że nic się nie wydarzy.
- Nie wiesz tego.
- Chcesz mnie całe życie trzymać w domu?
- Dobrze, Tosia. Pozwolę ci jechać.- westchnął.
- Ale?
- Ale najpierw chcę porozmawiać z rodzicami Caroline. Podasz mi wieczorem numer? Zaraz muszę wychodzić do pracy.
- Oczywiście.
- Trzymaj się malutka.- pocałował mnie w czoło.
- Dziękuję.
- Podziękujesz mi wieczorem. Zobaczymy co na to rodzice Caroline.

"Wstępnie się zgodził! Jest nadzieja :)"

Napisałam do dziewczyny i ruszyłam do pokoju.

"A nie mówiłam? Teraz tylko czekać aż zobaczę cię na lotnisku!"

Stęskniłam się za nią. Serio, bardzo mi jej brakuje. To dziwne bo nie spędziłyśmy ze sobą dużo czasu. Czyżby koncerty tak łączyły ludzi? A może to ten zespół?

*perspektywa Dena'a*

- Odezwiesz się w końcu czy będziesz tak siedział przez całą drogę?- Sean ściągnął mi słuchawki z uszu i rzucił je na wolne miejsce obok.
- Chcesz usłyszeć coś konkretnego?
- Nie. Po prostu masz z nami porozmawiać. Nie będziesz tak siedział przez cały czas. Na koncertach też zamierzasz mieć taką minę? Uważaj bo fani mogą zacząć uciekać.
- I dobrze.
- Dobrze? No ta ja już nie mam nic do powiedzenia.- chłopak odwrócił się do mnie tyłem. Powiem szczerze, że mało mnie interesowało czy będę z nimi rozmawiał czy słuchał muzyki.
- Ej...- Kit przesunął się na miejsce obok mnie.- Co jest?
- Dlaczego nagle wszyscy chcecie ze mną rozmawiać?- szepnąłem.
- Może dlatego, że wiem w jakiej jesteś sytuacji?- spojrzał na mnie z politowaniem. Litość to ostatnie czego od nich oczekuję. Chociaż ma rację, prawdopodobnie wie jak się teraz czuję.
- Jest dobrze.- wymusiłem uśmiech na swojej twarzy. Chłopak zrobił to samo, odwracając głowę w drugą stronę. Po chwili znowu na mnie spojrzał, jego mina spoważniała.
- Kłamiesz.- powiedział stanowczo.
Przyjaciele, nic nie ukryjesz.
- Nawet jeśli, to nie mam zamiaru o tym teraz rozmawiać.
- Później?
- Później.

*perspektywa Tosi*

Co może się stać? Bez przesady, jestem prawie dorosła więc chyba mogę odwiedzić koleżankę. Nie mam pojęcia jacy są jej rodzice, czy ma rodzeństwo, nie wiem o niej prawie nic. Oprócz tego, że ma na imię Caroline, ma 17 i uwielbia chłopaków z zespołu. Jednak wiem, że załapałyśmy dobry kontakt, rozumiemy się i jakoś powinniśmy to podtrzymać. No dobra... Muszę zorientować się czy dostanę jeszcze jakiś bilet. Fabian się jeszcze nie zgodził ale wydaje mi się, że dziś wieczorem wszystko będzie jasne. W sumie cieszę się, że wpadłam na pomysł z tym wyjazdem. Staram się nie myśleć o Dean'ie. Może to głupie ale tak jest lepiej. Czuję, że on też w jakiś sposób odczuwa mój brak. Niech nie cierpi. Jeżeli to robi, to pewnie za nas oboje.
Usłyszałam dźwięk telefonu. Stanęłam w przedpokoju i odebrałam.
- Słucham?- zapytałam. Odpowiedziała mi cisza.- Kto mówi?- nic. Zaczekałam jeszcze kilka sekund i wróciłam do pokoju.
Znowu!
Cholera, co to ma być?
Odebrałam.
Cisza.
To samo było przy trzech kolejnych telefonach.
Pytam grzecznie, co to ma znaczyć?
Zaniepokojona wróciłam do pokoju.
Kolejny raz to samo.
Nie, tym razem się stąd nie ruszam.
Przyznam , że dziwnie się czuję. W pomieszczeniu dzwoni telefon a ja boję się do niego podejść. Pewnie jakieś dzieciaki się wygłupiają.
Ktoś zapukał do drzwi.
Ej... To już nie jest śmieszne. Teraz zaczęłam się bać. Spokojnie Tośka, jest po godzinie 14... Nic nie może się stać. Fabian wróci późno, jeżeli oni wrócą wieczorem? Mogę nie wytrzymać. Kto to może być?
Dobra... Rozejrzałam się po pokoju i wstałam z miejsca. Przez chwilę stałam w bezruchu, potem ruszyłam w stronę drzwi. Niby przez ostatnią minutę była cisza ale może lepiej to sprawdzę?
Ktoś zapukał!
Uciekłam tak szybko, że nawet nie zorientowałam się kiedy leżałam w łóżku zakryta kocem. Brawo Tosia. Było tak blisko. Niech on sobie już idzie. Muszę cię czymś zająć...

  • Cześć kochanie.- szepnęłam. 
  • Tosia? Coś się stało?- odparł zdziwiony głos. No tak, bo ja zawsze dzwonię jak czegoś chcę. 
  • Nie, wszystko jest w porządku. 
  • Więc?
  • Ktoś do mnie dzwoni, jak odbiorę to się nie odzywa a teraz ktoś puka.- powiedziałam na jednym wdechu.
  • Jesteś sama?- zapytał zaniepokojony. 
  • Tak 
  • Niedobrze. Mam po kogoś zadzwonić?
  • Po kogo? 
  • No nie wiem. Wiem! Może Ashley by przyszedł. Dzwoniłaś do Davida? Może ma czas.
  • Jego dziewczyna mnie nie lubi, mówiąc delikatnie. Nie chce jej bardziej denerwować.- powiedziałam a nasz telefon znowu zaczął dzwonić.- Ja naprawdę się boję, Dean. Znowu ktoś dzwoni.- dodałam. 
  • Odbierz.
  • Zwariowałeś? 
  • Odbierz.- niechętnie przystałam na jego propozycję i powolnym krokiem ruszyłam w stronę. Przyłożyłam słuchawkę do ucha... Nic oprócz czyjegoś cichego oddechu.- Możesz mi powiedzieć kim jesteś?- szepnęłam do słuchawki. Po raz kolejny nikt się nie odezwał.
  • Słyszysz Dean? Ja zaraz zwariuję!- niemal rzuciłam słuchawką. Czułam się jak jakaś desperatka. Mam wrażenie, że ktoś cały czas mnie obserwuje. 
  • Tośka?- usłyszałam znajomy głos w telefonie.- Co się tam dzieje? 
  • Skąd mam wiedzieć? Pewnie jakieś twoje fanki się wygłupiają!- krzyknęłam na Kit'a, który teraz jakimś cudem miał telefon mojego chłopaka.
  • Moje fanki nigdy nie przychodziły do naszego domu i nie dzwoniły.- oburzył się.- Dlaczego miałyby to robić teraz, gdy mnie nie ma. Pomyśl trochę.- w sumie ma rację.- Nie mów tak do niej.- powiedział Dean. Na chwilę zapanowała cisza. 
  • Nie wiem co mam robić, Kit. Ktoś cały czas puka do drzwi.
  • Dean, niech Ashley do niej przyjdzie. Dzwoń! Tośka, muszę się rozłączyć. Dzwonimy po Ash'a. 
  • No dobrze.- szepnęłam. 
  • Zaraz u ciebie będzie. Nie otwieraj nikomu, jasne? 
  • Wiem, Kit.
  • Martwię się. Damy ci znać jak Ash będzie przed drzwiami. Jemu musisz otworzyć.
Rozłączyłam się i zamknęłam w łazience. Niby to głupie ale tylko tutaj nie ma okna, co nie sprawiło, że czuję się bezpiecznie. Nie wiem ile będę tutaj siedzieć ale na pewno nie wyjdę zanim przyjdzie Ashley. W ogóle kto to jest? Zaraz... Chyba kojarzę go z koncertu. Krzyczałyśmy do niego z Caroline. Tak, to prawdopodobnie był on. Nerwowo stukałam paznokciami w kremowe kafelki, położone na podłodze. A w głowie cały czas jedna i ta sama myśl. Kto zaczął uprzykrzać mi życie? Chyba, że za cel obrał sobie Kit'a lub Fabian. Wcześniej nic takiego nie miało miejsca. Jak ten czas się niemiłosiernie dłuży. Ash, możesz już przyjść? Po kilku minutach bezsensownych rozmyśleń, mój telefon zaczął dzwonić. 
  • Żyjesz? 
  • Śmieszne, Dean. 
  • Nie o to chodziło.- westchnął.- Jesteś cała? 
  • A jaka mam być? 
  • Ashley zaraz będzie. Gdzie jesteś? 
  • W łazience.- usłyszałam głośny śmiech Sean'a.- No co? Śmieszna jest. W domu to bez kija nie podchodź a teraz się telefonu boi. W sumie jakoś mnie to nie obchodzi. Pomagajcie swojej sierotce.- powiedział. Kolejny który nazywa mnie sierotą a za każdym razem boli tak samo.- Sean!- krzyknęli niemal chórem.
  • Ma racje, jestem sierotą.- ktoś zapukał do drzwi. 
  • Dobra, Ashley do mnie napisał, to napewno on.- skomentował Kieran.
  • Jesteście pewni?- zapytałam wychodząc z łazienki.
  • Tak. 
  • To miłej podróży, posiedzę z nim.
  • Trzymaj się i jeżeli coś się będzie działo to zaraz dzwoń. 
  • Pewnie.
Ruszyłam w stronę drzwi. A jeżeli tam nie będzie tego chłopaka? Mam wrażenie, że ktoś mnie zaatakuje. Zatrzymałam się i nasłuchiwałam. 
- Tośka, chłopaki po mnie dzwonili. Otworzysz?- usłyszałam. Bo ja wiem czy to ten różowy?
- To ja, Ashley.- no dobra, niby teraz wszystko jest pewne. Powoli przekręciłam klucz w zamku i wychyliłam się, żeby zobaczyć kto stoi na zewnątrz. Zaraz ujrzałam jasne oczy spoglądające na mnie spod jasnoróżowej grzywki.- Jestem prawdziwy.- uśmiechnął się szeroko. Niemal wciągnęłam chłopaka do mieszkania, łapiąc jego nadgarstek. Zaraz zakluczyłam drzwi i mocno go przytuliłam. 
- Dziękuję, że jesteś. 
- Woow, tego się nie spodziewałem. W sumie widzimy się drugi raz w życiu, no może trzeci. Rozmawiamy pierwszy ale za to przywitanie masz plusa.- położył dłonie na moich plecach.- Już dobrze? No, no. Oddychaj. Masz obok silnego mężczyznę, obronię cię przed każdym!
- Masz różowe włosy.- delikatnie się zaśmiałam. 
- Co w związku z tym? 
- Nic, to bardzo męskie. 
- Tak? 
Pokiwałam przecząco głowo. Chłopak nie wziął tego do siebie, na szczęście. 
- Wejdziesz?
- Mam inne wyjście? 
- Masz ale wolałabym, żebyś został. 
- Po to tutaj jestem.
Złapałam chłopaka za rękę i zaprowadziłam do salonu.
- Napijesz się czegoś?- w tej chwili znowu usłyszeliśmy dźwięk telefonu. Zdezorientowana spojrzałam w jego stronę. 
- Tam?- kiwnął w stronę przedpokoju.
- Tak. 
Chłopak spokojnie ruszył się z miejsca i odebrał. 
- Słucham? 
Przyglądałam mu się ze strachem w oczach i zainteresowaniem jednocześnie. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, cały czas to samo opanowanie. Podniósł głowę i spojrzał na mnie. 
- Cisza.- szepnął.- Zaczekaj tutaj.- dodał i zaraz zniknął za drzwiami wyjściowymi. Usiadłam na kanapie a chłopak po minucie znalazł się obok mnie.
- Widziałeś kogoś? 
- Nikogo nie było. Jak wchodziłem do Ciebie jakiś czas temu to tylko usłyszałem "ktoś idzie" i tupot stóp.
- Czyli było więcej osób? 
- Tośka, nie wiemy czy oni byli pod twoim mieszkaniem. Może ktoś szedł do góry? 
- Po co by ogłaszał wszem i wobec, że ktoś idzie?- odparłam zdziwiona. Może Ash jest odważny, dzielny ale jednak niedomyślny. 
- Nie ma co gdybać. Jeżeli coś się będzie działo to nie jesteś sama.- szeroko się do mnie uśmiechnął. 
Tak... Na ustach uśmiech ale te jego przepiękne niebieskie tęczówki pokazują, że sam nie czuje się bezpieczny. 

*perspektywa Dean'a* 

- Mogłem zostać.- zacząłem. 
- I co? Siedziałbyś z nią w łazience?- prychnął Sean. 
- Mógłbyś przynajmniej siedzieć cicho? Jeżeli cię to nie obchodzi to się nie wtrącaj.- naskoczyłem na niego.
- Fabian ma wyłączony telefon.- powiedział Kit.
- Nie dziwię się, że Tosia się boi. Siedzi tam sama, moja malutka.
- Jezu...- szepnął Sean.- Niedobrze mi jak tak mówisz.
- Zostaw go.- Kieran zmierzył go złowrogim spojrzeniem. Pierwszy raz mam wrażenie, że stoi po mojej stronie. Niby lubi Tosię ale zawsze jest neutralny, tylko "nie przejmuj się nim".
- Myślisz, że ja się o nią nie boję? To jest moja mała siostrzyczka.- skomentował Kit.
- Kolejny psycho. 
- Skończ.- skarcił mojego brata. 
- A co jeżeli to gwałciciel?- rzucił najstarszy. 
- Możesz przestać? 
- Pytam całkiem serio... Wiesz, nie ukrywam, że ta twoja no ta.... dziewczyna, do najbrzydszych nie należy. Może się zainteresował.
- Nie mów tak!- krzyknąłem. 
- No właśnie, tego, że przez nią się kłócimy tu już nie widzicie? Cała trójka zapatrzona w swoją świętą Tosię!
- Co? 
- Nie da się z wami porozmawiać o niczym innym. W kółko tylko Tosia to Tosia tamto. 
- Nie użalaj się tak nad sobą. Nie widzisz, że coś się dzieje w mieszkaniu? 
- Łaskawie skończ się czepiać i zajmij swoimi sprawami. 
- Wy chyba macie mało problemów bo zajmujecie się jakimiś błahostkami. 
- Błahostkami? 
- Ile razy u nas dzwonił telefon? Nikt nie robił z tego takiej afery. Na policje mieliście zadzwonić, niech ktoś ją broni. Przecież potrzebuje ochroniarza. Wynajmijcie kogoś. 
- Zaczynasz mnie denerwować.- wysyczałem przez zęby.
- Jak ty mnie od czasu kiedy się z nią spotykasz.- spojrzał na mnie. Tym razem oczy Sean'a nie wyrażały takiej niechęci i obrazy na cały świat. Raczej zawód. Tak, mam wrażenie, że się na mnie zawiódł. 
___________________________________________________________

Cześć Miśki :)
Jak tam mija weekend? Piękna pogoda, aż chce się żyć ;)
Co do kolejnych rozdziałów, mogę powiedzieć, że wydarzy się coś czego raczej się nie spodziewacie i bynajmniej nie będzie to miłe. Jak myślicie, o co chodzi? Jakieś pomysły :)
Miłego czytania <33