.

.

poniedziałek, 7 września 2015

Rozdział *50*


*Tosia*

- Fabian zostaw te walizki!- krzyczałam, ale chłopak był głuchy na moje prośby.
- Nie dotykaj mnie, zostań ze swoim chłoptasiem. Myślę, że on jako odpowiedzialny mężczyzna i głowa waszej dwuosobowej, patologicznej rodziny będzie w stanie zapewnić wam życie na godziwym poziomie. Nie chce dostawać od ciebie telefonów, że potrzebujesz pomocy. Zbyt długo byłem tylko dla ciebie. W wieku 19 lat nie jesteś w stanie zrobić nic sama. Brałem na swoje barki zło czyhające na mnie i na ciebie. Już więcej tego nie zniosę, każdy ma swoje granice. Ty moje przekroczyłaś jakieś trzy miesiące temu jak po raz pierwszy opuściłaś jego pokój półnaga.- powiedział. Szybkimi ruchami pakował walizkę. Jedna czekała na niego w korytarzu spakowana.- Jeżeli byłaś taka odważna w mowie to wychowaj teraz siebie a potem jego.
- Nie bądź dla mnie taki.- szepnęłam.
- Wynoszę się z tego burdelu. To jest kurwa burdel na kółkach.
Przez zapłakane oczy widziałam jak ciągnie za sobą walizki w stronę wyjścia.
- Może kiedyś zrozumiesz jak miałaś ze mną dobrze i jak wiele osób mogło ci tego zazdrościć.
- Fabian, ale ja już to zrozumiałam.- wybiegłam za bratem.
- Nie potrafisz docenić tego jak masz dobrze. Ja w życiu poprosiłem cię tylko o jedną rzecz. Jedną, rozumiesz? O to, żebyśmy tutaj przyjechali, żeby łatwiej było mi ciebie utrzymać a przy okazji rozwinąć skrzydła. I wiesz co? To była najgorsza decyzja mojego życia. Nie powinienem ci nawet mówić o tym miejscu, niewdzięcznico.
- Wybacz mi! Błagam. Byłam pewna, że nigdy mnie nie zostawisz.
- Tak?- odwrócił się do mnie przodem i odgarnął swoje włosy z czoła.- Też byłem tego pewien. Dałbym sobie za ciebie kończyny poodcinać, a ty się odpłacasz kochaniem tego palanta. To jeszcze bym zdzierżył, ale fakt, że teraz do utrzymania mam dwie osoby w tym jedną uzależnioną od papierosów, piwska i pizzy jest nie do zniesienia. Myślisz, że ja całe życie będę takim młodym koniem, który idzie z pługiem, że aż ziemia piszczy? Nie, moje zdrowie i siły też się skończył, ale to mnie odróżnia od was. Ja korzystam ze swojego najlepszego czasu, kiedy mogę coś osiągnąć, pokazać się światu i przede wszystkim być niezależnym. Nie tylko finansowo, ale ogólnie. W każdej dziedzinie mogę sobie zaufać i podlegać. Jeżeli chcesz to mogę kiedyś zadzwonić. Tyle jestem w stanie dla ciebie zrobić, a teraz wychodzę. Jak twój przydupas wróci do domu to serdecznie go ode mnie pozdrów środkowym palcem. Mam nadzieję, że twoja gra w życie nie zakończy się na tym etapie. Cześć Tosia, nadal trzymam za ciebie kciuki.- pocałował mnie w czoło. Przycisnęłam go do siebie licząc na to, że się nie uwolni.
- Nawet nie próbuj, nie masz takiej możliwości. Wszystkie dawane tobie szanse zmarnowałaś. Mówiłem, miarka się przebrała, nie będę wiecznie na ciebie czekać.
- Błagam o ostatnią...
- Ostatnia była trzy szanse temu.- dodał trzaskając drzwiami.

****

Mój stan psychiczny z reguły nie pozwala mi na poradzenie sobie z takimi sytuacjami.
- Antonina, nie uwierzysz! Chyba się powieszę.- usłyszałam głos Kita na korytarzu.
- Uwierz mi, że też mi to dzisiaj przeszło przez głowę.
- Mam największego pecha na świecie! Zaraz ktoś zginie z moich rąk. Przysięgam!
- Jeżeli chcesz to jestem u siebie, całkiem niezłe wyjście.
- Spójrz na to...- słyszałam, że chłopak zbliża się do mojego pokoju. Siedziałam na łóżku i czekałam aż pojawi się w drzwiach. Tak... No i się pojawił. Z nosidełkiem w ręku.
- Weź to ode mnie bo mnie szlak jasny strzeli!- krzyknął kładąc je na miejscu obok. W tym momencie zrobiłam oczy jak 5 złotych.
- Kit, ale to jest dziecko.
- No żeś Amerykę odkryła Antonina.- złapał się za głowę. Jego oddech był tak szybki, że zaczęłam się zastanawiać czy to normalne. Chociaż co w naszej obecnej sytuacji jest normalne?
- Zabrałeś je komuś czy pożyczyłeś?
Chłopak odwrócił się do mnie przodem i spojrzał ze zdziwieniem.
- A jesteś głupia czy głupia? Tak, pożyczyłem sobie dzidzie, wiesz? Szła sobie pani z wózkiem przed domem to sobie myślę "O, dziecko. W sumie zabrałbym je sobie. Mam tyle wolnego czasu, że aż miło będzie się nim zająć". Jesteś kaleką umysłowym. Aaa... Dostaliśmy do niego wózek, stoi w korytarzu. Ciężko by było to wyprowadzać bez wózka.
- To dziecko, a nie jakaś rzecz, więc nie mów o tym "to". Tanton, od początku. Skąd to dziecko się tutaj wzięło?
- Wyobraź sobie, że wracam do domu a to leży na wycieraczce. Stoi, bo w wózku.
- Dziecko.
- Co?
- Nie mów o tym TO COŚ.
- Czepiasz się najmniej istotnej rzeczy.
- Kontynuuj.- powiedziałam spoglądając na osóbkę. Wyjęłam dziecko i położyłam na łóżku. Nie wyglądało na noworodka, ale z drugiej strony na pewno nie skończyło roku.
- Więc widzę ten wózek i słyszę jak ktoś biegnie do góry. Wiedziałem, że to jego sprawka więc puściłem się za nim w długą.- zaczął wymachiwać rękami gestykulując mi wszystko.- Wbiegłem na ostatnie piętro ale nikogo tam nie było. Potem usłyszałem kroki na dół, ale wybiegając z kamienicy widziałem tyle osób, że nie zdołałem ocenić kogo jest dziecko. W drodze do góry bystrzak musiał schować się za jakimś rogiem i wykorzystać moją nieuwagę.
- I co było potem, mów dalej?
- A tak w ogóle gdzie jest Fabian?- zapytał zdezorientowany. Hmm, że taka nagła zmiana tematu.
- Wyprowadził się.
- Aaa.- odparł spokojnie.- No i idę do tego dziecka, patrzymy na siebie a ja pustka w głowie. Nie wiem czy podstawić je sąsiadce, czy wyprowadzić przez kamienicę, czy zabrać, no nic nie wiem! Aż potem zobaczyłem to...- powiedział zaciskając zęby. W dłoni zaczął obrać małą, żółtą karteczkę.
- Możesz mi przeczytać co jest tam napisane?- pytałam zaciekawiona.
- Wolę zacytować bo to przekracza ludzkie granice. "Cześć Kit"... rozumiesz, ktoś miał czelność się ze mną witać! Przynajmniej wiem, że to dziecko nie było pod moimi drzwiami przypadkiem. "Mam dla ciebie niespodziankę...". Wiesz Antonina, ktoś uznał, że ja kocham niespodzianki.
Kit stwierdził, że chce cytować a mimo to po każdym zdaniu wtrącał coś od siebie. Wyglądało to nieco komicznie.
- "6 miesięcy temu zostałeś ojcem." ooo, to mi nowina! Słyszysz, jestem tatusiem tego przeuroczego brzdąca z wycieraczki! "Jestem zmęczona, więc chcę żebyś przez jakiś czas się nim zajął. Nie będzie to długi okres, ale masz go pilnować jak oczka w głowie" Ta, a ja go chciałem podstawić sąsiadce pod drzwi. "Dawałam ci wskazówki, miałam nadzieję, że się domyślisz kim jestem. Pewnie wiedziałeś. Tak to ja, Natalie. Wróciłam i teraz będę nieodzowną częścią Twojego życia. Coś nas jednak łączy :)" ... Jeszcze musiała wstawić ten okropny uśmiech!
- To ty czepiasz się najmniej istotnych rzeczy.- skomentowałam przypominając sobie o jego wcześniejszych słowach.
- Ale spójrz na to!- dodał siadając obok.- Ups, przepraszam dziecko.- odsunął jego nogę.- Myślisz, że coś mu się stało?
- Usiadłeś dupskiem na jego nóżkę?!
- Tak bym tego nie nazwał, lekko się otarłem. Jest na miejscu.- zaczął nią machać.- Więc wszystko chyba w porządku.
- Kit!
- W skrócie napisała, że to moje dziecko, mam się nim zająć, zmieniać mu pampersy i oglądać z nim mecze.
- Napisała tak?
- Nie, ale dopóki nie odcięli nam kablówki to chcę to wykorzystać, nawet z tym... no dzieckiem na rękach. Czy na czym się tam trzyma dzieci.
- Na kolanach.
- Na kolanach to ja kiedyś ciebie... a z resztą, mało ważna rzecz, uśmiechnął się.- Plan jet prosty. Ja idę do pracy, ty zostajesz z dzieciakiem, ode mnie nie dostaniesz ani grosza, ale on z głodu umrzeć nie może. Mój błąd życiowy czyli Natalie by mi tego nie wybaczył. Zaraz jak to przeczytałem zadzwoniłem do kumpla, pracę mam od zaraz. W sensie od za dwa dni.
- To nie jest zaraz, to za dwa dni. Do tego czasu musisz sobie radzić.
- Będę miał tygodniówki, więc dam radę.
- Co będziesz robił?
- Nie interesuj się, mogę nawet kebaby oporządzać. A, ma na imię Tom. Banalne, wymyśliłbym coś lepszego. No nie Harry...- znowu zaczął bawić się nóżkami chłopca, tym razem delikatnie.
- Nie będziesz tak do niego mówił, prawda?
- Zobacz Harry, ona ma z tym problem.- zabrał dziecko w stronę wyjścia.
- Kit...
- Zamknij się niewiasto, Harry jest głodny.
- Tanton!
- Tom Tanton a Harry Tanton? Widzisz różnicę?- spojrzał na mnie zdziwiony.- Rodzina tego z 1D będzie nam zazdrościć juniora!
- Najpierw idź się nim zajmij.
- Jestem na etapie trzymania go na rękach....
- Będzie ci teraz bardzo ciężko.
- Myślisz, że nie wiem? Próbując obrócić tę sytuację w żart nie sprawię, że stanie się ona snem. A chciałbym.- szepnął i opuścił pokój.

_______________________________________________

HEEEJ! Na wstępnie proszę o dystans i przymrużenie oka :) Tak postanowiłam, więc tak akcja się potoczyła :) Rozdział pisany z dozą sarkazmu i humoru, więc mam nadzieję, że się spodoba! :) POPROSZĘ O REKORDOWĄ LICZBĘ KOMENTARZY!
Całuję :**

Facebook: Patrycja Bucław
Ask: roomies1
Instagram: patty.b96
Snap: patty.b96