.

.

sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 44

*Tosia*

- Musiałeś mu tak powiedzieć? Naprawdę nie było żadnych delikatniejszych słów, które wzmocniłyby twoją pozycję? Przesadziłeś Fabian, przesadziłeś.- pokiwałam z niedowierzaniem głową.- Myślałam, że potrafisz się hamować. Doskonale wiesz o tym, że Kit nie odnajduje się w zespole. W sensie... On się odnajduje ale inni go tam nie widzą.
- Więc coś jest na rzeczy, nie uważasz?- nadal siedział niewzruszony. Czasami wydaje mi się, że nie ma w nim za grosz emocji. Tym bardziej współczucia, którym w tym momencie powinien darzyć Kita.
Ostatni raz zmierzyłam go wzrokiem i zabrałam swój kubek stojący na stoliku. Wolałam opuścić to pomieszczenie, mieć chwilę spokoju w samotności niż się z nim kłócić.
- To ja już będę wychodził.- powiedział mijając mnie w drzwiach salonu. Salonu, takie wielkie słowo określające nasz mały pokój.
- O której wrócisz?
- Nie mam pojęcia. Zbliża się koniec miesiąca, więc mamy bardzo dużo pracy. Trzymaj się Tośka.- pocałował mnie w czoło i wyszedł.
Jeszcze chwilę stałam w korytarzyku patrząc się na drzwi. Nie wiem po co. Nie wiem po co nadal tutaj stoję. Cóż, nadal stoję bo nadal żyję. Idę do Kita.
Uchyliłam drzwi do jego pokoju. Leżał na brzuchu. Jego głowa głęboko była zatopiona w poduszce. Podejrzewam, że jest pogrążony w myśleniu co dla niego nie wróży nic dobrego.
- Kicia...- powolnym krokiem ruszyłam w jego stronę. Tak, jego imię kojarzyło mi się ze słowem Kicia, nieważne. Usiadłam z brzegu łóżka i klepnęłam go w tyłek.- Nie przejmuj się tak Fabianem! Wiesz jaki on jest.
- Nie dotykaj mnie.- przesunął się w stronę ściany.
- Mam wyjść?
- Tak.
Jeżeli Kit chce żebym opuściła jego pokój to znaczy, że mam zostać.
- Ej, odwróć się do mnie.- złapałam jego nadgarstek.
- Zostaw mnie.
- Kit, przestań. Wiem, że wcale tego nie chcesz.
- Mylisz się.
Zamilkłam. Postanowiłam, że przeczekam najgorsze. Posiedzę przy nim aż w końcu zmięknie.
- Wynoś się stąd.- szepnął po jakimś czasie.
- Nigdzie się nie wybieram.- odpowiedziałam mu takim samym tonem.
- To mnie przytul.- dodał jeszcze ciszej.
Usiadłam obok niego. Kit zaraz położył głowę na moich udach.
- Jestem taki beznadziejny.- powiedział łkając. Nienawidzę słyszeć jego płaczu. To dla mnie największe z cierpień.
- Dobrze wiesz, że tak nie...
- Jest dokładnie tak. Jestem beznadziejny. Niedługo umrę z głodu. Z zespołu mnie wyrzucą, nienawidzą mnie. Wykształcenia nie mam, pracy nie znajdę. Nie wiedziałem, że coś takiego może się wydarzyć... że tak skończę. A skończę na ulicy, będąc bezdomnym.
- O czym ty do jasnej cholery mówisz? Nie pozwolimy ci zostać bezdomnym.
- Tosia.. dla mnie już nie ma ratunku. Mogę się jedynie dalej okłamywać, ale co to zmieni? Nie chcę mówić, że jest okej, że wszystko będzie dobrze, gdy doskonale wiem, że tak nie będzie.
- Nie stawiaj się na pozycji przegranej. Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. Nie liczy się to jak zdobędziesz swój cel, stając na starcie jesteś wygranym.
- To nic nie zmienia. Jestem skończony.
- Dobrze wiesz, że to nieprawda.- pocałowałam go w czubek głowy. Chłopak odnalazł moją dłoń i ukrył ją w swojej.
- Przegrałem.
- Obiecaj mi, że będziesz walczył niezależnie od tego co się wydarzy.
- Za co będę żył? Z miłości się nie da, a tego jak na razie mam najwięcej.
- Pomogę ci, zobaczysz, że wszystko się ułoży.

***

*Dean*

Leżę nucąc sobie pod nosem tekst piosenki "The parting glass", a łzy spływają po moich policzkach. Właśnie uświadomiłem sobie jaki jestem samotny. Tyle ludzi dokoła mnie a ja nadal jestem sam. Tak naprawdę byłem, jestem i już zawszę pozostanę.
Wolę umrzeć.
Teraz zacząłem płakać jeszcze bardziej bo ta myśl jest przerażająca, ale chcę umrzeć. Nie zamierzam być ciężarem dla rodziny. Z tym bezwładem w rękach i tak niczego nie zrobię. Odebrano mi pasję, jedyne co teraz mi zostało.
Chcę umrzeć.
Chcę, bo tak będzie lepiej. Dla mnie, dla niej, dla nas wszystkich.
Powinienem umrzeć.
Powinienem, bo to będzie chwila. Na początku wszyscy będziemy cierpieć, ale im przejdzie. Mnie to już nie będzie dotyczyło.
Umrę.
Umrę.

*Dean*

- Dean? Miałeś nigdy więcej o tym nie myśleć.- usłyszałem szept Niny.- W nocy jest najgorzej. Przestań to robić.
Nie chciałem jej odpowiedzieć. Na chwilę obecną chcę tylko jednej rzeczy.
- Wyjdziesz z tego, mówiłam ci już. Nie jesteś chory, jesteś potrzebujący.- usiadła na moim łóżku i złapała za rękę.- A ja będę z tobą. Nie obiecam ci, że na zawsze. Odejdę wcześniej. Może nawet szybciej niż myślisz, ale nawet tam...- wskazała palcem na sufit.- ... nawet tam wysoko, będę o tobie myśleć. Będę bliżej Boga wiesz? Powiem Mu, że ma na Ciebie uważać.
Płakałem jak małe dziecko. Nie lubię z nimi o tym rozmawiać.
- A On to zrobi, bo cię kocha. Kocha też mnie i Charliego, więc nam nie odmówi. Nie miałby serca. Jeżeli będzie naprawdę źle to kogoś ci przyśle. Przyśle ci jakiegoś anioła, który będzie mógł się tobą opiekować codziennie.
W tym momencie zadzwonił telefon. Nina zerwała się z łóżka, odebrała i przyłożyła mi go do ucha. Nie mogłem nic z siebie wykrztusić.
- Nie mogłam spać, musiałam do ciebie zadzwonić... bardzo się martwię.- usłyszałem.
- Caroline?!- odparłem zaskoczony.
Poczułem, że Nina się uśmiecha.
Tej nocy rozmawiałem z nią dobre kilkanaście minut.
- Dean, boli mnie ręka, skończ na dzisiaj.- dziewczynka cicho się zaśmiała. Po chwili zabrała telefon i usiadła na moich brzuchu. Swoimi cieplutkimi dłońmi ścisnęła moje policzki.
- Widzisz? Anioły istnieją i nawet o tobie myślą.
Odpowiedziałem jej uśmiechem, bez zbędnego komentarza.
- Tylko pamiętaj o jednym...- pogroziła m palcem.- Nie myśl o tych złych aniołach, one ciągną cię w dół.
Doskonale wiedziałem którego "anioła" miała na myśli.

*Sean*

- Pójdziesz do Deana?- Kieran jakimś cudem znalazł się w moim pokoju.
- Pójdę do Deana.- odparłem podpisując kolejną płytę.
- Musisz to teraz robić? On potrzebuje nas bardziej.
- Potrzebuje nas tak samo jak nasi fani.- podniosłem głowę.
Chłopak usiadł tuż obok mnie.
- To co zrobiliśmy Tosi było szczytem głupoty.
- Teraz na to wpadłeś?- zapytałem, nie patrząc na niego.
- Zachowaliśmy się nieodpowiedzialne.
- Wydaje mi się, że słowo "nieodpowiedzialnie" tu nie pasuje. Zachowaliśmy się jak idioci, nic nas nie usprawiedliwia. Zwłaszcza ciebie, nawet nasza nienawiść do niej.
- Powinienem ją przepro....
- Tak...- zaśmiałem się.- Spróbuj szczęścia Kieran. Pójdź do niej, na pewno otworzy ci uśmiechnięta i razem z Fabianem i Kitem zaprosi na herbatkę. Jesteś jeszcze większym debilem niż sądziłem.

*Dean*

- Smacznego.- mruknęła ta sama stara, z wiecznym grymasem na twarzy kobieta. Przychodzi tutaj codziennie a ja każdego dnia tak samo nie mam ochoty jej oglądać. Nawet gdy mam dobry humor pojawia się jej twarz i on zmienia się momentalnie.
- Rozumiem, że to nie jest obiad godzien gwiazdy...- niemal rzuciła do mnie talerzem. Czyli znowu ta sama gadka.
- Ja przynajmniej potrafiłem spełniać swoje marzenia. Nie wiem czy rzucanie obiadu pacjentom było szczytem pani wymagać. Ambitnie, nie powiem.
Kobieta w odpowiedzi jedynie zmiażdżyła mnie swoim zimnym spojrzeniem.
- Nie chciała pani od życia czegoś więcej niż monotonii? Ta nawet nie jest do zniesienia. Jest nudna. Jak monotonia.
Starsza pani zaśmiała się pod nosem.
- Chłopcze, pogadamy jak będziesz miał tyle lat co ja. W moim wieku nie ma się marzeń.
Tym razem to ja byłem zaskoczony.
- Bzdura! Marzenia ma się w każdym wieku, nawet na łożu śmierci.
- To jest doskonałe stwierdzenie określające moją sytuację. Jedz, smacznego.
- Dziękuję, ale się nie okłamujmy. Będzie takie jak zawsze. Do "smacznego" wiele brakuje.
- Cieszę się, że doceniasz moją pracę.
- Doceniałbym gdyby pani wkładała w nią przynajmniej gram miłości.
- Tego nie da się kochać.
- Więc po co pani tutaj jest?
Nic nie odpowiedziała.

*Tosia*

Czy ja jestem jakaś inna? Od momentu kiedy Kieran postanowił ze mną zagrać w tą głupią grę, boję się sama pójść do łazienki. Mam wrażenie, że on jest wszędzie. W wannie, za łóżkiem, pod stołem, nawet w lodówce... ale oczywiście byłam tak dobra, że jeszcze broniłam tego idiotę. Teraz to dopiero popadam w paranoję. Wcześniej czułam się nieco dziwnie. Psychicznie. Dzisiaj mam wrażenie, że jestem nienormalna. Dziękuję Kieran, a żebyś się spalił.... No.

*Kieran*

- Odejdź.- usłyszałem szept, łapiąc za klamkę do sali mojego brata.
- Czy ja słyszę głosy?
- Jak do niego wejdziesz to ci zrobię niezłe Paranormal activity w domu, że pożałujesz.- moim oczom ukazała się szczuplutka postać Niny. Dziewczynka oparła się o drzwi a ręce założyła na piersi. Spojrzała na mnie jak na jakiegoś intruza... A co lepsze wyglądała jakby mówiła na poważnie.
- Cześć, kochanie!- uśmiechnąłem się do niej serdecznie i kucnąłem przed jej małą osóbką.
- Bądźmy poważni, bez żartów.- odparła.
- Nina... to, że staniesz mi w drzwiach nie sprawi, że do niego nie wejdę.
- No spróbuj szczęścia, kolego...- zaśmiała się. Odłożyłam na krzesło zakupy, które przyniosłem Deanowi. Zabrałem dziewczynkę na ręce i odłożyłem kilka kroków dalej.
- A byłam tak blisko!- krzyknęła.
Złapałem ją za nosek i zacząłem się śmiać.
- Jesteś kochana, ale już muszę uciekać. Idziesz ze mną?
- Nie, zaraz widzę się z moim kolegą. Tak, mam znajomych.
- Charlie?
- Pff, może.- prychnęła.
Uśmiechnąłem się ciepło do Niny.
- Mam też innych kolegów.
- Dean.
- Jeszcze innych.
- Ja.
- Jeszcze innych.
- Sean.
- Nigdy więcej nie będę wdawać się w rozmowę z tobą.- machnęła ręką i odeszła.

*Kit*

Ktoś zapukał do drzwi. Liczyłem na to, że Tosia ruszy swój zacny tyłek i pomknie je otworzyć. Gdy usłyszałem dźwięk dzwonka po raz 5, zwątpiłem. Podniosłem się z łóżka i ruszyłem przed siebie. Otworzyłem a tutaj niespodzianka. Pusto. Coś mnie skusiło, żeby spojrzeć na wycieraczkę, teraz wiem, że był to błąd...
Przed drzwiami leżała kartka...

____________________________________________________

I jest!! Przez ten czas tyle zmieniło się u mnie, u Was, u naszych chłopaków. Wydarzyło się już chyba wszystko :)
Wybaczcie za taką formę rozdziału, nic w nim nie porywa, ale mam nadzieję, że niedługo pozwolicie mi to zmienić :)
Nie było mnie tutaj trochę, Was też więc chętnie odpowiem na każdy komentarz pod rozdziałem!! :) Także zachęcam do czytania, komentowania, wyrażania swoich myśli, jeżeli ktoś chciałby mi o czymś powiedzieć.
Buziaki, Patty :*




sobota, 10 stycznia 2015

CZEŚĆ MISIE!!


Cześć i czołem to znowu ja, Patty :)
Nie wiem czy ktokolwiek jeszcze o mnie pamięta ale postanowiłam, że się odezwę
Co tam u Was, zagląda ktoś tu jeszcze? :) Bo mam pomysł...

CO POWIECIE NA KOLEJNY ROZDZIAŁ?

Żeby chociaż na chwilę obudzić tego bloga do życia
Zależy ile osób się odezwie, nie chcę pisać tylko dla siebie :)
Więc powiedzcie mi, co wy na to.. Jakie macie opinie?
Uświadomiłam sobie, że życie bez tego bloga i Was jest gorsze, nie jest tak dobrze jak wcześniej.. Dlatego chciałabym do tego powrócić, rozdziałów nie będzie często, na to musicie się przygotować ale postaram się żeby były :) To mogę Wam obiecać, chcę mieć z Wami kontakt, jest to dla mnie bardzo ważne, ale nie wiem czy nadal ktoś z Was tego oczekuje. Dajcie mi znać jak najszybciej a rozdział pojawi się w ciągu kilku kolejnych dni, może nawet wcześniej :)


Aaa, wybieracie się na koncert naszego rumu? :D